
Kiedyś, wiele lat temu, jeden z białostockich przedsiębiorców nagrał ot tak sobie kawałek: „A moje miasto to Białystok”. Żaden tam hit z listy przebojów. Jednak w Białymstoku chyba większość osób zna ten kawałek, nuci go sobie od czasu do czasu. Żeby było ciekawiej, śp. Jarosław Dziemian nagrał go kiedy miał zamiar powalczyć o fotel prezydenta Białegostoku. Ale chyba nikomu nie przyszło do głowy pomyśleć, że śpiewał tak, bo uważał się za właściciela miasta.
To zupełnie inaczej niż wyobrażenie o mieście i jego mieniu mają obecnie rządzący, czy to Białymstokiem, czy Warszawą. Chyba wszyscy już słyszeli słynne w całej Polsce nagranie, którego głównym bohaterem został Rafał Trzaskowski. Na imprezie swojej znajomej zwracał się do DJ-a słowami, które na długo pewnie utkwią w głowie wielu ludziom, nie tylko warszawiakom. Stwierdził wprost, że Warszawa to jego miasto.
Czy mnie to dziwi? Absolutnie nie. Bo tak wielu ludzi będących u władzy postrzega właśnie swoją SŁUŻBĘ publiczną. Uważają się za właścicieli kogoś i czegoś, do czego nikt im nigdy nie dał żadnych praw. Tymczasowo, dłużej lub krócej, ale w dalszym ciągu tymczasowo, pełnią swoje funkcje publiczne. Ale niestety, na naszych oczach zmieniło się postrzeganie służby publicznej na władzę publiczną. Prezydenci czy burmistrzowie czują się panami życia i śmierci w miastach, tudzież gminach, którymi zarządzają. A to przenosi się dalej.
Kilka lat temu miałam dość ciekawą rozmowę z jedną z dyrektorek białostockich szkół. Dzwoniła do mnie w kuriozalnej sprawie, bo żądała sprostowania zdjęcia. Poważnie. Nie treści artykułu, ale zdjęcia szkoły, którą kierowała. Pomijając już stan intelektu osoby, która odpowiada za kształcenie młodych ludzi, a która żąda sprostowania zdjęcia, powiedziała mi coś bardzo ciekawego. Bo uzasadnieniem dla sprostowania zdjęcia miało być to, że budynek JEJ SZKOŁY nie powinien się pojawić w artykule. Jakże zdumiona była owa pani dyrektor, kiedy powiedziałam jej, że to nie jest jej szkoła. Zrobiła mi cały wykład na temat JEJ SZKOŁY, po czym usłyszała ode mnie tylko jedno zdanie: „Szkoła będzie Pani jak ją sobie kupi lub wybuduje i utrzyma za własne pieniądze, a dopóki płacę na tę szkołę i pani wynagrodzenie, to proszę kierować placówką prawidłowo przez okres, na który została Pani do tej roli powołana”.
Jeśli myślicie, że coś z tego zrozumiała, to niestety, nie zrozumiała nic. Jeszcze kilkukrotnie coś mówiła o JEJ szkole, aż po prostu rozłączyłam się, bo miałam dość słuchania idiotyzmów od jakiejś paniusi, która nie ma pojęcia o czym mówi i na czym polega własność, a na czym służba publiczna. I takie to właśnie derektory szkołami kierują. Ale ktoś ich na te stanowiska wybrał. Kto? No właśnie takie same intelekty, które na przykład czy to w Warszawie, czy w innym mieście uważają się za właścicieli.
Są tacy, którzy potrafią kamuflować fakt, iż czują się właścicielami nas wszystkich. Przynajmniej na zewnątrz nie bredzą, że to ich miasto. Ale już czyny świadczą o czymś zupełnie innym. Tak jak w Białymstoku, gdzie pozwolono na to, aby jakaś pani, ponoć artystka, za pieniądze wszystkich białostoczan przechodziła terapię po traumie jakiej doświadczyła na Ukrainie. Nie znam powodu, dla którego akurat wszyscy mieszkańcy miasta powinni zrzucać się na tę akurat terapię dla tej pani, a nie dla jakiejś innej, cierpiącej na inne traumy? Ktoś jednak zezwolił na to, żeby ta konkretna pani ponoć artystka wystawiała swoje prace w Galerii Arsenał w ramach swojej arteterapii. Bo czyjej niby jeszcze?
