
Stoją polscy mundurowi na granicy - źle. Nie ma ich - jeszcze gorzej. Używają gazu do chłopców ze szpadlami i cegłami źle. Włączają armatki - jeszcze gorzej, bo raz, że za słabo, dwa, że za mocno. Takie krótkie streszczenie opinii na temat tego, co dzieje się przy polsko - białoruskiej granicy. Daleko nie musiałem szukać, ot komentarze pod postami na naszym redakcyjnym fanpage'u na Facebooku.
Od razu zaznaczam: żal mi tych dzieciaków i kobiet koczujących na ziemi zarządzanej przez dyktatora Aleksandra. Ale głównie to z powodu opiekunów, jakich przyszło im mieć. Proszę nie wmawiać sobie, a tym bardziej komukolwiek innemu, że ci mężczyźni z konarami, kamieniami i butelkami, to potulni ludzie na co dzień, łagodni jak baranki, tylko jakieś chwilowe zamroczenie mają przejściowo. Oczywiście, że zostali zmanipulowani, wykorzystani i pewnie okradzeni z życiowych oszczędności, bo oto zaproponowano im raj na Zachodzie. Byle przez Polskę.
I teraz pytanie zasadnicze: pontonami przed wojną, biedą, czymkolwiek innym, wizją innego życia dostali się na tę Białoruś? Czy może jednak kupili bilety, wsiedli na pokłady samolotów, skorzystali z kilku dni w mińskich hotelach, a potem łubudu w polską stronę. To jak: turyści, czy nie turyści?
Żaden normalny kraj nie pozwoliłby sobie na wdarcie się na jego terytorium nie wiadomo kogo. Bo nie wiemy, kto i gdzie chce iść. No dobrze, domyślamy się, że do Niemiec, a głównie to mieszkańcy Bliskiego Wschodu i północnej Afryki.
Dochodząc do sedna... Jaki byłby rumor, gdyby dziesiątki, setki, tysiące (nadal nie wiemy tak naprawdę kogo, bo nie są to ludzie ze zweryfikowaną tożsamością), dreptały po alejkach, uliczkach, drogach, w stronę tego mitycznego Zachodu. Idę o zakład, że pytania o to, gdzie są służby, na które płaci się podatki, byłyby na czołówkach gazet codziennie. Właśnie, jeśli ktoś nie chce płacić tutaj tych podatków, to ponoć w Wielkiej Brytanii po brexicie ponad milion miejsc pracy. No to droga wolna.
Muszę jeszcze wrócić do tych dzieci, których obrazki z granicy wstawiają różnej maści politycy i celebryci, klepiąc w klawiaturki komputerów z domowego zacisza. Dziećmi najłatwiej jest grać na emocjach. Tylko mam takie spostrzeżenie: nie zauważyłem, by ktokolwiek w sieci dziś zapytał, czy ranny policjant z pękniętą czaszką spod Kuźnicy, ma dzieci, które być może drżą o życie ojca. W ogóle jakimś niepopularnym tematem jest mówienie o tym, iż funkcjonariusze z całej Polski musieli zostawić swoje rodziny, by wypełniać swoje konstytucyjne i ustawowe obowiązki. Idąc jeszcze dalej tym tropem o wpuszczaniu migrantów, ciekawe, jak rozwiązać sprawę, które dziecko czyje i nie dać się zmanipulować. Rozumiem, że ci od wpuszczania mają na to gotowe i wypracowane rozwiązania.
Coraz częściej mówi się, że Białoruś stosuje terroryzm polityczny. No właśnie. To co, poddać mu się, a potem z bezradności usiąść, płakać i zrobić kupę?
Łatwo jest udawać mądrego z ciepłego mieszkanka, patrząc w telewizor setki kilometrów od granicy.
Na koniec zadaję otwarte pytanie: na ile można sobie pozwolić? Twardo trzymać się obranej raz polityki i nikogo nie wpuszczać (prócz tych, co zechcą starać się o azyl w Polsce - tu oczywiście wiadomo, że są określone procedury), czy wpuszczać wszystkich, jak leci? Do jakiego momentu? W taki sposób, to można by było spodziewać się nie tysięcy, ale milionów na granicy w najbliższych tygodniach, miesiącach i latach. Skoro można, to czemu by nie. To ma być ta humanitarna wizja?
(Piotr Walczak)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie