Cokolwiek byś nie robił, zawsze się znajdzie ktoś, kto się będzie czepiał. Zwłaszcza wtedy, kiedy chce zająć twoje miejsce lub zazdrości. W takiej sytuacji polecam czasami ustąpić pola i pozwolić krytykantowi na działanie.
Jest takie stare powiedzenie, że jak ktoś chce się wybielić, to musi kogoś innego oczernić.
Schemat działania jest prawie zawsze taki sam. Zebrać klakierów, utwierdzić ich w przekonaniu, że wszyscy inni są źli, że to wrogowie i trzeba trzymać się od nich z daleka. Potem wyszukiwać i pokazywać klakierom wszelkie niedociągnięcia potencjalnego konkurenta, nawet najdrobniejsze, robić z nich problemy na miarę wojny nuklearnej.
Jak to zadziała, można przystąpić do kolejnego etapu, mianowicie do wyszukania najwierniejszych. Trzeba naobiecywać im stołków, pieniędzy, fejmu, stanowisk, tytułów a nawet paczki wiśni, jeśli tylko ktoś będzie tego chciał i wprowadzić atmosferę konspiracji. Szukać wrogów wewnątrz też trzeba, bo jak się taki znajdzie, można wyrzucić poza margines, żeby inni się bali wyłamać.
Taki system prowadzenia innych ludzi ku zwycięstwu jednostki doskonale opanowali przywódcy totalitarni. Hitlerowi przeszkadzali Żydzi. W czym? Tego do dziś nie dało się ustalić. Byli po prostu źli i trzeba ich było się pozbyć. Stalin miał innego wroga. W Rosji Sowieckiej wrogami byli kułacy. Przeszkadzali, bo mieli za co jeść, kiedy innym się nie przelewało. Ale w czym przeszkadzali w kraju? Tego też do dziś nie dało się ustalić. Obecnie Kim Dzong Un w Korei Północnej ma wroga – to Zachód. Przeszkadza mu we wszystkim. Ale w czym konkretnie? Tego też raczej nie da się ustalić. Jest zły i już.
Co robić? Jak żyć? Jak nie poddać się takiej sytuacji? Można walczyć? Można! Ale po co, skoro siatka działa i walka tylko napędza dyktatora, który wówczas pokazuje. – Widzicie, to oni, chcą nas zniszczyć. – Spirala rusza. A takim ludziom należy zwyczajnie dać działać. Oczywiście, będzie to kosztować zdrowie, w przypadku przywódców państw życie wielu ludzi, co potwierdziła historia. Ale mali dyktatorzy, tacy z pracy, ze szkoły, studiów, czy dowolnej organizacji, nie będą zabijać innych ludzi, nie będą tworzyć im obozów i miejsc zsyłek. W końcu dostaną pole dla siebie, aby mogli pokazać, co tak naprawdę potrafią. Wiecie, co się zazwyczaj wtedy dzieje?
Wtedy trzeba kupić sobie wygodny fotel, dużą paczkę popcornu i colę, siedzieć i patrzeć jak się dyktator kompromituje. A radość jest przeogromna. Satysfakcja gwarantowana, bo żaden z takich krytykantów nie poradzi w pojedynkę, kiedy ma do dyspozycji jedynie wiernych żołnierzy, którzy nie potrafią wykrzesać choćby iskry pomysłu od siebie. Cały plan zaczyna się sypać, bo nie ma już wspólnego celu, jakim był domniemany wróg. Para szła w gwizdek na wyimaginowaną walkę, a nie realne działania. Nie ma szans, że się uda zrobić cokolwiek konstruktywnego, skoro dotychczas wszędzie byli wrogowie. Jak ich nie ma, to i nie ma kogo oczerniać i na kogo zwalić niepowodzeń. Często żołnierze i byli sprzymierzeńcy z braku laku skaczą sobie sami do gardeł, bo tak przecież byli prowadzeni przez lidera. Zatem pamiętajmy. Niektórym po prostu należy dać działać.
Komentarze opinie