
Kolejny pożar w Białymstoku i kolejny raz płonął drewniany dom, w którym nikt nie mieszkał. To drewniany zabytkowy dom na ulicy Młynowej, który we wtorek nad ranem gasiło blisko 20 strażaków. Strażacy przekazali, że wewnątrz nikogo nie było i nikt nie ucierpiał.
Pożar wybuchł w nocy, z minionego poniedziałku na wtorek. A przynajmniej strażacy informację o pożarze otrzymali kilka godzin po północy. Kiedy przybyli na miejsce, dom już stał w płomieniach i palił się drewniany dach. Natychmiast podjęli akcję gaśniczą i sprawdzili, czy wewnątrz nikogo nie ma.
- 3 grudnia przed godz. 4 do SKKM wpłynęło zgłoszenie o pożarze domu przy ul. Młynowej w Białymstoku. Brak osób poszkodowanych. Działania, w których uczestniczyło łącznie 19 strażaków zakończyły się ok. godz. 7.00 - przekazali strażacy z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Białymstoku.
Na szczęście wewnątrz nikogo nie było, a sam dom był pustostanem. Jest zlokalizowany na ulicy Młynowej pod numerem 63 i dosłownie kilkanaście dni temu zarządzeniem prezydenta Białegostoku został wpisany do ewidencji zabytków. To mniejsza ochrona takich nieruchomości, bo pełną ochroną zabytki są objęte wówczas, kiedy są wpisane do rejestru zabytków.
To już kolejny pożar w tej okolicy. Na początku września, u zbiegu ulicy Wyszyńskiego i Angielskiej także palił się drewniany dom będący pustostanem. Mieszkańcy z okolicznych domów są przerażani, bo pożarów w tej części osiedla w ostatnich latach było sporo. Strażacy co kilka miesięcy, a niekiedy w odstępie zaledwie kilku tygodni, byli wzywani do pożarów opuszczonych domów. Niektóre pożary wybuchały tuż po sąsiedzku domów jednorodzinnych, w których mieszkają ludzie.
Żadną tajemnicą nie jest, że od lat w podobnych sytuacjach, na miejscu spalonych domów powstają nagle bloki wielorodzinne. Padały więc podejrzenia, że to deweloperzy czyszczą sobie tereny, bo rozbiórka domu jest droższa i ma wydłużoną procedurę niż posprzątanie pogorzeliska. W przypadku zabytkowych budynków, jakich w tej okolicy jest sporo, rozbiórka praktycznie w ogóle nie wchodzi w grę, a pożar, który niszczy budynek, pozwala już spokojnie taki budynek rozebrać.
Policji nigdy nie udało się ustalić czy za pożarami stoi ktoś konkretny, czy było to podpalenie, czy ogień zaprószyli bezdomni, którzy czasami nocują w takich miejscach. Na prośby mieszkańców, którzy domagali się założenia kamer monitoringu, magistrat nie odpowiedział pozytywnie. Przez jakiś czas pojawili się tylko w dodatkowych patrolach strażnicy miejscy. Ale niczego to nie przyniosło. Teraz przyczyny i szczegóły ostatniego pożaru będą ustalali białostoccy policjanci.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: kpt. Piotr Wyszyński/ KM PSP Białystok)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie