Reklama

Zaczynamy tydzień: o tym, jak Węglowa została sukcesem miasta

25/11/2013 08:00
 



Stare powiedzenie mówi, że sukces ma wielu ojców, tylko porażka jest sierotą. To powiedzenie jest aktualne pod każdą szerokością geograficzną. A w Białymstoku projekty organizowane przez organizacje pozarządowe stały się sukcesem… miasta.


Zaledwie kilka dni temu odbyła się szeroko i głośno zapowiadana debata „Twój Białystok 2020”. I bardzo dobrze, że takie rzeczy się dzieją. Bo w końcu ktoś postanowił posłuchać głosu obywateli i skupić się na ich pomysłach, skoro w ich imieniu mają być podejmowane decyzje. Na tym koniec dobrego, przynajmniej na razie. Ponieważ do debaty, na którą pofatygowało się niewielu, biorąc pod uwagę 100 tys. rozesłanych zaproszeń, zaproszono białostockich celebrytów, którzy akurat z Białymstokiem mają tyle wspólnego, co ja z Krakowem. I żeby nie było. Kraków uwielbiam, byłam tam tysiące razy, czuję się tam świetnie, ale tam nie mieszkam, nie pracuję, nie odprowadzam podatków i nie mam absolutnie żadnego wpływu na to co się tam dzieje. Podobnie z gośćmi i jednocześnie panelistami debaty „Twój Białystok 2020”. O tym jednak pisać nie będę, wszak podnosili to już inni moi koledzy i przyjaciele ze wszystkich redakcji. Mnie zainteresowały słowa, które padły z ust włodarza na temat Węglowej.

Jak mają się czuć ludzie? Jak przykro robi się wszystkim, którzy wydeptali wszystkie możliwe ścieżki na Słonimską, by cokolwiek zadziało się w całkowicie martwym i zapomnianym przez Białystok i boga miejscu? Jak można dziś chwalić się projektami, które odbywają się na Węglowej, kiedy nie przyłożyło się do tego ręki, a nawet małego palca? Ach, przepraszam - przeznaczyło się nikły procent z tego, co poprzez podatki wpłacamy do miejskiego budżetu. Ale niestety, organizacje, które wyręczają w tym zakresie władze dowolnego szczebla i tak otrzymałyby dofinansowywanie projektów sportowych i kulturalnych. I to bez względu na to, czy odbywałyby się one na Węglowej czy Dojlidach, albo Piasta. Znaczenie ma tylko jeden fakt. Spotkała się grupa ludzi z energią, pomysłami i chęcią do działania, by betonowe, niszczejące mury zmienić w miejsce, które tętni życiem niemal cały rok. Dlaczego niemal? Oto powody!

Ile razy mówiono wszem i wobec, że na Węglowej nie ma ogrzewania? Nie ma jak napalić w piecu, nie ma jak puścić ciepłej wody, nie ma nawet jak postawić piecyków elektrycznych. Dlaczego? No właśnie. Nie ma prądu! Ile razy mówiono, że na Węglowej nie ma wody. Nie ma jak umyć rąk, nie ma jak w gorące dni napić się kranówy. Wody nie ma i już. Ile razy mówiono, że prąd na miejscu to pułapka i kiedyś cała instalacja spowoduje wypadek? Zimą nie ma nawet jak podłączyć czajnika na herbatę, by ogrzać się podczas koncertu. Bo amperów i woltów musi wystarczyć na nagłośnienie. Ile razy mówiono, że na Węglowej nie ma jak pójść do toalety? Jeśli ktoś jeszcze nie wie, to podpowiadam, na tym terenie nie ma kanalizacji ściekowej. A mamy XXI wiek. Już w starożytnym Rzymie każdy miał w domu toaletę z bieżącą wodą, a w domach starożytnych płynęła też i woda ciepła. Skoro w naszym mieście ostatnio pojawili się Rzymianie, to wypadałoby coś z tym zrobić, prawda? Węglowa mogłaby tętnić życiem calutki rok ku uciesze tysięcy białostoczan. Za każdym razem, podczas większych imprez muszą jednak pojawić się toi toie, generator prądu, którego wypożyczenie kosztuje ogrom pieniędzy i przenośne umywalki. Za każdym razem!

A dziś słyszymy, że Węglowa jest sukcesem, że to świetne miejsce do inicjatyw kulturalnych, że trzeba je pielęgnować i rozwijać. A ja pytam czyja to zasługa? Miasta? Chyba komuś coś się pomyliło. Miasto przez tyle lat nie zrobiło nic, absolutnie nic, by pomóc młodym ludziom w ich wysiłkach. To oni z trudem każdego dnia starają się zgromadzić fundusze, sprzęt i wszystko inne, by mogło się tam odbyć cokolwiek. A ja pytam, gdzie jest udział miasta, urzędników i wszystkich innych w sukcesie Węglowej, o której dziś słychać w Warszawie, Poznaniu, Krakowie, Wrocławiu, a nawet za granicą? W czym ktokolwiek, ze Słonimskiej pomógł grupce zapaleńców? Odpowiedź jest jedna – w niczym! Pozostaje tylko mieć nadzieję, że wygrany projekt budżetu obywatelskiego doczeka się realizacji. Żywię nadzieję, że pod ten sukces nikt się już nie podepnie. Poza tymi, którzy go napisali, zadbali o jego promocję wszędzie, gdzie się dało i postarali się o głosy mieszkańców.

(Agnieszka Siewiereniuk - Maciorowska, foto: PKS)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do