Reklama

Okiem hejtera, odc. 12: Niedobór mózgu w przestrzeni miejskiej

03/08/2013 18:00
Remonty, naprawy, uprawy, upławy. Białystok wrze, furkocze dźwiękami spalinowych gigantów, które przewalają piach z miejsca na miejsce, piach wbijają w piach, albo piach w miejsce, gdzie już jest piach dowożą, by piachu na piachu było więcej pod kolejne transporty piachu.

Że syf się z tego robi niemożliwy – proste. Wraz z przyrostem piachu rośnie w ludziach frustracja. A więc coraz częściej – i zdecydowanie częściej, niż zwykle - zdarza się, że kiedy przechodzę przez przejście dla pieszych, a na horyzoncie pojawia się samochód, ów przyspiesza, co sygnalizuje zwielokrotnionym rykiem silnika. Kretyn. Bo raz, że i tak przez przejście przechodzę energicznie. Dwa – potrącić mnie na przejściu to skazać się na liczne nieprzyjemności finansowo - sądowe. Trzy – zaczyna przyspieszać będąc ode mnie tak daleko, że choćbym był nie trzydziestoletnim niespełna Walińskim, ale osiemdziesięciolatką, która pół życia rozwijała karierę pirata i dorobiła się drewnianej nogi – ba! - dwojga takich nóg - to i tak zdążyłbym przejść. Więc o co mu chodzi? Wystraszyć kogoś chce? I jaka z tego radość? Nie. Jest sfrustrowanym kretynem. Kretynem sfrustrowanym tym bardziej, że mija piach, który na piach przywiozły ciężarówki służące do transportu piachu na piach...

Idę dalej. Niedaleko na bloku właśnie powstał mural. Fajnie. Bo murale są fajne. Ożywiają miejską przestrzeń. Że ten konkretny graficznie mi się nie podoba – inna sprawa. De gustibus... Tylko idę i zastanawiam się, poza oczywistymi wartościami ożywiającymi miejską przestrzeń – po co komu taki mural? Mural poświęcony tolerancji – oto osoba na nim ściąga maskę człowieka o skórze białej, spod której wyłania się twarz o skórze innego koloru. Przesłanie więc ma być pewnie takie, że oto w każdym z nas tkwi jakaś inność, jakaś obcość, że tak naprawdę wewnątrz jesteśmy wszyscy tacy sami. Tudzież, jak ujęliby to mieszkańcy okolic muralu: "Każdy w głębi duszy jest ciapaty". Tylko jakie znaczenie i sens ma ten mural? Czy panowie o łysych głowach zahodują bujne czupryny niczym – nie przymierzając – Ato Boldon? Czy zamiast swastyki zwanej też u nas "hinduskim symbolem szczęścia", zaczną na koszulkach nosić podobiznę Ernesto "Che" Guevary (co moim zdaniem równie ideologicznie parszywe)? Czy z muru nieodległego od rzeczonego muralu, a ustawionego frontem do ulicy zniknie wdzięczne sześćdziesięcio-metrowe graffiti "Skinheads"? Albo równie nieodległa grafficiarska reklama ultrasów Jagiellonii Białystok? Co z kolei skłania mnie do innej refleksji. Czy oto w Białymstoku działa konkurencyjny do "Jagi" klub o nazwie "JaJga"? Bo patrzę na te kibolskie logówki i jak byk każda z nich ma w środku drugie "J". Jak byk.

Jeden mural wyprze drugi? Nie sądzę. Profesjonaliści od efektów specjalnych ze specjalizacją w "ciapatych drzwiach" ani od tego muralu nie zmądrzeją, ani nie nabiorą szacunku do drugiego człowieka. Nie pojawią się od tego nowe perspektywy. Nie zniknie wywołana brakiem wykształcenia i biedą frustracja. Przeciwnie. Wzrośnie. Bo ten nasz nieowłosiony pan, który i tak "ciapatych" nie lubi, teraz "ciapatego" będzie codziennie widział na sąsiednim bloku. I będzie go to wku***ało (czyt. frustrowało). Ale "w mieście walczy się z nietolerancją". Owszem. Wydaje się pieniądze na z założenia nieskuteczną akcję, żeby tylko w mediach ktoś napisał, że coś tu się w temacie robi. Kolejna akcja pozorna. No, ale przynajmniej jakaś. A gdzie edukacja? Gdzie udział władz?

Jak chwilę temu z koncertem na rzecz tolerancji, którego organizatorzy z pewnością głębią pomyślunku się nie charakteryzują. Bo wyobraźmy sobie: przeprowadzam oto akcję mającą na celu dowieść, że świerk ma przewagę nad jodłą. Zwożę więc do centrum Białegostoku całą masę świerków, za to ani jednej jodły. Świerki ustawiam tak, by się pięknie prezentowały, dokładam kilka bannerów z przekreśloną jodłą. I zadowolony z siebie czekam. I oto zjawiają się miłośnicy świerków, z wielkim uznaniem świerki obserwują, dyskutują o nich, zachwalają ich zalety. Miłośnicy jodeł, albo ludzie bez preferencji w tym względzie nie przychodzą. Bo nie są miłośnikami świerków, tylko jodeł, albo nie mają w tym względzie preferencji, więc na co im przychodzić i oglądać świerki? A jeśli nawet przychodzą, to w olbrzymiej większości do domu wracają jako – nadal – miłośnicy jodeł, albo osoby bez preferencji, co najwyżej komentując, że oto Waliński, debil, świerków do centrum nazwoził, bo nie wie, że przecież jodły fajniejsze, albo że mieć w tym względzie preferencje, to kretynizm sam w sobie.

No i tak to na koncert mający szerzyć tolerancję (miłość do świerków) zaprasza się muzyków ideologicznie dopasowanych (miłośników świerków), którzy grają jak najlepiej potrafią dla tych, którym tolerancja jest bliska (także miłośników świerków), ewentualnie kilku przypadkowych osób (tych co nie mają zdania – świerk, czy jodła). Gdzie w tym przypadku miłośnicy jodeł? Mogli wpaść i zrobić rozróbę, ale nie pojawili się. Zostali w domach planując kolejną akcję propagującą jodły, to jest podpalenie kolejnych "ciapatych drzwi". Ale włodarze znowu zadowoleni. Coś zrobili. Znowu wywalili w błoto masę kasy, nie osiągnęli żadnego efektu, dowiedli że kiedy zdobywali polityczne sznyty nie mieli czasu na choćby zdawkowy kurs logiki. Kolejna akcja pozorna.

Nic to jednak. Autobus – o którym było dawno temu, w odcinku drugim. Wysiadam w najbardziej rozkopanym miejscu Białegostoku, a jednocześnie najważniejszym węźle komunikacyjnym miasta. Wysiadam, widzę słońce i zastanawiam się, czy nie będzie padać, kiedy przyjdzie mi wracać do domu. Bo ostatnio padało. Burza była. I przemokłem do suchej nitki. Bo kluczyłem i błądziłem pośród przejść tymczasowo wytyczonych i tymczasowo skreślonych, uskakiwałem przed autobusami, które z przechodniami dzielą pas ruchu (sic!), omijałem kałuże w nierównym podłożu (chodzenie tamtędy w pantoflach na miękkiej podeszwie to prawdziwy koszmar). Bo na prowizorycznych przystankach nie ma wiat. Nie ma, bo wszystkie ciężkie maszyny, które stoją sobie wokół służą przecież do przewożenia piachu na piach przywieziony na piach, by na piachu było więcej piachu pod piach, który jeszcze przywiozą. Zupełnie nie nadają się do wożenia nie takich przecież znowu ciężkich wiat...

(Tekst: Paweł Waliński, foto: Paweł Waliński)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do