Reklama

Próżnia!

18/05/2013 18:00
Jaźń to wielce przestrzenna kraina. Są tam połacie zajęte i niezajęte. Proporcje jednych do drugich, to z kolei rzecz mocno indywidualna. Choć wakaty, jak się okazuje, są sprawą powszechną.

Na balkon idę. Zapalić. Bo palę, to chodzę. Chwilę przerwy między klepaniem hejterki, a klepaniem hejterki mieć muszę. I co widzę? Osiedlowy plac zabaw. Dwie huśtawki, piaskownica, jakieś drabinki plus zjeżdżalnia. Dzieciaki się bawią. I ławki są, bo dorośli patrzą, a patrzy się lepiej, kiedy się siedzi. Więc patrzą. Dobra. Waliński wraca, klepie, co ma klepać. Czas mija. No i znów papieros. Nałóg w końcu. Znów balkon. Dzieciaki się bawią. Te same. A dorośli na ławkach. I patrzą. Kolejny papieros, kolejna godzina – patrzą. Kilka godzin patrzą.

Co robicie, kiedy macie przed sobą wizję dłuższej chwili wolnego czasu? Muzyka na uszy. Książka w dłoń. Film na ekran. A jak na dworze, to rower, spacer z sympatią... Nawet do ciemni, jak problem potężniejszy, idzie się posiedzieć z gazetą. A jak się zapomni, to od biedy się kafelki liczy. Otóż ci z placu zabaw nie mają przy sobie gazet. Ani książek. Muzyki nie słuchają, bo w uszach co najwyżej woskowina, nie słuchawki. Jeśli coś mają – jeden konkretny i potwierdzony przypadek – to kanapki, soczki i batoniki. Plus wycieczka na trzecie piętro celem zmajstrowania i konsumpcji obiadu. Potem powrót i znów kanapki i soczki. Od dziewiątej do drugiej, od trzeciej do siódmej. Dziewięć godzin. Bez książki, bez gazety. Na dzieci trzeba patrzeć. Uważać, co by sobie jeden berbeć z drugim nie dokonał kuku. Ale czy ciągle? Rozumiem. Matka. Zakochana w dzieciaku, oczu nie może oderwać. Ale temat dotyczy także opiekunek.

Autobusy. O nich niby było tydzień temu, ale nie w tym kontekście. Codziennie ta sama trasa. Codziennie te same widoki. Ja biorę na uszy muzykę, w telefonie mam całkiem sensowną biblioteczkę, ewentualnie pakuję do torby gazetę. Inni niekoniecznie. Najdłuższa, najlepiej znana trasa i tępe patrzenie przez okno.

Mój znajomy nabył w zeszłym roku psa. Właściwie – dobra dusza – nie nabył, a przygarnął ze schroniska. Więcej – poza miasto pojechał i pupila pociągiem przytargał. Pupil – jak to psowie schroniskowi – brać siebie niepewna i ogólnie wystraszona, oczywiście pociąg w swoim przerażeniu obsikał. Ale nie w pociągu rzecz. Rzecz w tym, że ów znajomy na szóstym piętrze mieszka. Więc bez ogródka. Więc mucha rzadziej wleci, nie mówiąc o motylu. A za oknem niby widok jakiś jest, ale wypada wyjść na balkon, albo o parapet się oprzeć. A jak się w kłębie mierzy niecały metr, to w sumie o to ciężko. Więc w sumie nudno. Pół biedy, kiedy idzie się na spacer. Pół biedy, kiedy domownicy są. Coś oglądają, leci muzyka. Psie szare komórki są stymulowane. Ale co kiedy się samemu zostaje? Ciężko. Pies się nudzi. A jak się nudzi to z nudów po kątach sika. Sfrustrowany jest.

Kolega opowiedział mi o swoich troskach. Że coś tam o psiej duszy mi wiadomo (skąd – nie wiem), poradziłem, żeby Kleksowi, bo tak się sikający wabi, włączał wychodząc z domu radio. Kolega popatrzył na mnie jak na debila. Zmienił zdanie, kiedy podobnej rady udzielił mu weterynarz. I faktycznie, jak klient w krawacie jest mniej awanturujący, tak pies-radioamator mniej jest sikający. Bo w mózgu nie ma frustracji. Bo na frustrację nie ma czasu. Bo nie ma we łbie próżni.

Nie sugeruję, że wspomniane matki nerwowo podsikują krzaki na placu zabaw. Nie sugeruję, że starsze panie oznaczają siedzenia w autobusach. Jasne. Starsze osoby może nie są za pan-brat z nowoczesną technologią – choć w sumie walkman na kasety nowinką technologiczną przestał być dwadzieścia pięć lat temu. Ale książki – o ile mi wiadomo, w powszechnym (podkreślam: powszechnym) obrocie są od XIX wieku. Co dzieje się w głowach tych ludzi? Czy mają aż tak bogate życie psychiczne? Czy kontemplują Kierkegaarda, łamanego na Nietzschego z perspektywy tego, jak na współczesność przekładają się tezy myślicieli podejrzliwych? Nie. Po prostu nie mają zainteresowań. Nie obchodzi ich kultura, sztuka, fizyka kwantowa. Politykę nawet mają za nic. Ot, czyhają na koleżankę po fachu (fachu patrzeniowym), co by kilka plotek wymienić. Albo mają nadzieję (znów – odsyłam do poprzedniego odcinka ), że w trakcie jazdy zdarzy się jakaś brusłilisowska akcja.

Plac zabaw i autobus to nie jedyne przykłady. I pół biedy, jeśli brak pomyślunku przekłada się na tępe wpatrywanie w przestrzeń, czy dziecko. Gorzej jeśli występuje gdzie indziej i do złego prowadzi. A o to u nas w mieście nietrudno. Z nudów można szybę wybić, pomazać elewację. Ławkę połamać w parku, śmietnik skopać. Albo ewentualnie komuś, kto nam w oko wpadnie, jego oko podmalować.

Bezmyślność i frustracja prowadzą do złego. I jasne, że czym skorupka, więc źle wychowanego się już nie wychowa, ale myślcie – przede wszystkim o swoich pociechach. Rozwijajcie ich zainteresowania, promujcie dobre wzorce, wspierajcie kreatywną aktywność. Wtedy może ławki, na których można posiedzieć i poczytać książkę, albo chociaż tępo popatrzeć w przestrzeń, będą w lepszym stanie. Podobnie huśtawki na których zażywać ruchu będą kolejne pokolenia. Taki apel. Taka praca organiczna...

(Paweł Waliński)
Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Nikita - niezalogowany 2013-05-20 12:28:45

    Tak.........

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do