Białystok to miasto, w którym nie da się zrobić na przykład koncertu klubowego na 1000 osób. Nie da się, bo nie ma takiego miejsca, do którego weszłoby tyle ludzi. Chociaż może przesadzam, takie obiekty istnieją. Jednak nadal nie da się w nich zrobić koncertu, przynajmniej nie każdej muzyki.
Od kilku lat wspólnie z przyjaciółmi każdej jesieni mamy ten sam problem. Chcemy i umiemy ogarnąć duże koncerty, mamy świetne kontakty i wszystko co potrzeba by ludzie dobrze się bawili. Poza jedną rzeczą, w zasadzie podstawową – halą, w której mogłoby się to wszystko dziać. Może nie najlepszy to moment, ale właśnie wczoraj palił się kościół Św. Wojciecha i komentarzom, zdjęciom i relacjom końca nie było. Do napisania tych kilku słów skłonił mnie komentarz mojego kolegi. Słusznie zauważył on, że budynek budynkowi nie równy, podobnie jak zgromadzenie, też nie jest równe zgromadzeniu. Żesz nie wpadłam na to wcześniej.
Przygotowania
Każdy, kto choć raz zajmował się organizacją imprezy masowej wie doskonale, ile się trzeba nabiegać za pozwoleniami, umowami, wszystkimi formalnościami, żeby w ogóle kiedyś zagrała jakaś muzyka. Potrzebne są zgody policji, straży pożarnej, sanepidu, władz miasta, musi być karetka na miejscu, ochrona, barierki, odpowiednia liczba wyjść ewaluacyjnych, zabezpieczenie, woda, toi – toi’e, zabezpieczone kable i masa innych rzeczy. Nie ma znaczenia czy organizuje się koncert plenerowy czy duży klubowy, warunki do imprezy masowej trzeba spełnić. Okazuje się, że nie wszyscy muszą zadbać o bezpieczeństwo.
Aby zaspokoić głód wiedzy niektórych czytelników podpowiem, że w lokalu impreza masowa zaczyna się wówczas, jeśli uczestniczy w niej 500 osób. Nie ważne, czy przychodzą na godzinę czy trzy godziny, masówka to masówka, warunki muszą być spełnione bo inaczej przyjedzie pan czy pani urzędniczka i zamknie imprezę jeszcze przed jej rozpoczęciem. Oczywiście za wszystkie kwestie organizacyjne odpowiada organizator, czyli ten, który podpisuje się pod stertą dokumentów i ten, który zaprasza do uczestnictwa. To jak to jest, że np. na msze w kościołach, które gromadzą setki wiernych pod jednym dachem, czasami w liczbie znacznie przekraczającej 500 osób, masówki zgłaszać nie trzeba?
Lokal lokalowi nie równy
Wyobrażacie sobie, że wchodząc na mszę niedzielną do kościoła w torebce będzie się grzebać ochrona, albo będzie przeszukiwać każdego w poszukiwaniu niebezpiecznych narzędzi, jak noże, parasolki, szklane buteleczki, dezodoranty, tudzież wnoszone np. własne wino mszalne? To by dopiero był skandal. Już widzę babcie i rodziny z dziećmi, jak grzecznie stoją w kolejce do przeszukania. Ustawa o bezpieczeństwie imprez masowych jednakże wyłącza uroczystości i msze w kościołach. W sumie ciekawostka, bo nie wierzę w to, że prędzej czy później nie znajdzie się jakiś szaleniec, który narobi szkody.
Niby człowiek chodzi do kościoła, żeby się modlić, ale jak patrzę czasami na to „bogobojne” towarzystwo to mam wrażenie, że raczej chodzą tam dla rozrywki. Kościół jako organizator cotygodniowych imprez dla wiernych także powinien się zatroszczyć o ich bezpieczeństwo. A jeśli jeszcze w budynku znajdują się arcydzieła czy dzieła sztuki no to mus jest ochronę postawić. Podczas Pasterki lub Rorat o toi – toi’e aż się prosi. A mało to razy człowiek zasłabł w kościele? Gdzie była karetka, pytam? Koncerty organowe, występy chórów, nabożeństwa młodzieżowe, wszystko to może okazać się niebezpieczne, tak jak wczorajszy pożar. Świetnie, że nikomu nic się nie stało, dobrze, że w porę proboszcz zarządził ewakuację, jako organizator mszy. Ale może gdyby na miejscu były odpowiednie służby dziś nadal stałaby wieża, a ludzie nie mówili o pożarze jak o tragedii. Dobrze, że większość kościołów ma dużo wyjść ewakuacyjnych. Choć szkoda, że nie ma strefy gastronomicznej. No cóż taki urok lokalu i imprez, które się w nim odbywają. Tylko jeden prowadzący może spożywać napoje procentowe, choć co prawda w ograniczonej ilości.
Wszyscy, którzy mogą poczuć się urażeni moim tekstem, powinni jednak wrzucić na luz, bo to tylko luźne przemyślenia na temat zgromadzeń publicznych. Oczywiście, msza to nie koncert, ale ludzie przychodzą w podobnej ilości. Wśród tłumu może kiedyś znaleźć się jakiś wariat, czy tu, czy tam.
Komentarze opinie