Reklama

I cyk, nagle nie masz nic do powiedzenia

26/11/2020 10:38

Nie komentowałam ani razu wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. Nie robiłam tego ani tutaj, ani na łamach czy antenie dowolnych mediów ogólnopolskich, w których się wypowiadam. Teraz robię wyjątek, bo przeraziło mnie w nich kilka rzeczy. I nie, nie to, kto wygrał, a kto przegrał, bo jest mi to kompletnie obojętne. Ważniejsze i to o wiele jest to, co się działo w trakcie wyborów, jak i dzieje się do chwili obecnej.

Na początek zwrócę tylko krótko uwagę na dość zabawny dla mnie fakt. Polska opozycja najwyraźniej uznała, że Biden pokonał Andrzeja Dudę w wyborach i lada moment zmiecie PiS, a przede wszystkim prezesa Kaczyńskiego. Ale co więcej, identycznie zachowują się lewicowe i liberalne polskojęzyczne media, które też tak najwyraźniej postrzegają starcie pomiędzy politykami daleko na innym kontynencie. Można wręcz odnieść wrażenie, że to Biden w końcu pokonał ich wroga, kiedy ci sami ludzie nie widzą, że mieli na ten fakt dokładnie zerowy wpływ. To zjawisko pozostawię jednak do zbadania lekarzom psychiatrii, bo ja nie mam kompetencji do badania takich jednostek chorobowych.

Znacznie poważniej wygląda coś innego. I tym jestem faktycznie przerażona. W Stanach Zjednoczonych nie ma ciszy wyborczej i tam prowadzić agitację można przez cały czas trwania kampanii wyborczej, w trakcie głosowania i liczenia głosów. Ale media społecznościowe, dwa największe – Facebook i Twitter – które mienią się piewcami wolności oraz informują wszystkich na każdym kroku, jak ważne są dla nich standardy, pokazały całkowity brak jakichkolwiek standardów oraz najobrzydliwsze praktyki, które w Polsce wydawało się, że pożegnaliśmy w 1989 roku. Praktycznie wszystkie wpisy Donalda Trumpa były blokowane w mediach społecznościowych. Mało tego, Twitter chował je i użytkownikom pokazywał jedynie informację, że treść może mieć znaczenie dla wyniku wyborów prezydenckich. Nie pozwalał często ani na „polajkowanie”, ani udostępnienie twitta w trakcie wyborów. Tak, tych samych, w których Donald Trump brał udział i o których miał pełne prawo pisać jako urzędująca głowa państwa, jako kandydat na prezydenta, bo miał też prawo komunikować się ze swoimi wyborcami przez cały czas trwania kampanii, momentu głosowania, liczenia głosów, jak i po zakończeniu głosowania – bo jak pisałam w USA po prostu nie ma ciszy wyborczej.

W tym samym czasie wpisy Joe Bidena były wyświetlane i roznoszone po całym internecie. Zarówno na Facebooku, jak i na Twitterze. I to kompletnie nie przeszkadzało, że jego wpisy mogą mieć znaczenie dla wyniku wyborczego. Przejrzałam sobie dokładnie twitter Joe Bidena i nie ma tam ani jednego ukrytego czy zablokowanego wpisu. Ani jednego! Za to w sobotę wieczorem Twitter zrobił coś najbardziej obrzydliwego. Pod wpisem Donalda Trumpa, który napisał, że wygrał wybory znacząco, Twitter sam wstawił informację o wygranej Bidena wraz ze zdjęciem Bidena oraz jego zastępczyni. Zrobił to, choć wyniki nie są oficjalnie podane, a wszelkie informacje w sprawie wyników wyborów mają co najwyżej znamiona tak zwanego faktu medialnego.

O tym, kto wygrał wybory w USA, nie decydują media, nawet najbardziej lewackie czy prawackie z możliwych, tylko sąd. A sąd nie zabrał jeszcze głosu w tej sprawie. Wklejanie zaś takich informacji, o tym kto już wygrał, na publicznym nośniku jakim jest twitter, nigdy nie powinno mieć miejsca. I nie piszę tego, jako zwolenniczka Trumpa, bo jego wygrana jest mi kompletnie obojętna, tak samo jak Bidena. Piszę o tym, bo to samo mogło wydarzyć się w Polsce. To samo może wydarzyć się gdziekolwiek na świecie, że zamiast wyborców, decydować będzie ktoś, kto akurat siedzi i administruje Twittera z Facebookiem.

