Reklama

Zaczynamy tydzień: Potrzebuję sekretarki

04/11/2013 08:00
Jak tylko zaplanuję sobie cokolwiek do zrobienia poza redakcją, albo jak tylko mam ochotę posiedzieć i pobawić się w Internecie, staje się to niemożliwe. Wszystko przez Was. Mam wrażenie, że planujecie razem jak zepsuć mi dzień.

Umówiłam się z kolegą, że pojedziemy razem popstrykać trochę zdjęć. Choć nie umiem robić zdjęć, strasznie podniecam się jak ktoś umie je zrobić. Za to mam oko do podpatrzania, co by tu można obfocić. No to jedziemy. Ale nie, oczywiście, zanim wyszłam z domu rankiem musieliście do mnie wydzwaniać z pierdyliardem spraw, które opóźniły moje wyjście z domu. Kolega był cierpliwy i czekał, choć od umówionej godziny minęła już kolejna. Zadowolona, że wszystko pozałatwiane, żeby można było pokręcić się po mieście i okolicach jakieś trzy godziny, wsiadam do auta i jedziemy. No i co? I oczywiście już po kilku chwilach prowadzenie samochodu jest niemożliwe. Telefon jeden za drugim, jeden za drugim. Kolega jeszcze panuje nad nerwami, ale w końcu proponuje, żeby wyłączyć telefon, bo to bez sensu. Kiedy udało się opanować sytuację ze sprawami, które natychmiast wymagały ode mnie takiej czy innej uwagi, i tak okazało się, że trzeba wrócić wcześniej, bo znów gdzieś coś się posypało i poprzesuwało. Takie życie!

Innym razem umówiłam się, że pojadę w końcu odwiedzić mamę, bo mimo że mieszkamy w jednym mieście, nie zawsze jest jak pogadać. Ciągle coś. Pojechałam na tak zwane babskie ploty i co? To samo. Raptem okazuje się, że trzeba komuś pomóc, na gwałtu rety sprawdzić tekst, a syn koleżanki musi mieć na jutro odrobione lekcje z angielskiego, których nie ogarnia i trzeba jeszcze do niej zajechać. Mogłabym oczywiście powiedzieć coś z podwórkowej łaciny, ale jakoś nie umiem tak prosto z mostu rzucić czymś w stylu „wal się na r*j”. Mama nie była zadowolona, że podczas półgodzinnego spotkania ponad 20 minut wisiałam na telefonie. Ale i takie dni się zdarzają.

Najzabawniej jest, kiedy przychodzę do domu i mam ochotę zadrzeć nogi na ścianę i poleżeć chwilę w spokoju przeglądając co się ciekawego dzieje na świecie. Wtedy oczywiście naraz otwiera mi się kilka okienek na Fejsbuku: każdemu coś akurat się przypomniało, a są nawet tacy, co pytają, jak minął dzień. Fajnie, tylko że ja ostatnimi czasy chyba bardziej od chwalenia dnia potrzebuję sekretarki, która będzie odbierała telefony i zapisywała spotkania. Nie mam pojęcia jak radzą sobie ludzie z czołowych stron gazet i świata polityki. Wydaje mi się, że muszą mieć przyklejony telefon do ucha, albo po prostu wyłączają go i mają wszystko gdzieś. Ja tak nie umiem.

Tym oto sposobem dochodzę do punktu, w którym chcę zapytać, czy szybkość komunikacji jest dobrym zjawiskiem, czy może to właśnie ona wbrew pozorom zabiera nam cenny czas? Jeździmy szybszymi samochodami, po lepszych ulicach, telefon to już nie tylko telefon, ale aparat, kamera, gps, skaner i odtwarzacz muzyki, pralka robi parnie sama, zmywarka do naczyń nie tłucze talerzy, a Internet daje szybki dostęp do dowolnej informacji. Czy w ten sposób mamy więcej czasu dla siebie, skoro część rzeczy robią za nas odpowiednie narzędzia i przedmioty? Ja wiem jedno, potrzebuję sekretarki do obsługi niektórych z tych rzeczy. I chyba pora wyłączyć telefon i komputer i pojechać choć na kilka dni w Bieszczady.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska )
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do