Letnie duże festiwale omijają Białystok szerokim łukiem. Trudno powiedzieć, czy to dlatego, że u nas nie ma miejsca na takie koncerty, czy może jest już aż taki kryzys, że nie da się nic wysupłać z budżetu. Co nam dał festiwal Pozytywne Wibracje? W końcu trzy lata edycji imprezy powinny skłonić do refleksji. Oto moja.
Na początku czerwca każdego roku od trzech lat ruszała promocja Festiwalu Pozytywne Wibracje. Teraz jest cisza. Nie ma rozmów, nie ma promocji, nie ma nawet słówka o imprezie, której powinno przecież brakować. Tymczasem w mediach cisza. Wydaje się, że nawet nikt nie zauważył pustki, jaką pozostawić powinien po sobie event ściągający do Białegostoku międzynarodowe sławy z gatunku soul i mu pokrewnych.
Nigdy nie byłam fanką tego festiwalu i nie zmieniłam zdania do dnia dzisiejszego. Oczywiście o gustach muzycznych nie powinno się dyskutować, ale i mi nie o gust tu chodzi. Nigdy nie twierdziłam, że organizatorzy nie wiedzą, co robią, że proponują nam popylinę zamiast dobrego grania. Akurat technika Pozytywnych Wibracji stała chyba na najwyższym poziomie. Problem z festiwalem leżał zupełnie gdzie indziej.
Pierwszą sprawą było jego finansowanie. Tak ogromny wkład własny miasta, czyli właściwie nasz, powinien się przekładać na ogólną aprobatę do tego typu wydatku. W końcu jakieś 2 miliony złotych to sporo, bo za takie pieniądze można wybudować jedno niewielkie przedszkole, których tu brak. Społeczeństwo niewiele się interesowało festiwalem, a jeszcze mniej z nas akceptowało to wydarzenie.
Może gdyby organizatorzy choć ostatnim razem pokusili się o jakiegoś większego sponsora, który odciążyłby nasze kieszenie, los festiwalu byłby inny. Tak się nie stało. Ponoć w tym roku taki sponsor mógłby się pojawić, ale po 3 latach… to trochę słabo jak na festiwal ogólnopolski, który ściągał światowe sławy.
Kolejną kwestią, która niejako przyczyniła się do pożegnania się Pozytywnymi Wibracjami był dobór muzyczny. Od razu chcę powiedzieć, że nie neguję artystów. Chodzi mi bardziej o to, jaki gatunek muzyczny był na festiwalu dominujący. Niestety muzyka soulowa czy pokrewne nie znajdują tu odbiorców. Przynajmniej nie na tyle, żeby tłumnie ściągać na plac koncertowy. Ludzie z Polski pewnie przyjechali, ale ilu ich było, trudno to ustalić.
Niemniej jednak organizowanie festiwalu z muzyką niszową w mieście, które dopiero co próbuje wyleźć z szuflady pod tytułem „zaścianek” nie było pomysłem trafionym. Ot, można się zachłysnąć na chwilę metropolitalnością i znalezieniem się w tak zwanych sferach wyższych, ale na chwilę. Zmiany kulturowe są najdłuższym procesem, jaki trwa. Szybciej chyba jest o zmiany klimatyczne niż o zmiany w myśleniu czy mentalności. Tego organizatorzy też nie wzięli pod uwagę.
Ostatnią ważną kwestią było potraktowanie innych podmiotów, które także miały własne pomysły na festiwal w Białymstoku. Podczas październikowej debaty z udziałem pani prezydent i organizatorów Pozytywnych Wibracji usłyszałam, że powinniśmy się cieszyć, że przyjeżdża do nas ktoś z pomysłem. A inne podmioty? Co? Pomysłów nie mają? Mają! I to jeszcze jakie! I wszyscy w jednym rządku stają do konkursów ofert, by dostać trochę grosza na te swoje pomysły. Dlaczego ktokolwiek inny miałby być traktowany wyjątkowo?
Takie podejście do sprawy spowodowało niechęć praktycznie wszystkich środowisk muzycznych i kulturalnych w mieście do Pozytywnych Wibracji. A wystarczyło wcześniej spotkać się, pogadać, może popytać, wziąć do współpracy. Bo my tutaj naprawdę lepiej znamy uwarunkowania, w jakich zmagamy się każdego dnia. Może warto było zrobić debatę przed festiwalem, a nie po zakończeniu jego 3 edycji?
Jedno jest pewne, od kilku dni na fanpage Pozytywnych Wibracji wisi komunikat o tym, że festiwal w Białymstoku już się nie odbędzie. Trwają rozmowy nad przeniesieniem imprezy do innego miasta. Nie zanotowałam żadnej, ale to absolutnie żadnej notki prasowej, która by odniosła się do tego oświadczenia. Nie pojawiła się wypowiedź nikogo z władza miasta, która by wyjaśniała stan rzeczy. Milczą też organizacje pozarządowe, milczą dotychczasowi podwykonawcy. Nic, jakby przez 3 lata w samym centrum Białegostoku absolutnie nic się nie działo. To mnie skłania do wyłącznie jednej refleksji: Festiwal mający promować Białystok odszedł ze swoją promocją, której braku nikt nawet nie zauważył.
Komentarze opinie