Reklama

Okiem hejtera, odc. 34: święta wirtualne, a realne

19/12/2013 18:00
Wiele jest sytuacji, kiedy wersja demo wygląda lepiej od oryginału. Baba przed ślubem, kurzy cyc w hipermarkecie, buły w reklamach McDonalda. Ze świętami podobnie. A skoro już wszyscy na święta narzekają, to winienem i ja.

Leżę w półśnie i oglądam sobie jakiś blok reklamowy. Pomiędzy fatalną reklamą w której jakaś okrutna pani wmusza dzieciom ser z wiadra, a drugą – zoofilską – gdzie krowa przywraca w jakimś miasteczku czułość, lecą reklamy świąteczne. Piękny domek na przedmieściach, piękna iluminacja, wszystko sielsko, wszystko bajkowo. Świętować nie umierać. Mnie jednak to tylko denerwuje. Bo wiem jak jest naprawdę. Jak w "Christmas Vacation" z Chevym Chasem. Drzewko za duże, ręce pocięte przy oprawianiu. Stojak niestabilny. A światełka splątane. A rozplątać trzeba. I to nie jeden komplet, a co najmniej kilka. Wszak trzeba sąsiadowi chamowi pokazać kto pan i gdzie on wywiesza jeden komplet, my musimy dać trzy. Niech się bydlak uczy. A że korki przy tym wywali – trudno. Edukacja wymaga poświęceń.

Nic, że po drodze będzie awantura z domownikami w ważnych kwestiach choinkowego designu. Normalka. Jeden lubi kwiatek do kożucha, inny anielski włos na choince. Ale ma prawo lubić. Nie po to stał w galerii kilka godzin za playstation, żeby teraz szczeniak uwagę zwracał i się podśmiechiwał. A i w galerii przecież niewesoło. Buractwo wózkami jeździ jak banda ślepców. Niewychowane dzieci drą mordy i snują się pod nogami. Dziady nasze, dziady ze wschodu. Jeden śmierdzi czosnkiem, drugi naftaliną.

Relaks. Człowiek by sobie coś pooglądał. Tylko ile razy można oglądać durnego Kevina? Ale nie, jak raz pewna stacja telewizyjna chciała w tym okresie z jego emisji zrezygnować, chamstwo podniosło larum, że "jak to święta bez Kevina?". Popatrzyliby sobie lepiej na to, co ze słodkiego chłoptasia wyrosło. Ciekawe, czy jednej z drugą babce by się to spodobało. No, ale przecież nikt nie każe telewizji oglądać. Można porozmawiać. Dowiedzieć się, kto na co choruje, kto jest już po stomii, a kto niecierpliwie czeka na zabieg. Kontemplować kolor woreczka. Można pochwalić się, co to nie my, ośmieszyć nielubianych członków rodziny. Dać w prezencie niechciane, otrzymane rok temu prezenty. O tradycjach związanych z życzeniami i firmowymi opłatkami pisał nie będę – wystarczy głos, jaki w tej kwestii zabrała Red. Siewiereniuk-Maciorowska.

Wracając do stołu... Żarcia musi być przesyt. Bo przecież nie możemy pokazać, że kryzys, że może ekonomicznie nie za lekko. Albo, że rozumiemy zdrowe nawyki żywienia. Nie. Trzeba się nażreć tak, żeby raz popuszczonego pasa nie dało się już dopiąć na poprzednią dziurkę. Trzeba narobić tyle żarła, żeby nie mieściło się w lodówce i żeby można było je potem dożerać. Do wyrzygu. Odsmażane mięsiwa, odgrzewane bigosy, zgaga od n-tego barszczu z rzędu. A czego się i tak nie zeżre, trzeba będzie wywalić. I nic, to że ktoś tam gdzieś głoduje. Że może nie musi tego wszystkiego być aż tak dużo. Nic, że trzeba było wziąć chwilówkę. I że bajzel po kilku-, lub kilkunastoosobowym obżarstwie trzeba posprzątać. Jest okazja żeby wydrzeć mordę. Jak kto krewki, albo wypił to także w mordę – dać. Jakież cudne łańcuszki wyzwisk i obelg słychać podówczas na polskich blokowiskach. Jak pięknie w tym okresie podniesionym głosem męzowie komplementują żony, a żony mężów. I to przy otwartym oknie – widać chcą dzielić się świąteczną atmosferą.

W telewizji i kościołach panowie w ornatach snują niemądre fantazje o świątecznych przeżyciach duchowych. Ci co ich słuchają – nieważne live, czy po kablu – w tym czasie wsłuchują się w bulgot swoich kiszek. Bo przecież – jak podaje portal natemat.pl – tylko 45% Polaków wierzy w zmarwychwstanie Chrystusa. Zmartwychwstać trudniej, niż się urodzić – choć tu może szaman Bashobora by się kłócił – więc niech w urodzenie rzeczonego Chrystusa wierzy ciut więcej. Powiedzmy 60-65%. Reszta stoi, bo wypada i kontempluje kichy. Nie żebym bronił katolickich tradycji świątecznych. Jako wojujący ateista powyższe procenty uważam za abstrakcyjnie wysokie. Chodzi mi raczej o punktowanie hipokryzji.

Niepełnosprytny radny PiS, Kazimierz Dudziński, wykłóca się, że ten Mikołaj jest prawdziwy, a tamten nie . Też można. Dzieciom przykrość robić i za pieniądze podatników pier*olić o Mikołaju. Miejmy nadzieję, że przy urnie zostanie Dudziński zweryfikowany. Wszak nie pierwszy to raz, kiedy przynosi wstyd - tak naszemu miastu, jak i rzędowi naczelnych.

I tak to w Polsce pod koniec grudnia. Co roku. W reklamie Wedla jakiś nietrzeźwy renifer śpiewa w kółko "zimny bełt, zimny bełt". I tak sobie myślę, że święta w ogóle nie są takie, jak próbują przekonać nas tradycja, telewizja, reklamy... I że gdyby faktycznie prawdą były głupoty, że w Wigilię zwierzęta mówią ludzkim głosem, to pewnie powiedziałyby: "Chyba was wszystkich poje*ało".

(Paweł Waliński)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do