Reklama

Okiem hejtera, odc. 14 - Bocianie odloty, na wiosnę kłopoty...

17/08/2013 18:00
Zaraz wrzesień. Kto miał być zapłodniony, ten już został zapłodniony. Taka prawda.

W naszej kulturze symbolem spodziewanego nowego życia jest bocian. Skojarzenie to sensowne i uzasadnione, bo wrośnięte w tradycyjny wiejski krąg życia. Ale pozostaje skojarzeniem. Należy na wstępie już zaznaczyć, że nie jest tak, że bocian fizycznie przynosi dziecko. Z wielu powodów. Raz, że ptak to może i niemały, ale patykowaty i trzymanie w dziobie czterokilogramowego berbecia byłoby dla niego nie lada problemem, szczególnie, że droga z Afryki jest długa. Dwa – z Afryki – więc dziecko mogłoby być nie do końca dopasowane do naszych warunków, co z kolei mogłoby prowokować nieciekawe zachowania u mężów kobiet dziecka się spodziewających. A jeszcze tego bocianowi brakowało, żeby z powodu jego działalności któraś tam ślubna skończyła z podbitym okiem, albo nożem między żebrami. Bocian i dziecko to więc skojarzenie metaforyczne, oparte na współwystępowaniu zjawisk.

Prześledźmy kolejne etapy tej korelacji. Etap pierwszy to zajście. Idealnym momentem na owe w warunkach wiejskich były żniwa. Raz, że przy żniwach sąsiad pomagał sąsiadowi (czy raczej w tym kontekście: sąsiad sąsiadce i wzajemnie), więc zapewniony był konieczny element możliwości zmieszania się zasobów genetycznych. Dwa – snopek może nie jest łożem z baldachimem, ale lepiej na nim, niż na rżysku. Doskonale w tym samym momencie bociany odlatują z naszych ziem, co by jeszcze z ciepłych wiatrów w interkontynentalnej podróży skorzystać.

Etap drugi – ciąża. Ze wszech miar wskazana zimą i w okresie przednówka. Dlaczego? Dlatego, że zaraz po zajściu zachowujemy tężyznę fizyczną wystarczająca, by kopać ziemniaki, tudzież zbierać jabłka – a więc możemy się na coś przydać. Objawy ciąży podobne chorobom – wszelkie niedomagania – realizujemy za to zimą, kiedy, jak wiadomo, w polu pracy dużo nie ma. Etap trzeci zaś – rozwiązanie – przychodzi tuż przed chwilą, kiedy znów należy wyjść z chaty i wziąć się za ciężką robotę. A że moment ów pokrywa się z bocianim powrotem, to i w gminnej świadomości bocian utrwalił się jako ten ptaszor, co bobasy zapowiada. I oto cały mit rozszyfrowany.

Nie o deszyfrację mitu jednak chodziło, a o konstatację, że jak świat światem, od wieków, zachodzenie następowało w miesiącach wakacyjnych, natomiast rozwiązanie na wiosnę. Nie zmieniło się to i dziś. Młode, niewinne dziewczęta, rozkwitający płciowo chłopcy nie robią już tego jednak w polu, ale w warunkach bardziej cywilizowanych – w namiotach nad jeziorami, nadmorskich kwaterach, czy hostelach przy okazji wyjazdu na letni muzyczny festiwal. Jest to naturalne odwzorowanie faktu, że w epoce postindustrialnej coraz mniej mamy ludności wiejskiej i na wsi pracującej, a coraz więcej miejskiej oraz że Polska w końcu "zdanża" i jakiekolwiek festiwale się u nas w końcu odbywają. Ale nie w tym rzecz. Rzecz w tym, że niejedna matka – a po zapłodnieniu już przyszła babka, odżegnuje swoją zapłodnioną pociechę od czci i wiary. A dlaczego? Europa się starzeje, demograficznie leżymy i piszczymy o tym, że zostaniemy przez tych, czy owych skolonizowani... Dlaczego nie cieszyć się więc z nowego życia? Dlaczego nie zachęcać potomstwa do produkcji potomstwa? Taka zachęta jest przecież naszym obowiązkiem patriotycznym! Rzec by można wręcz, że rzeczona niezadowolona z nastoletniej ciąży matka jest po prostu piątą kolumną, sabotażystką, elementem wrogim polskiej tradycji i na celu mającym zniszczenie przyszłego prosperity naszego kraju, a nawet kontynentu. Jest – można powiedzieć – cieniem ręki szariatu i hip hopu, która spada na Europę i wróży jej przyszłą kolonizację. Jest zemstą Aborygena, koktajlem mołotowa Antify.

Postuluję więc, żeby rodzice nakłaniali swoje dzieci do wyjazdów. Najlepiej w parach. Najlepiej na jak najdłużej. Niech je dosłownie wypychają z domu. Więcej – postuluję szeroko zakrojoną, ogólnopolską akcję z bocianem w logo, która będzie zachęcać, by przyrodzie stało się zadość. By natura zamknęła swój krąg, by na wiosnę do naszego kraju przyleciało jak najwięcej bocianów. Ze wszech miar to naturalne. Dajmy bocianowi zrealizować swoją mitologiczną rolę. Dziewczyno! Nie mów "Nie! Nie!". Mów: "Kle! Kle!" i radośnie bierz się do dzieła. Miłe kioskarki i aptekarki powinny z kolei za państwowe pieniądze mieć sfinansowane widelczyki, którymi niestrudzenie, przez osiem godzin pracy nakłuwały będą każdą znienawidzoną prezerwatywę.

Róbmy to! Wszyscy! Każdy z każdym, z boćkiem na sztandarze i dumą na twarzy. Poseł z posłanką, rolnik z chłopką, profesorka z kryminalistą, żołnierz z księgową, Paweł Kukiz z yeti... no tu może się zapędziłem. Ale róbmy to! Kto wie? Może idąc tą drogą za dwa pokolenia skolonizujemy Chiny?

(Paweł Waliński)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do