Reklama

Tymczasem za wschodnią granicą

08/03/2018 10:39

Byłam ostatnio w Białowieży i w Puszczy Białowieskiej. Fajnie jest pojechać sobie z miasta, oglądać inne pejzaże, coś zjeść, zwiedzić to i owo. Ale jeszcze fajniej rozmawia się z ludźmi. To poniekąd moje zajęcie. Lubię rozmawiać, ale lubię też słuchać. Dlatego też, słuchanie polecam również tym wszystkim, którzy tak dzielnie zza ekranów monitorów chcą bronić puszczy przed wycinką.

Pamiętam, jak latem ubiegłego roku napisałam artykuł o Tatrzańskim Parku Narodowym, w którym podobnie jak w naszej Puszczy, grasuje kornik drukarz. Ileż to hejtu się na mnie wylało, to głowa mała. Na szczęście to wycie i hejt robi na mnie dokładnie takie samo wrażenie jak informacja przekazana radnym Nowego Yorku, że w Ułan Bator mężczyzna w restauracji znalazł włos w zupie. Jeśli teraz poleje się hejt, będzie miał dla mnie dokładnie takie samo znaczenie. Przypomnę tylko, że tam rżnie się drzewa na każdym kroku i nie ma ani jednego ekologa, żadnego obozu, ani nikt nie lata do unijnych dyplomatów, bo dzieje się krzywda tatrzańskim drzewom.

Ja wiem, że nasza Puszcza to coś innego. Ale to coś innego jest w tym samym miejscu od setek lat. I od tych setek lat jest i puszcza, i lasy gospodarcze, z których wycinki żyła miejscowa ludność od zawsze. Skąd wiem? Mam w tych rejonach pełno rodziny i nie od wczoraj czy przedwczoraj. Wyjaśnię łopatologicznie czym się różni park narodowy od lasu gospodarczego. Las gospodarczy to coś w rodzaju pola uprawnego. Tyle, że na polu rolnik zbiera plony co roku, czasami w zależności od upraw – co kilka lat, zaś w lesie gospodarczym zbiory przychodzą po kilkudziesięciu latach. Wycina się drzewa i nasadza. Tak jest od bardzo dawna.

Tak zwani ekolodzy oraz tak zwani obrońcy Puszczy twierdzą, że przez całą sytuację, odwiedzających Puszczę Białowieską jest mniej. Twierdzą również, że większość ludzi jest przeciwna wycince, która tam trwa. A wręcz domaga się, aby cała Puszcza stała się parkiem narodowym. Polecam wybrać się w weekend do Białowieży i znaleźć wolne miejsca w restauracjach w porze obiadowej. I najlepiej jeszcze znaleźć w tych restauracjach miejscowych, którzy tam siedzą i pałaszują dania po 40 i więcej złotych za jeden obiad. To tak na początek. Zaś na drugi początek polecam przelecieć się po różnego rodzaju gospodarstwach agroturystycznych czy miejscach noclegowych i zapytać o wolne miejsca. Zaręczam, że zdziwko strzeli. Odwiedzających Puszczę teraz jest znacznie więcej niż przed tak zwaną aferą, która rozlała się na niemal całą Europę. Zresztą obcojęzycznych turystów też da się w Białowieży znaleźć. I to bez większego problemu.

Fajnie jest jak się rozmawia z miejscowymi, których na ich własnym terenie chcą życia uczyć przyjezdni. A już najlepsze są opinie o Puszczy Białowieskiej tych, co nigdy w niej nawet nie byli. Boki zrywać można na ich tłumaczenia, na ich argumenty, a raczej kompletny brak argumentów logicznych. Ja sama jestem przeciwna wycinaniu drzew. Z tym, że akurat Puszcza Białowieska i lasy gospodarcze to zupełnie inna para kaloszy. Potrafię odróżnić jedno od drugiego i potrafię również zrozumieć działania leśników, którzy wycinają drzewa zainfekowane przez kornika.

