Reklama

Zaczynamy tydzień: Tortilla zamiast bigosu

26/08/2013 08:00
Festyny, koncerty, imprezy masowe goszczą gwiazdy mniejszego i większego formatu. Wszędzie chodzi o to, by zabawa była przednia, a zgromadzeni mieszkańcy miło wspominali sztandarowe projekty, na których się bawili. Ale jak zapamiętać coś wyjątkowego, skoro wszędzie to samo.

Uwielbiam pojechać na imprezy organizowane na terenach wiejskich. Jako urodzonemu mieszczuchowi strasznie podobają mi się stragany z zabawkami, perukami, maczkami, lizakami, balonami i tysiącem innych pamiątkowych gadżetów.Niczym w piosence Janusza Laskowskiego „Kolorowych Jarmarków” będzie mi ich brakowało jesienią i w okresie zimowym.

W tym roku udało mi się być na kilku festynach i koncertach niedaleko Białegostoku. Wszędzie były ów stragany i straganiki, wata cukrowa, gofry i lody. Do tego wspominać będę także coś o czym wolałabym akurat zapomnieć. Tak bardzo chciałam skosztować regionalnych przysmaków i smakołyków. Jadąc nawet niewiele kilometrów od Białegostoku aż ślinka leciała na myśl o zjedzeniu pierogów, serów, makowca i bigosu. A na miejscu tylko miejskie przysmaki osób, które zadowolą się w biegu byle czym na ciepło, czyli wszędzie ogólnodostępne tradycyjne - tortille i kebaby.

Dlaczego lokalni szefowie gastronomii nie myślą o przyjezdnych? Czy nie chcą pokazać, że prawdziwe jedzenie jest w cenie i nadal ma swoich amatorów? Czy naprawdę buda z kebabem będzie towarzyszyć nam nawet na wsiach? Gdzie się podział polski tradycyjny bigos? Przecież pod piwko, które zawsze znajduje się w strefie gastronomicznej, bigos także da się zjeść. A jak smakują przy tym pierogi, że o serach już nie wspomnę. Przecież to najlepsze smakołyki na zabawę na świeżym powietrzu. Szukałam bezskutecznie choćby jednego stoiska, gdzie zaspokoję apetyt czymś normalnym, jakimś prawdziwym jedzeniem podlaskiej kuchni. A tu nici. Nigdzie ani śladu. Nawet wata cukrowa jest już w różnych kolorach. Pozostaje wierzyć, że barwnik niebieski, czy różowy nie jest za bardzo chemiczny. Ja mimo wszystko wybrałam tradycyjną, ogromną białą watę. Pycha.

Miejscowa ludność Wasilkowa, czy Zabłudowa z pewnością nie ma na co dzień we własnych punktach specjałów o nazwie tortilla czy kebab lub hamburger. Jednak nie przesadzajmy to akurat jest dostępne wszędzie. Sporo mieszkańców ościennych gmin pracuje w Białymstoku i na pewno wie jak smakują krojone kawałeczki kurczaka z warzywami w bułce. A ja pytam gdzie jest bigos? Przecież do takich mniejszych miejscowości przyjeżdża masa ludzi z Białegostoku rządna ludowych emocji na scenie jak i emocji kulinarnych. No to gdzie jest bigos? Pytałam nawet kilku sprzedawców gdzie kupię bigos lub czy oni nie będą później mieli go w sprzedaży. Niestety. Nie. Dlaczego? Bo nie! Nikt nie kupował? Za dużo z tym roboty? Pojęcia nie mam. Ale żądam dostępu do bigosu zamiast do tortilli. Jeszcze kilkanaście lat temu większość dzisiejszych sprzedających nawet nie znała wyrazu „tortilla” czy „kebab” a dziś to podstawa żywienia na imprezach masowych.

Z najbliższych i zarazem ostatnich imprez plenerowych niedaleko Białegostoku zostaje jeszcze „Dzień Grzyba” w Michałowie. Jeśli tam nie będzie bigosu z kiełbasą i grzybami to chyba stracę sens życia i wiarę w tradycyjne podlaskie smaki.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do