
Panta rhei. Wszystko płynie. Płynie i nasze życie, często więc opuszczając rodzinne miasto, żeby studiować albo za pracą nie zakładamy, że oto czas koło zatoczy. I znajdziemy się znowu w znanych z młodości stronach. Winien temu jest coraz częściej świadomy wybór. Bo Białystok nie jest już miastem „B”, jak wydawało się jeszcze dekadę temu.
Wtedy obraz Białegostoku w umysłach mieszkańców reszty Polski był jednoznaczny: ot lud prosty, co ze Wschodu – jak nie przymierzając bolszewiki – do miasta zjechał. Po polsku mówią, ale nie do końca. Zaciągają jak kacap i śledziem od nich na kilometr jedzie, a jak coś jedzą, to ze skwarkami albo z ziemniaków.
Część moich znajomych trafiwszy do stolicy uginała kark pod zmasowanym atakiem stereotypów. Niektórzy zaś głośno, z ironią i żartem, walczyliśmy o dobre imię Podlasia. Bo dlaczegóż nie? Wszak węglem utytłani nie chodzimy (Śląsk), nie krążą legendy o naszym skąpstwie (Kraków, Poznań) albo o zwiększonym udziale chłopów w społeczeństwie (Warszawa).
Ofensywa białostoczan na uczelnie innych miast przyniosła pozytywne skutki. Jako ambitni i zaradni, nie ustępowaliśmy tym z Polski „A”. Mit o ludziach z miasta, gdzie kozy wypasa się na ulicach, a nocą pali ogniska, by owych kóz nie rozszarpały polarne niedźwiedzie padł. I dobrze, bo i samo miasto poczęło się zmieniać, a ci wyjechani stanęli przed nowym wyborem. Zostać czy jednak wrócić.
Część z was pewnie stuka się w czoło: Po cóż wracać zaznawszy upragnionego awansu? Odpowiadam tedy: Nie dosyć, że ów awans jest dziś kwestią mocno dyskusyjną, to w dodatku Białystok stał się fajnym miejscem. Z powodów, których rezydenci mogą ze swej perspektywy nie dostrzegać.
Raz – wielkość. Pomieszkawszy w stolicy dekadę, przyzwyczaiłem się do takich odległości, że przejechanie Białego wydaje się wycieczką do toalety na wieczorne siusiu. Czyli oszczędzamy czas, a przeciętna rodzina nie musi szukać ciszy i spokoju wiele kilometrów za miastem, co bije po kieszeni, bo trzeba samochodu, a paliwo drogie. Może więc znaleźć swój kąt na ziemi w obrębie miasta i I strefy publicznej komunikacji.
Dwa – ceny. Jako wolny strzelec mogę sobie pozwolić na komfort pracy zdalnej. To oznacza, że zlecenia mogę przyjmować także z redakcji warszawskich. Zarabiam tam, wydaję tu, a różnica w stawkach i cenach jest zauważalna. Nie mówię tylko o cenach mieszkań, chodzi mi o najprostsze rudymenty: jedzenie, ubranie czy agd.
Trzy – zieleń. Podlasie zwie się Zielonymi Płucami Polski, bo nagromadzenie parków, skwerów czy małych rabatopodobnych połaci roślinności jest tu niespotykane. Nieważne, w jakiej części miasta się mieszka, zawsze jest jakiś skrawek trawy w pobliżu. A jeśli brak zieleni, to do centrum blisko, a tam Planty z wielkim placem zabaw za unijne dotacje.
Cztery – czystość. Im częściej ostatnio krążyłem na trasie Białystok-Warszawa tym bardziej uderzał mnie warszawski brud. W stosunku do stolicy i większości innych miast w kraju jesteśmy oazą czystości i porządku. Odświeżone elewacje, eleganckie choć nadal nieco małomiasteczkowe centrum, schludna kostka. Wszystko jak pod linijkę i często sprzątane.
Pięć – coraz lepsza edukacja. Z całkowitych nizin UwB podnosi się i ma pewne sukcesy – np. wydział prawa, który w tegorocznych rankingach pobił i UW, i Jagiellonkę.
Mało? Jasne, że stolicą rozrywki i zagłębiem koncertowym Białystok raczej nie będzie. Ale jak często chodzicie na koncerty? Wieczór spędzić macie gdzie, muzyki na żywo też w naszym mieście nie brakuje, a raz na jakiś czas można pojechać do Warszawy czy innych Katowic.
Zrozumieć trzeba tylko jedno. Powyższa wyliczanka może nie mieć szczególnego znaczenia dla dwudziestolatka, który chętnie rzuci się w wielkomiejski wir imprezowy. Może natomiast być zachętą dla tych, którzy się już wybawili, a chcą przyjaznego środowiska dla swoich dzieci. Tych, którzy cenią spokój, ale nie odmówią sobie kilku procentowych szaleństw w miesiącu i wrócą do domu taksówką.
To idealne miasto dla trzydziestolatków. W nich upatrujmy nowej miejskiej klasy średniej, im kibicujmy. I ze wszech miar strzeżmy się pomysłów, by Białystok zrobić metropolią, molochem. Ceńmy to, co mamy, bo niektórzy nam tego zazdroszczą. I gdy staniecie w korku gotowi kląć jak szewc, pomyślcie, że oto żyjemy w mieście, które (choć ma swoje wady) jest całkiem fajnym miejscem na Ziemi.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
taaak... bo łatwo jest nic nie robić i czepiac się kogoś ze ma lepiej. zamiast mieć pretensje że ktoś ma lepiej, niech jeden z drugim zrobia coś zeby im było lepiej. ja nie narzekam. pracuje za marne grosze. ale fakt. białystok nie jest mega drogi. raz na jakiś czas sie pojdzie na koncert, się pojdzie do pubu, się pojdzie z dzieckiem do kina.
Słuszna uwaga! Odpowiednia zakładka pojawi się niebawem.
Fajny felieton. Kocham Białystok!
Biaystok ..... to najlepsze miesce na ziemi choć nie mam pracy to sataram sie optymistycznie patrzec na życie!
Też uważam, że to całkiemfajne miejsce na Ziemi.
Super tekścik :)
Fajne pióro, fajny tekst, fajna stronka. Czy możecie zamieścić w necie miejsca gdzie można otrzymać miesięcznik?
Cóż, może i cisza, może i czysto, mniejsze korki. Ale na spacery z wózeczkiem chodzić nie będą, choć jest gdzie,bo niestety z pensją białostocką rodziny nie założę - nie stać. Zdechłabym z głodu, a razem ze mną moi potomkowie... Niestety nie wszyscy żyją w Białymstoku z pensją warszawską! a ta jest diametralnie różna...
Jak to napisał znany bloger Kominek na swoim blogu www.kominek.in, że to "Nie Twoje życie jest do dupy, tylko ty jesteś do dupy". Olle może zamiast narzekać jak to jest beznadziejnie, czas zacząć kombinować i zrobić coś czego nikt inny nie robi, żeby mieć coś czego nikt inny nie ma!
Burżuj normalnie!
Aha i żeby nie było niejasności, ja również uważam, że północny wschód to piękne miejsce, ale żyć tu (nadal w Polsce B pełną gębą) jest naprawdę ciężko!!! Żyć tu trzeba umić (no chyba, że z pensją warszawską)...
Ha, bardzo ciekawy artykuł.. Lecz podejrzewam, że autor byłby jeszcze bardziej zadowolony gdyby to dostawał pensję nowojorską i mógł nią sobie dysponować w Białymstoku. Proponuję by autor poszukał sobie zleceń w Białymstoku i wtedy może zasmakuje tej "cudowności" stolicy Podlaskiego. I wielce jesteśmy radzi, że ten znaczący odsetek (zapewne gdzieś około 0,0001% mieszkańców) ma się w Białymstoku tak dobrze. Więc jeśli Pan piszący artykuł, nie życzy sobie by Białystok stał się "metropolią" to proponuję ze swoją warszawską pensją przeprowadzić się do Suwałk, Łap, lub Białowieży, jeszcze spokojniej, jeszcze taniej, jeszcze fajniej!!!