Mmm...pyszny, chrupiący, zaskakująco smaczny . Trochę co prawda chrzęści w zębach ale kto by się takim drobiazgiem przejmował – zdaje się myśleć półtoraroczna dziewczynka na bałtyckiej plaży. Tak, chyba wszystkie dzieci w tym wieku i w tych okolicznościach jedzą piasek.
Rzadko kiedy rodzicom udaje się powstrzymać pociechy. Potrzeba kulinarnych eksperymentów jest niezwykle silna u maluchów, choć zazwyczaj prowadzi inną ścieżką niż ta wytyczona przez dorosłych. Dlatego tak ciekawie może być razem w kuchni. Początki są oczywiście trudne (radzę nie odnawiać kuchni zbyt wcześnie).
Najpierw – pierwsze posiłki : plucie, bulgotanie, zostawianie resztek jedzenia na ubraniu. Potem – pierwsze próby samodzielnego jedzenia. Tu już gorzej – strzelanie łyżką z kaszką i ciapkanie buraczków rękami.
I wreszcie – pierwsze próby gotowania i pieczenia, zwłaszcza robienie ciasta: zawsze jest mąka, którą można sypnąć i zdmuchnąć, i jajko – idealne do zgniecenia, a całość można ugniatać na wszelkie sposoby, a przy okazji przerzucać z ręki do ręki, obklejać nim palce i smarować po blacie.
A cierpliwość rodzicielska popłaca – z czasem te radosne eksperymenty zaczynają iść w dobrym kierunku, by po kilku latach mama mogła poprosić: „Basiu, dodaj szklankę mąki” i z satysfakcją popatrzeć, jak polecenie zostaje wykonane (prawie, bo kreatywne gotowanie zakłada dodawanie składników i wydzielanie proporcji wedle uznania gotującego).
Jest jeszcze jedna zaleta wspólnego gotowania – nie do przecenienia. Kiedy pojawi się zakalec, coś się nam przypali albo zapomnimy dodać cukru, można zawsze obwieścić gościom ze znaczącym uśmiechem:
- A to ciasto upiekła moja córeczka!
Komentarze opinie