Dziwi mnie, że znakomita część dziennikarzy lekceważy to co się dzieje, zaślepiona swoimi jakimiś wojenkami o natkę od marchewki i przyklaskuje wynikowi wyborczemu, którego jeszcze nikt nie uznał. Zresztą skala nieprawidłowości wyborczych w USA cały czas jest przedmiotem postępowań sądowych w różnych stanach. W niektórych nakazano ręczne przeliczanie głosów, w innych obserwatorzy wyborczy nawet z nakazem sądowym nie zostali wpuszczeni do pomieszczeń, w których pracują komisje. Jest cała masa przykładów na to, że głosowało wielu nieżyjących ludzi, najstarsi pamiętają nawet wojnę secesyjną, handel niewolnikami, że o pierwszej wojnie światowej nie wspominając. Te kwestie będzie rozstrzygał sąd.

Ale idąc dalej, to do Bidena już popłynęły gratulacje od różnych przywódców państw z całego świata. Zwycięskich wyborów Bidenowi pogratulowali przedstawiciele między innymi Kanady, Francji, Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych czy Zimbabwe. Nawet Andrzej Duda, choć napisał zachowawczo gratulując Bidenowi udanej kampanii wyborczej, został zauważony przez niektórych polityków amerykańskich jako ten, który dołączył do chóru tych wszystkich gratulujących Bidenowi wygranych wyborów, które wciąż nie zostały rozstrzygnięte. I nie wiem, czy ktoś w tym przypadku myśli, jakie może to mieć konsekwencje w przyszłości. Przecież nie jest trudno wyobrazić sobie dowolnego polityka, który startuje w wyborach, prowadzi kampanię, stara się przekonać do siebie wyborców, ale o wyniku zdecyduje nie wiadomo kto. Ktoś, kto w danym momencie administruje Twittera czy Facebooka, albo prowadzi akurat jakiś program informacyjny.

Jak ma się czuć teraz Donald Trump, na którego różne media i media społecznościowe już wydały wyrok – w tym przypadku o przegranych wyborach? Jak by się czuł ktokolwiek w takiej sytuacji? Jak czułby się Andrzej Duda, gdyby podobna sytuacja wydarzyła się w Polsce i wszystkie gratulacje zaczęły spływać do Rafała Trzaskowskiego? Jak czułby się Boris Johnson, gdyby to do jego rywala popłynęły gratulacje, kiedy on sam byłby blokowany, a wyniki jeszcze nie ogłoszone? A może Boris Johnson chciałby, aby to inni niż Brytyjczycy głosowali, kto będzie rządził na wyspach? Czemu nie? Przecież można. Podobnie może być też we Francji, w Kanadzie i w każdym innym kraju, w którym odbędą się wybory w najbliższym czasie. Co z ludźmi? Co z tymi wszystkimi ludźmi, których głos został podeptany, a w zasadzie zostali pozbawieni prawa do jego zabierania, bo ktoś sobie będzie klikał w internecie, po czym obwieści światu jak ma być, a nie jak jest.

Powtarzam jeszcze raz, nie interesuje mnie kto wygra w USA, jest mi to kompletnie obojętne. Chciałabym jednak, aby wygrał ten, kto wygrał je faktycznie. Jednak lekcja z tych wyborów, płynie także do Polski. Od dawna twierdzę, że media społecznościowe powinny być wywalone stąd na zbity pysk, choćby nie wiadomo jak głośno darli się wszyscy naokoło. Od dawna nie służą już ani żadnym standardom, ani komunikacji, ani niczemu innemu, bo zajmują się tylko sianiem dezinformacji i manipulacją stosowaną na niewyobrażalną skalę. Za to wszystko zapłacimy słono my wszyscy. Już płacimy, godząc się na uprzedmiotowienie. Godząc się na pozbawianie nas możliwości wyrażania opinii w dowolnej sprawie. Nie muszę chyba mówić, ile razy różni ludzie tracili dostęp do swoich kont, jak wiele manipulacji wytworzył choćby sok z buraka, o którym przez lata nie było wiadomo, kto to prowadzi.

Dlatego warto pamiętać, dziś ci, którzy cieszą się z istniejącego stanu rzeczy, za chwilę mogą znaleźć się po drugiej stronie i przestać się cieszyć. Bo to samo może przytrafić się im. I stanie się to szybciej niż ktokolwiek z nich będzie się spodziewał. Po prostu, będzie, cyk i wyłączamy ci głos. Tak po prostu. Może jeszcze jak ktoś pracuje w mediach tradycyjnych, będzie miał szansę coś powiedzieć. Może. A może też nie, bo nawet też i Google zacznie blokować artykuły czy nagrania udostępniane w sieci. To zresztą już powoli się dzieje. Podejrzewam, że skończy się to tym, że znów może wrócić bibuła drukowana w podziemiu, aby ludzie wiedzieli faktycznie, co ma miejsce, jak jest, ale o ich przyszłości zdecydują media społecznościowe, albo dziennikarze nie czekający na orzeczenie sądu. Ja osobiście nie chcę żyć w takim świecie.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: Trzecie OKO)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do