
Tragikomedia i tragifarsa – tak mogę w skrócie określić, to co się działo wczoraj w Białymstoku. Do centrum miasta przyszło kilku znanych klakierów z Platformy i KOD-u, bo ktoś jakieś tło musiał robić dla żenującego spektaklu, który zafundował białostoczanom Tadeusz Truskolaski. A spektakl był do tego stopnia żenujący, że gdyby nie barierki i Policja, mieszkańcy nie zostawiliby suchej nitki ani na Truskolaskim, ani na gościach, których ponaspraszał na kompletny niewypał.
Nie ma w moich słowach przesady, bo wystarczy poczytać komentarze na oficjalnym facebookowym fanpage Miasta Białystok – Wschodzący Białystok. Wiele z nich zostało skasowanych lub ukrytych. Ale i tak nie zmienia to faktu, że w swej masie białostoczanie kolejny raz wyrazili własne zdanie w sprawie honorowania Pawła Adamowicza, który z Białymstokiem miał identyczne związki co ja z tajwańskim chórkiem chłopięcym. Zresztą wyrazili je nie tylko w komentarzach, ale także na ulicy. Z tym, że nie było ich za bardzo komu posłuchać. Ale o tym za chwilę.
Najpierw Tadeusz Truskolaski pociągnął swoje towarzystwo na Rynek Kościuszki. A tam, perełki. Wszyscy mówili, że sobie nie radzą. Bez pomocy rządu nie dadzą rady. W tym samym czasie krytykowali rząd, bez którego sobie nie radzą i nie poradzą. Normalnie człowiek płakał jak słuchał tych intelektów. Przewodnią rolę takiego intelektu przejął sam Truskolaski, który do mieszkańców niezadowolonych z tego co widzą i słyszą mówił, żeby startowali w wyborach, wygrali, a będą rządzić. Jemu samemu nie przyszło do głowy, żeby zrezygnować, kiedy sobie nie radzi i po wszystko wyciąga ręce jak dziad pod kościołem. Zresztą podobnie, jak i inni.
Kolejnym mistrzem intelektu był prezydent Poznania, Jacek Jaśkowiak, który powiedział do ludzi, że pracując w biznesie zarabiał więcej niż jako prezydent miasta. Czy to jednak nie dziwne, że tak kurczowo trzyma się stołka, skoro biznes był bardziej opłacalny? I znów człowiek płakał jak słuchał. Zresztą o to trzymanie się kurczowo stołka można byłoby zapytać wszystkich, którzy się pojawili na Rynku Kościuszki by ponarzekać na rząd, choć sami stali tam jako obraz nędzy i rozpaczy, bo to o czym mówili, to był to żywy dowód na nieudolność przedstawicieli władz samorządowych, których są przecież ucieleśnieniem.
„Panie Trzaskowski, pan tu przyjechał, a gówno do Wisły płynie” – takie słowa padły publicznie z ust jednej z kobiet, a jak się szybko okazało, mieszkanki Warszawy, która w Białymstoku była przejazdem i nie mogła wyjść z szoku, że nagle zobaczyła Rafała Trzaskowskiego na Rynku Kościuszki w Białymstoku.
Później padło jeszcze wiele innych wyrazów i pretensji pod adresem grupki samorządowców, którym miny zdecydowanie zrzedły, gdy ludzie wyrażali zdanie po zdaniu co sądzą na ich temat, a jeszcze bardziej – co sądzą na temat uhonorowania Pawła Adamowicza w Białymstoku. Te kilka osób z nizin partyjnych, KOD-u i korpusu urzędniczego, które przyszły popatrzeć na cud zjawisko samorządowe, nie zdołało jednak utrzymać atmosfery luzackiego zachowania prezentowanego na samym początku. Bo samorządowcy tak jak stali, tak zwiali z Rynku Kościuszki słysząc za plecami „wstyd”, „hańba”, „gówno posprzątaj”, żenada”… I pewnie usłyszeliby jeszcze inne wyrazy, ale obecna na miejscu Policja zaczęła ot tak sobie sprawdzać dokumenty zgromadzonych mieszkańców, a w tym czasie grupa nie radzących sobie bez pomocy rządu samorządowców, dała już dyla na skwer, gdzie miała się odbyć i odbyła się druga żenada.
Żenada zaczęła się tak naprawdę już wcześniej, jeszcze na dwa dni przed żenadą główną. Straż Miejska za publiczne pieniądze patrolowała przez dwa dni skwer wokół pomnika Ludwika Zamenhofa. Nie trudno zgadnąć dlaczego. Poparcie wśród mieszkańców Białegostoku dla uhonorowania Pawła Adamowicza w tym miejscu, było mniejsze niż wynosi liczba białostoczan wierzących, że ziemia jest płaska. I zakładam, że to był główny powód, dla którego Tadeusz Truskolaski i ponasprowadzani przez niego polityczni przyjaciele, musieli stać za barierkami przez cały czas, przy sporym nagłośnieniu, a naokoło maszerowali policjanci ze strażnikami miejskimi zwracając uwagę ludziom, którzy mieli czelność rozmawiać ze sobą oceniając całe to żenujące widowisko.
Mundurowi prosili, żeby się nie odzywać, a jeśli już to cichutko. Tych którzy w ogóle się nie odzywali, ale mieli ze sobą transparent na przykład z napisem „Adamowicz to kolega Truskolaskiego, ale nie nasz”, policjanci postanowili wylegitymować i spisać. Ale już na uboczu, a nie w pobliżu żenującego spektaklu. Jeszcze by jakieś kamery uchwyciły takie transparenty… a Jak by uchwyciły, to wtedy wiadomo, obciach na całego. Zawsze dziwi mnie w takich sytuacjach, że PRL jeszcze w wielu siedzi głęboko, do szpiku kości. Oni nie ogarnęli, że dziś każdy ma telefon z aparatem i może nagrywać. Zatem nawet najlepiej pocięta lub zmontowana transmisja z żenującego spektaklu przy Malmeda nie zakłamie tego co się działo naprawdę.
Już sam fakt tak dużego odgrodzenia się od ludzi, dla których przecież znaleziono takiego najlepszego w całym kosmosie i okolicach patrona skweru, pokazuje wyraźnie, że chyba mają tego patrona w najlepszym razie w końcówce okrężnicy, a tak w rzeczywistości, gdyby nie było mundurowych na miejscu, uroczystości pewnie nawet by się nie zaczęły. Dlaczego? Bo mieszkańcy Białegostoku zablokowaliby cały teren, aby nie dopuścić do bezczeszczenia skweru Ludwika Zamenhofa.
Teraz pewnie jeszcze Tadeusz Truskolaski słono wybuli na system kamer monitoringu, aby komuś nie przyszło do głowy z tego szczęścia wywalić na zbity ryj tabliczki z napisem, którego sobie większość nie życzyła i nie życzy. Albo, żeby jakoś inaczej wyrazić co naprawdę myślą o uprawianiu prywaty w miejscu, które nie jest prywatne, ale takim się stało. Czekam już tylko, aż nasz Tadeusz wyciągnie łapy po pieniądze do rządu na system monitoringu, żeby skwer z nową nazwą przetrwał choć do końca roku. Bo przecież hajsu na wszystko brakuje, ale na ponasprowadzanych koleżków i pseudouroczystości się znalazło.
No cóż, Tadeusz Truskolaski na razie postawił na swoim. Na razie. Bo nie mam wątpliwości, że skwer zniknie wraz z Tadeuszem, a przynajmniej z większością w Radzie Miasta, która pozwala na tego typu herezje. Zmieni się władza i skwer zniknie. Wymuszą te zmiany sami mieszkańcy, jak nie na nowych radnych, to na nowym prezydencie. Jak nie za trzy lata, to później. Ta hańba zniknie z Białegostoku. Ale jedno co na pewno nie zniknie, to błoto, którym Truskolaski sam się ochlapał chcąc na siłę stworzyć uroczystości z niewypału, jakim był nieakceptowalny w Białymstoku pomysł honorowania nieżyjącego prezydenta Gdańska. Teraz przynajmniej za ten niewypał poświeci oczami przez jakiś czas przed koleżkami, których sprowadził i zafundował im spektakl z gównianym jak woda Wiśle zakończeniem.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: bialystok.pl)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie