Reklama

Można wygrać z bezdusznością urzędników. Pana Anatola wciąż jednak chcą wyrzucić

18/06/2022 15:43

Ponad dwa miesiące minęły od pomyślnego zakończenia niezwykle bulwersującej sprawy. Urzędnicy miejscy zamierzali wykurzyć z mieszkania socjalnego starszego białostoczanina, mężczyznę ciężko chorego, z niepełnosprawnością. Miała być eksmisja, ale te plany pokrzyżował sąd. Argumenty miasta nie przemówiły do prowadzącej rozprawę. Dziś pan Anatol na razie spokojnie żyje w miejscu, które za własne spore pieniądze przystosował do swoich potrzeb i ograniczeń ruchowych. Ale walka z miastem kosztowała go wiele sił, stresu. W pierwszej instancji wygrał dzięki zaangażowaniu Tomasza Piesieckiego, od lat jeżdżącego na wózku społecznika, wiceprezesa fundacji Megafon, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. Ale to nie koniec. Powód nie dał za wygraną i prawdopodobnie będzie przeprawa przed drugą instancją.

50-letni pan Anatol jest rencistą, cierpi na zanik mięśni w przed- i ramionach. Nie ma sił, by choćby podnieść ręce ponad głowę. Nawet długopisu nie jest w stanie utrzymać w dłoni. Nie podniesie cięższego garnka. Żadnych większych zakupów nie zrobi - to zaprzyjaźnieni sąsiedzi pomagają mu w tej czynności. Ma przyznaną grupę inwalidzką.

Jakiś czas temu, jako osoba z niepełnosprawnością, która została bez bliskiej rodziny, własnego "kąta" i możliwości wynajęcia mieszkania na rynku komercyjnym, otrzymał w Białymstoku lokal socjalny. Czekał na niego 10 lat. Ten był pusty, więc samemu trzeba było go urządzić. Mężczyzna długo walczył o to, by znalazła tam się wanna, ponieważ stanie pod prysznicem sprawiało problemy. Prosił i postulował do urzędników, by przerobić system dopływu i odpływu wody. Z jego relacji wynika, że Zarząd Mienia Komunalnego nie chciał słyszeć o tym, by ponosić jakiekolwiek koszty.

Białostoczanin zatem sam, z własnych pieniędzy, finansował prace, które przystosowały mieszkanie do jego potrzeb, które miały ułatwić mu codzienne funkcjonowanie. Co trzeba podkreślić - koszty wyszły wyższe niż standardowo przy urządzaniu mieszkania. Niestety, ponieważ przy wejściu znajdował się wysoki próg, któregoś dnia mężczyzna potknął się, złamał bark i obojczyk. I wtedy zaczęły się kłopoty... Została mu bowiem podwyższona grupa inwalidzka, a ponadto otrzymał na czas określony rentę wypadkową. To stało się powodem, że przekroczył próg dochodowy umożliwiający zajmowanie dotychczasowego lokalu socjalnego. Urzędnicy bardzo szybko zwietrzyli okazję do wyrzucenia pana Anatola. Zagrozili eksmisją, a skoro to nic nie dało, bo człowiek nie miał dokąd pójść, skierowali sprawę do sądu.

Wieści te dotarły do Tomasza Piesieckiego, wiceprezesa fundacji Megafon. Organizacja zastanawiała się, czy należy się tu angażować - przeglądano dokumenty, sprawdzano udostępnione rachunki. I dosłownie w przeddzień rozprawy zapadła decyzja: walczymy! Prawnicy do późnej nocy opracowywali pisma i przygotowywali się do wystąpienia przed sądem.

Osobie niepełnosprawnej należy się lokal socjalny, jeżeli ta nie ma się gdzie podziać i nie ma najbliższej rodziny - wyjaśnia Tomasz Piesiecki. - Towarzyszyłem panu Anatolowi w trakcie rozprawy. Pełnomocnik powoda, czyli miasta, zgadzał się na to, by sąd przyznał panu Anatolowi lokal socjalny, ale nie ten, w którym mieszka, które dostosował za swoje pieniądze pod swoje potrzeby. Sędzia Joanna Kobeszko zapytała go o to, czy jeżeli zastosuje artykuł, dzięki któremu miasto będzie miało obowiązek przyznania mieszkania socjalnego, to czy miasto pozostawi pana Anatola w tym lokalu, w którym żyje, czy eksmituje go i białostoczanin będzie musiał czekać na przyznanie nowego. Pełnomocnik odpowiedział, że to zależy od tego, jak się pan Anatol dogada z Zarządem Mienia Komunalnego, ale z reguły są takie praktyki, że byłby eksmitowany.

W piśmie procesowym, przygotowanym na rzecz pozwanego przez prawników fundacji Megafon wskazano na artykuł 5. Kodeksu cywilnego, mówiący o zasadach współżycia społecznego, na podstawie którego sąd ma możliwość zostawienia osoby w lokalu, w którym mieszka.

Zrozumiałem, że miastu chodziło o to, by dać pusty lokal, a otrzymać wykończony, dostosowany do potrzeb osoby niepełnosprawnej. Widziałem dokumenty pana Anatola i koszty, które ponosi w związku ze swoją niepełnosprawności i wiem, że nie stać go kolejny raz na takie wydatki - podkreśla wiceprezes fundacji Megafon. - Kiedy pan Anatol opowiadał swoją sytuację życiową przed sądem, głos mu się łamał i popłynęły łzy. Czułem, że mówi prawdę, że to nie jest cwaniak, który chce mieć bardzo tanio wynajęty lokal.

Jak wspomina Tomek, po ogłoszeniu orzeczenia (6 kwietnia tego roku, rozprawa odbyła się 1 kwietnia) była wielka radość i jednocześnie zaskoczenie. Sąd powołał się na wspomniany art. 5. Kc i pozostawił Anatola w lokalu dotychczasowym. Zdziwienie pozytywne, bo sąd wydał ludzki wyrok i zrobił to, co sądy nieczęsto robią.

Będzie jednak ciąg dalszy. Miasto nie zamierza się poddawać i sprawa prawdopodobnie rozstrzygnie się przed sądem drugiej instancji. Fundacja Megafon w dalszym ciągu będzie pomagała pozwanemu, jej prawnicy już przygotowują się do tego starcia.

(Piotr Walczak)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do