Tak samo jak jest ktoś, kto uznał, że mieszkańcy Białegostoku oraz sąsiednich gmin mają się odwalić od Lasu Solnickiego, bo jak już zapadnie ostateczna decyzja o tym, że pójdzie do wycinki, to wtedy będzie dobry moment na jakieś rozmowy. Ale wtedy, to już niby o czym rozmawiać? Gdzie drzwi do pozostałości tego lasu wstawić? Czy może usłyszymy jednak wszyscy, że przecież decyzja już zapadła, a wcześniej nikt nie rozmawiał? Właśnie w takich sytuacjach ujawnia się bardzo wyraźnie fakt czucia się właścicielem, który nie musi z nikim wcześniej o niczym rozmawiać, bo jest właścicielem i już. A ludzie to tylko przeszkadzają rządzić i podejmować najlepsze w kosmosie decyzje. No i jeszcze w klubie jakieś DJ-ie złą muzykę puszczają.
Kiedy tak patrzę na takie kwiatki, zresztą nie tylko na takie, ale na wiele innych, to wiem, że reforma samorządowa, która przez wiele osób jest chwalona, nie do końca się udała. Politycy, którzy wprowadzali ją w życie chyba jednak nie przewidzieli, że z czasem ten samorząd w wielu miejscach zmieni się, że będziemy mieli do czynienia ze zjawiskami patologicznymi, zaś ludzie, którzy mieli pełnić służbę publiczną, poczują się panami wszystkich i wszystkiego.
Dlaczego tak się dzieje? Bo pan lub pani na włościach dzieli i rządzi – stanowiskami, dotacjami, decyzjami na wszelkich płaszczyznach. Z tego tworzą się kliki i kółka wzajemnej adoracji, których macki oplatają za jakiś czas kolejne instytucje, niekoniecznie będące w gestii podległości danego samorządu. Wielu prezydentów czy burmistrzów ma doskonałe relacje z inspektorami nadzoru budowlanego, inspektorami środowiskowymi, prokuratorami czy sędziami, jak też i wybranymi prywatnymi przedsiębiorcami różnych branż, które mogą się rozwijać z pomocą i ułatwieniami w tym samym czasie, gdy inni otrzymują kłody pod nogi.
I tak to się toczy latami. Wiele osób już o tym wie, przekonało się na własnej skórze jak to działa. Ale im dłużej dany władca jest na stołku, tym łatwiej przychodzi mu niszczenie samorządu, a tym trudniej widzącym ten stan rzeczy jest podjąć jakkolwiek równą walkę z taką patologią. Tu równej walki po prostu nie będzie. Aparat władzy często nie cofnie się przed niczym, żeby postawić na swoim i utrzymać władzę tak długo jak się da i wszelkimi metodami. Włącznie z tym, że podlegli mu urzędnicy będą łożyć na jego komitet wyborczy, aby tylko wygrał kolejne wybory, a oni mieli dalej możliwość zbierania ochłapów z pańskiego stołu.
Czy śp. Jarosław Dziemian też chciał takiego miasta, o jakim mówił na nagraniu Rafał Trzaskowski, kiedy śpiewał: "A moje miasto to Białystok"? Nie sądzę, choć mogę się mylić. Być może, gdyby został prezydentem Białegostoku, zacząłby je traktować w taki sposób, w jaki ewidentnie traktuje Warszawę urzędujący tam obecnie prezydent. Tego nie wiem ani ja, ani nikt inny i już się nie dowiemy. Ale wiemy przynajmniej w jaki sposób traktują różne miasta ich włodarze, którzy otrzymali tymczasowo możliwość kierowania i zarządzania wszystkim co się wiąże z życiem danego miasta. I to nie jest fajne dowiedzieć się, że DJ ma grać jak pan władca sobie życzy. I tak samo nie jest fajne wiedzieć, że wszyscy mamy zrzucać się na terapię jakiejś Ukrainki, bo pan władca na to pozwolił. I z tego względu cieszę się, że w końcu wprowadzona została dwukadencyjność. Bo może ona ukróci patologię, która od dawna już toczy polskie samorządy.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: Trzecie OKO)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie