
Nie ma roku, byśmy nie mówili, że zima zaskoczyła drogowców. Na razie byłoby to jednak nieco na wyrost, bo dzisiejszy poranny śnieg tak szybko jak pokrył ulice, tak i z nich zniknął. Ale niemało kierowców już ten chwilowy atak zaskoczył. A to, co widziałem na parkingach i osiedlowych uliczkach, jest co najmniej zaskakujące.
I nie chodzi ani o problemy z odpalaniem pojazdów, ani umiejętności siadających za kierownicą. Choć z rozwagą to już różnie bywa, bo trochę kolizji i wypadków było, a to żadna nowość przy nagłej zmianie warunków atmosferycznych w kontekście opadów. Ale zmierzam do opon. W ciągu kilkunastu minut naliczyłem kilka aut próbujących jakkolwiek jechać. Skąd sądzę, że ogumienie było letnie? Ano po bocznych oznaczeniach, nietrudno je dostrzec, gdy ktoś przed tobą stoi, jedzie, stoi, jedzie.
Ja rozumiem, że tu każdy chce oszczędzać, ale litości. Na takiej nawierzchni ulic, jaką mieliśmy dziś rano, nawet najgorsza zimówka będzie spisywała się lepiej niż najlepsza opona letnia. I nie ma zmiłuj. Ciekawe, co w głowach mieli ci, co na letnich wyjechali w taką pogodę. No przecież tu nie ma szans przy nagłym hamowaniu z prędkości 50 km/h (maksymalna dozwolona w obszarze zabudowanym, chyba że znaki stanowią inaczej), by nie przywalić w przeszkodę. Pół biedy, jak się na stratach rzeczowych kończy, bo auto to tylko rzecz nabyta. Gorzej, jak taki bałwan zdejmie pieszego z przejścia albo przywali z taką siłą w inny pojazd, że pasażerów nie zdążą do szpitala dowieźć. I co powie? Że nie wiedział, że pod koniec listopada może padać śnieg? Że nie miał kasy na wymianę opon? Jeśli to drugie, to polecam komunikację miejską albo w ogóle tankowanie samochodu powietrzem. Jeśli to pierwsze, to sugeruję odpowiedniego lekarza.
Tymczasem w Polsce nie ma ustawowego obowiązku sezonowej wymiany ogumienia. Podczas kontroli drogowej policja takiemu niesfornemu kierowcy może zrobić tyle, co nic. W wielu europejskich krajach jest zupełnie inaczej, choć oczywiście nie podpieram się "Zachodem", bo i są państwa z podobnym do Polski prawodawstwem. Ale gdy występują warunki typowo zimowe (wydaje się, że śnieg do takich należy), to np. w Austrii trzeba mieć zimówki (dotyczy to okresu od 1 listopada do 15 kwietnia), podobnie w Czechach. Na Litwie czy w Rumunii opony zimowe to bezwzględny obowiązek od początku listopada, z kolei na Łotwie od 1 grudnia.
Nie jestem przekonany, czy takie przepisy powinny zostać wprowadzone w Polsce, ale do diabła - po co na siłę przy takiej pogodzie zgrywać kamikadze? To tak jak tłumaczenie kierowców po kielichu: nie jechałem daleko, przecież nic by się nie stało. Jeśli niedaleko, to w obu przypadkach dobrze zrobi spacer, a jeśli dalszy kurs, to autobus miejski, taksówka, tudzież stówka za lawetę i przejazd do zakładu wulkanizacyjnego. Naprawdę ciężko jest przewidzieć konsekwencje głupoty? Sprawdzić prognozy pogody (te zapowiadały opady) Dobrze choć, że dzisiejsze opady były tak naprawdę chwilowe.
A w kwestii pieszych... odkąd zmieniły się przepisy i dały pieszym bezwzględne pierwszeństwo, wydaje się, że gros spacerowiczów uznało, że stali się świętymi krowami. Owszem, nadal nie można wtargnąć wprost pod nadjeżdżający pojazd, ale w razie czego, bez świadków czy nagrań z monitoringu lub wideorejestratora to głównie kierowcy są na straconej pozycji. I teraz dzisiejszy poranek... Piesi wchodzą na pasy, a auta na letnich oponach tańczą przed przejściem, z drugiej strony pchają się pewnie na zebrę, no przecież mają pierwszeństwo, nie rozumiejąc, że nawet dobry i rozsądny kierowca, w sprawnym aucie na zimowych kołach, jadący ostrożnie, może mieć problem z wyhamowaniem na śliskiej nawierzchni. Tak że brak wyobraźni działa w obie strony. W podstawówce mnie uczyli, że przed wejściem na jezdnię najpierw w lewo, potem w prawo i jeszcze raz rozglądamy się w lewo. Odnoszę wrażenie, że dziś taka wiedza mało komu jest potrzebna. Bo przecież są przepisy!
(Piotr Walczak)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie