
Władze Białegostoku wciąż nie zdecydowały się zorganizować odłowni dzików. Skutkiem tego wieczorem po miejscach, po których spacerują ludzie, spacerują także i dziki. Między innymi minionego wieczora „zwiedzały” sobie Park Planty, nieopodal bramy do Ogrodów Branickich.
Dzikie zwierzęta już od dłuższego czasu pojawiają się w miejscach, w których być ich nie powinno. Po ulicach naszego miasta od dawna spacerują łosie, widzieliśmy też, że wolno biegał koń, zaś dziki to już stały element naszego krajobrazu. Zwłaszcza wieczorową porą widać je na osiedlach mieszkaniowych. Spacerują całymi stadami w poszukiwaniu jedzenia. Pisaliśmy zresztą o tym na naszych łamach wielokrotnie. Temat nie został załatwiony, mimo że do władz Białegostoku ten problem zgłaszany był wielokrotnie – tak przez mieszkańców, jak i radnych.
Na początku tego roku zajmował się nim radny PiS Henryk Dębowski, który zwracał się z interpelacją do prezydenta Białegostoku, aby ten zorganizował ustawienie odłowni dzików. Takie odłownie funkcjonują w innych miastach Polski, gdzie także dziki spacerują po osiedlach mieszkaniowych lub wręcz po ulicach, często nawet przechodzą między jadącymi samochodami, stwarzając zagrożenie także i dla kierowców. Prezydent Białegostoku jednak takiej potrzeby nie widzi. Jego zdaniem ten problem powinien rozwiązać Wojewódzki Lekarz Weterynarii.
„Z uwagi na zagrożenie ASF, Białystok objęty jest czerwoną strefą jako obszar objęty restrykcjami, zgodnie z decyzją wykonawczą Komisji (UE) nr 2018/1282 z dnia 21 września 2018 r. wszelkie działania w odniesieniu do populacji dzików na tym terenie pozostają w kompetencji Wojewódzkiego Lekarza Weterynarii. W obszarze czerwonej strefy obowiązuje zakaz przemieszczania zwierząt. W związku z powyższym ustawienie odłowni na terenie miasta jest niezasadne, gdyż nie ma możliwości wywozu odłowionych zwierząt poza teren miasta. (…) W przypadku szczególnego zagrożenia w prawidłowym funkcjonowaniu obiektów produkcyjnych i użyteczności publicznej przez zwierzynę, starosta w porozumieniu z Polskim Związkiem Łowieckim, może wydać decyzję o odłowie, odłowie wraz z uśmierceniem lub odstrzale redukcyjnym zwierzyny. Wydanie takiej decyzji jest ściśle związane z zaistnieniem określonych w tym artykule, tj. przypadku szczególnego zagrożenia w prawidłowym funkcjonowaniu obiektów produkcyjnych i użyteczności publicznej przez zwierzynę” – tak odpisał radnemu Dębowskiemu Krzysztof Karpieszuk, sekretarz miasta z upoważnienia prezydenta Białegostoku.
Dlatego, jeśli dzik, może nawet chory na ASF, zaatakuje kogokolwiek z mieszkańców Białegostoku, najpierw trzeba będzie wydać urzędową decyzję. Dzik zapewne w międzyczasie poczeka sobie gdzieś na krzesełku lub pospaceruje pod urzędem czekając na decyzję o swoim własnym odłowie albo o odstrzale. Stąd białostoczanie powinni wiedzieć, że w przypadku ataku dzika powinni sami napisać wniosek do prezydenta o wydanie stosownej decyzji o odłowieniu lub odłowieniu z odstrzałem, a może jeszcze nawet i pod pachą przynieść dzika do urzędu, aby było wiadomo, który z nich zaatakował i który pójdzie na odłów lub odstrzał.
Tymczasem dziki były widziane dokładnie wczoraj. Na dodatek w miejscu, w którym na pewno być ich nie powinno. Zauważyli je przechodnie w Parku Planty, kiedy przechodzili z psami główną alejką. Kilka sztuk buszowało w trawie i przy krzakach, nieopodal wejścia do Ogrodów Branickich.
Biorąc pod uwagę to, że zbliża się okres wakacyjny i w takich miejscach jak Park Planty czy Ogrody Branickich będzie pojawiało się coraz więcej mieszkańców oraz turystów, warto być może wrócić do pomysłu radnego Dębowskiego o ustawieniu odłowni. Dzik bowiem może być bardzo agresywny i stanowić realne zagrożenie dla życia lub zdrowia człowieka. W najlepszym wypadku odstraszy skutecznie mieszkańców od spacerów po Plantach, a turystów wypłoszy z miejsc najczęściej odwiedzanych i uwiecznianych na fotografiach.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: He&She Fotografia)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie