Kończy się sezon urlopowy. Wracamy z wojaży, z dalekich i tych bliższych, ale raczej mało komu śpieszy się do obowiązków służbowych. Pogoda za oknem nadal wakacyjna, a tu trzeba pracować. Da się! Tylko trzeba wiedzieć jak wdrożyć się na nowo w obowiązki, najlepiej z humorem.
Nie mów za dużo
Po powrocie z urlopu lepiej nie mówić gdzie i jak się spędzało wolny czas. Jak patrzę na swoich znajomych i przyjaciół to czasami lepiej jest, żeby nie mówili gdzie byli i co robili. Anonimowość z dala od miejsca pracy to jedna z fajniejszych rzeczy, jakie mogą się przytrafić.
Jeśli w zakładzie pracy są osoby przewrażliwione na punkcie religii, to faktycznie lepiej, żeby nie wiedziały za wiele. Takich zgorszyć zawsze można. Wystarczy jak będziesz się uśmiechać pod nosem na wspomnienia. To wystarczający powód, żeby trochę wkurzyć współpracowników, zwłaszcza tych wścibskich. Szlag ich trafi, że nie wiedzą, co się działo. Jeśli z powodu zaniku sił witalnych udało się zasnąć przed wejściem do namiotu, czy drzwiami do pokoju to nikt nie musi o tym wiedzieć.
Parę pomysłów na uśmiech
Po powrocie z urlopu można próbować przez kilka dni przekonać szefostwo do tego, aby wypuściło Cię wcześniej lub pozwoliło pracować zdalnie z domu. Ale jeśli to się nie uda, można przejść do bardziej aktywnego przekonania, że jednak praca z domu będzie zdecydowanie lepsza niż za biurkiem czy przy łopacie. Spróbuj na przykład zadzwonić do kilku współpracowników mówiąc do słuchawki: „The numer You are trying to reach is currently unavalivable” lub “Nie mogę teraz rozmawiać”. Od razu część z nich odeśle Cię do domu lub lekarza od chorób głowy.
Możesz także od rana chodzić z linijką i wszystko mierzyć, absolutnie wszystko. W odpowiedzi niech inni słyszą, że szukasz idealnego wymiaru. Wychodząc do domu, po zwolnieniu przez szefostwo, bo przecież wiadomo, że masz jeszcze udar słoneczny, zmierz jeszcze drzwi wyjściowe i powiedz bezczelnie, że o ten wymiar właśnie Ci chodziło.
Możesz rysować coś, co w przybliżeniu przypomina japońskie litery tłumacząc, że w czasie urlopu udało Ci się poznać fascynujących Japończyków i zamierzasz emigrować do Azji. W ostateczności karmienie wielbłądów w Mongolii to też jakiś pomysł na siebie. Do tego możesz grać brzdąkając palcem na gumce recepturce, aż będą mieli Cię dość i zwolnią wcześniej do domu.
Można zaprosić do zabawy także inne osoby z pracy. Będzie jeszcze weselej. Wtedy to już możecie jechać po całości. Jedno z Was może pójść do toalety i jęczeć jak potępieniec, a drugi może biegać wokoło i wzywać pomocy. W czasie przerwy obiadowej można zaproponować innym wspólne złapanie się za ręce i odmówienie modlitwy. Potem można wrzasnąć nagle „Znów słyszę te głosy w mojej głowie”. Kolega czy koleżanka powinna Cię wyprowadzić na świeże powietrze, a w konsekwencji do domu. Takim sposobem można zyskać dodatkowy dzień na to, żeby jakoś przyzwyczaić się do tego, że urlopu już nie ma.
Kiedy wszystko zawiedzie
Ostatnia deska ratunku to kupienie słomek do drinków, woreczka z gorczycą i strzelanie się z kolegami i koleżankami w pracy. Może po takim zachowaniu nie wyrzucą Cię z pracy. Spróbować zawsze można. Wszystkim, którzy wrócili z urlopów i mają przed sobą poniedziałkowy dół, życzę uśmiechu, mimo wszystko.
Komentarze opinie