Za Wikipedią: "Ruchy Browna to chaotyczne ruchy cząsteczek w płynie (cieczy lub gazie), wywołane zderzeniem zawiesiny z cząsteczkami płynu". Jak zauważył Julio Cortazar, w makroświecie ruchy Browna, czy coś na ich kształt, możemy zaobserwować patrząc na muchy.
Kto widział, jak czortostwo lata wokół żarówki, ten wie o co chodzi. Ładu i składu w tym nie ma, marnotrawstwo energii ogromne. A jeśli się jeszcze dobierze owych much dwie, lub więcej, to już zupełne szaleństwo. Oczopląsu dostać można.
Czego z kolei Cortazar nie zauważył, to fakt, że na zasadzie ruchów browna działają też ludzie. Dowodem na to behawior, jaki można zaobserwować na każdym praktycznie ryneczku. A że takowy nagminnie mijam idąc do redakcji, to i oczopląs mi nieobcy i irytacja.
W praktyce wygląda to tak,że wzdłuż ścian budynku rozstawiają się handlarze maści wszelakiej. Dosłownie wszystko mają: od jajek po ikony, od miodu po AK-47 (jak sądzę, tego nie sprawdzałem). Inna rzecz, że jajka reklamowane jako wiejskie, własne (z własnego chowu, nie własne-własne), często są tak naprawdę z masówki hipermarketowej, jedynie przełożone w zgrzebne opakowania, żeby się wydawało... Ale nie w jajku sedno, choć sedno – jako takie- każde jajko ma. Sedno w ludziach. Wzdłuż ściany się rozstawiają – w porządku – cień jest i jakaś spójność. Problem w tym, że ustawiają się też po drugiej stronie chodnika, tworząc alejkę. Tu mydło, tam powidło. Tu miód, tam cud. Osobiście poniekąd odbieram to jako atak. Osaczony się czuję, ty bardziej, że ląduje na mnie proszalny wzrok pań, które nierzadko mają też na sobie charakteryzację na społeczną patologię. Nawet jeśli nią nie są. Jednak i to nie największy problem.
Wchodzę w "alejkę" i co? Sam ruchy Browna muszę uprawiać, by uniknąć ruchów Browna pozostałych. Bo snują się, patrzą w słoiki i koraliki jak szpak w gnat. Przed siebie nie patrzą, bo po co? A kontakt z takowymi niekoniecznie przyjemny. Spocony sobol na klacie. Nieprana koszula po kilku noszeniach. Pachnące naftaliną kwieciste bluzki. No i klamoty: reklamówki, torby, plecaki. A w nich cały arsenał rzeczy brzydko pachnących, ostrych albo ciężkich. No i kolano obite, biodro naruszone. No i człowiek musi się spinać, wypatrywać zagrożenia.
Ale ryneczek ryneczkiem. To samo w hipermarketach. Pani się zapatrzy i bum. Wózkiem po stopie, przejazd zablokowany, a zabrana na zakupy dziatwa robi absolutnie wszystko, żeby trafić pod nasze kółka. Wszystko. Galerie handlowe. Szczęście, że zwykle duże w nich alejki. Ale i tak niektórzy muszą iść "ławą", jak napoleońskie hufce. I wystawy takie ładne, ciężko wzrok oderwać, nawet jeśli się na kogoś wpadnie. Tu jednak oddać honor trzeba, że wpadanie jakby trochę przyjemniejsze, bo w tych miejscach ludzie częściej higienicznie zadbani.
Ścieżki rowerowe to kolejny areał, gdzie widać ludzką bezmyślność i demonstrowane są ruchy Browna. Ścieżka, a obok chodnik. Na ścieżce namalowany rower, na chodniku namalowany chodzący. Więc oczywiście wiadomo... że trzeba zapakować się na pas z namalowanym rowerem. I potem oczywiście pretensja. Że jak to, szalony jedzie na pełnej prędkości. Że wariat, kogoś zabije zaraz. A samemu słuchaweczki na uszach. Albo beztroska obserwacja okoliczności przyrody.
Przejścia dla pieszych podobnie. Chyba że ze światłami. A jak nie ma przejścia, to wypada wyjść zza autobusu. Bo za autobusem cień, a w cieniu przyjemniej. Bardzo rozsądnie. W knajpie też się zdarza. W bar się jeden z drugim zapatrzy, potknie się, wpadnie, przyatakuje, piwem obleje. I albo awantura i po kłach, albo człowiek tym piwem śmierdzi. Bo piwo pachnie w kuflu, czy butelce, ale na koszuli już niekoniecznie.
Zamyślić się – rzecz ludzka. Każdemu się zdarza, ale całe życie poruszać się ruchami Browna, bezsensownie snuć nie zważając na bliźniego – to już fajne zupełnie nie jest. Tym bardziej, że skoro jeden element zachowania przejmujemy od much, to czemu nie inne? A muchy, jak powszechnie wiadomo, ciągnie do...
Fuj, jak fota :(