Reklama

Podlaska baba, odc.5: Najzdrowszy z nałogów, czyli grzybozbieractwo

03/12/2013 18:00
Kilka dni temu znalazłam w lesie kilka jeszcze żywych kurek. O dziwo, mimo przymrozków, jeszcze nadających się do spożycia. W lesie wszystko, co żyje, już przygotowało się do zimy. Mrówki w kopcach już dawno zamknęły swoje drzwiczki, pszczoły łatającej już dawno nie uświadczysz. Znalezione grzyby przypomniały mi lato i szalejących po podlaskich lasach grzybiarzy.

Od razu zaznaczam – tak, jestem nałogowcem bez szans na wyleczenie. Za grzybami węszę jak locha za truflami… [jestem skłonny w to wierzyć - przyp. red.]. W czasie sezonu grzybowego nic nie jest ważne – praca, dom, pogoda. Liczy się to, co znajdę. Kurka, borowik, koźlarz. Cokolwiek. Ostatnio zdarzyło mi się nawet zgubić w lesie, bo nie zauważyłam w pogoni za borowikami, gdzie jestem. Czy już na Białorusi, czy jeszcze w Polsce.

W pełni rozumiem teraz wędkarzy. I poniekąd myśliwych (choć tego zajęcia akurat nie popieram). W pogoni za trofeum każdy nałogowiec potrafi przejść wiele kilometrów, by tylko znaleźć tego jednego, jedynego, którego triumfalnie przyniesie do domu, zrobi zdjęcie i pochwali się światu. W przypadku starszego pokolenia – przy okazji wizyty gości. A w przypadku pokolenia internetu – strzeli „sweetfocię” z wielkim grzybem i pochwali się na Fejsbuku. I wszyscy będą chwalić, a grzybiarz będzie mieć „fejma” wśród znajomych.

W podlaskich lasach podczas sezonu grzybowego widać takie obrazki: leje deszcz, zimno, a tu z lasu wyłaniają się postacie w żółtych sztormiaczkach, które twardo węszą w brzezinkach za grzybem. Łażą jak zombie, najchętniej przechodząc ruchliwe drogi w poprzek, nie patrząc na przejeżdżające samochody. Wiadomo – grzybiarz w amoku gorszy od narkomana w ciągu. Grzybiarze maja także swoisty slang, znany tylko tym, co uprawiają swój nałóg. O czym rozmawiają ze sobą grzybiarze w trakcie sezonu? „Cześć, są kurki. Tak? Ooo, a znajoma widziała borowiki. Podobno pojawiły się tu i tu. Aha, OK, przekazuję dalej!”. Jak wiedza tajemna przekazywana jest wiadomość, gdzie, co i jak się pojawiło.

Grzybobranie to nasz sport narodowy. Jak skoki narciarskie. Mamy w tym względzie wielowiekową tradycję (pamiętacie ze szkoły „Pana Tadeusza” i grzybobranie?). Inne narody europejskie uważają ten sport za dziwactwo. Niemcy bardzo chętnie jedzą nasze kurki, ale wejście do lasu to już dla człowieka cywilizacji zachodniej śmierć za pierwszą sosenką – bo tam czai się złowieszcza dzika przyroda. Jedynie Włosi uwielbiają grzyby podobnie jak my – ale tylko ci z północnej części Półwyspu Apenińskiego. Cieszmy się więc, że inne narody nie znają takiego najzdrowszego z nałogów. Do zrobienia sobie dobrze wystarczy las, koszyk wiklinowy i ostry scyzoryk!

(Renata Siewko)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do