Najpierw o Puszczy. Wiem, jest unikatowa. I żeby taką pozostała, są ludzie wykształceni w odpowiednim kierunku, którzy wiedzą co zrobić, żeby Puszcza nadal cieszyła oko nie tylko nas żyjących, ale i przyszłe pokolenia. I wiem też, że są lasy gospodarcze, które służą zupełnie czemuś innemu. Służą pozyskiwaniu drewna, między innymi po to, żeby można było kupić nowe krzesło, meble, łóżko, taboret, czy grabie, kiedy stare się rozlecą. Za to drzewa zainfekowane przez kornika, należy usuwać, przynajmniej z tras, którędy chodzą lub jeżdżą ludzie. W pierwszych momentach wygląda ono nawet na zdrowe, ale szybko wewnątrz staje się próchnem i może się wywrócić nawet przy delikatnym wiaterku. Wie o tym każdy miejscowy, który mieszka w Białowieży, Narewce czy w Hajnówce.

Tymczasem tuż za wschodnią granicą, nie ma ekologów. Nie ma tam również żadnych protestów, obozów, ani tym podobnych rzeczy. Czy nie ma kornika? Ależ owszem, jest, wcale nie mniej. Za wschodnią granicą, gdyby ktokolwiek wszedł na tereny, na które wchodzić nie można, to raczej tak by dostał pałą po nerkach, że nie wiedziałby czy bolą go plecy, brzuch, czy zmarł. Oczywiście, trochę przesadzam. Choć nie jest to przesada do końca.

Na białoruskiej części Puszczy Białowieskiej, na tereny w których trwa wycinka, wchodzić nie można. Wejście kończy się mało przyjemnie. Najpewniej finał odbędzie się z aresztowaniem i posiedzeniem za kratami włącznie. Poza tym Łukaszenka postawił tam od razu tartak, żeby za daleko drewna nie trzeba było wozić. Więc teraz rżnie co można, aż wióry lecą. Czy któryś z ekologów choć pisnął słówko, że tak nie można? Że nie wypada? Poszedł tam krzyczeć do straży leśnej, że łamie prawo, że ochrania morderców Puszczy?

Najlepsze jest to, że na polskiej części większość terenów leśnych to lasy gospodarcze. Puszcza, która znajduje się pod ochroną po naszej stronie granicy, stanowi jej niewielką część, zresztą przy samej granicy. Za to już za granicą, czyli po stronie białoruskiej, jest praktycznie wyłącznie chroniona część Puszczy Białowieskiej. I to właśnie tam stoi tartak, z którego wagonami i samochodami wywozi się tysiące metrów drewna. Wybrał się który ekolog choć raz porozmawiać z miejscowymi, którzy często i gęsto przechodzą przez granicę? Choćby odwiedzić rodzinę, wymienić się z pogranicznikami tym i owym, albo po prostu – ludzie się tam na tyle znają, że przejeżdżają niewielkie odległości bez żadnych dokumentów, bo się znają. Dlatego wiedzą i widzą o wiele więcej niż ktoś kto wsadził nos wyłącznie tam, gdzie pracują leśnicy lub firmy, którym zlecono wycinkę i robi transmisją live do internetu z otarcia naskórka.

Napisałam o tym nie dlatego, że jestem za wycinką drzew, ale dlatego, że mam dość hipokryzji i mydlenia oczu. W polskiej części Puszczy Białowieskiej bowiem nie dzieje się nic złego i nic innego co się działo pięć, piętnaście i pięćdziesiąt lat temu. To samo zresztą działo się nawet i wcześniej. Ekolodzy może niech doczytają skąd się wzięła kolejka wąskotorowa, która jeździ przez Puszczę w okresie wakacyjnym. Dowiedzą się, że jeszcze w czasie drugiej, a nawet pierwszej wojny światowej, z lasów gospodarczych wywożono ogromne ilości drewna. Tak tego drewna, które zostało wyrąbane z tych samych lasów gospodarczych. Jeśli nie chcą czytać, polecam wybrać się na protesty kilka kilometrów dalej, po stronie białoruskiej i przesłać stamtąd relację live. Ja osobiście bardzo na nią czekam.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: Trzecie OKO)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do