Reklama

Celebryta po białostocku

15/10/2015 18:12


Każdy, no prawie każdy z nas, marzył o tym, aby chociaż przez moment poczuć smak prawdziwej sławy. Niektórzy dla chwili szeroko pojętego fejmu nie cofną się przed niczym i nikim. Niestety brylowanie po podlasku czasem najzwyczajniej w świecie zajeżdża zapachem cebuli.

Nasze miasto wydało na świat ludzi utalentowanych i ambitnych. Hołownia, Małaszyński, Bagiński, Scorupco czy Kayah to ludzie, z których możemy być naprawdę dumni. Do tej listy z pewnością można by dopisać jeszcze kilka nazwisk. Niestety, prawdopodobnie z każdą kolejną personą z rankingu przybędzie tylko dowodów na to, że Stolica Podlasia niespecjalnie służy ludziom twórczym – wszak znamienita większość wyemigrowała za Bug lub jeszcze dalej. Zostali najbardziej wytrwali oraz rządni lokalnej sławy. Trochę smutne, ale patrząc na to z drugiej strony – bywa też zabawnie.

Chcesz być słynny?

Celebryta. Za każdym razem, gdy wystukuję te 9 liter, autokorekta podkreśla powstałe słowo czerwoną kreską. Wielu znawcom języka polskiego termin ten działa wręcz na nerwy (polecam dyskusje na http://sjp.pl/). Mimo to, moda na celebryctwo trwa. Jak najszybciej stać się jej częścią? Odpowiedź jest prosta – zostań politykiem! Lub przynajmniej spróbuj zostać. W gorączce kampanii wyborczej potencjalnych sław mamy jak przysłowiowych rakiet w Moskwie. Ci mali się nie liczą. Duzi z kolei patrzą na nas z bilbordów wielkości wsi Kapice Stare wraz z koloniami, jednocześnie dumnie prezentując swój dziewiczy zarost. Jak już tym politykiem zostaniesz, bywaj! Bywaj wszędzie, gdzie się tylko da. Witaj Jankesów niczym Francuzki alianckich wyzwolicieli w 1944, wrzucaj na swojego fejsika zdjęcia z lokalnych wydarzeń! Jeśli jednak brzydzisz się polityką niczym Ludwik Dorn i Saba – nie idź tą drogą. Do tego trzeba mieć przysłowiowe jaja i szerokie plecy – najlepiej w postaci tatusia lub przełożonego. Zejdźmy jednak z pretendentów do poselskich benefitów. Leżących się nie kopie.

Zrób sam siebie w trzy tygodnie

Generalnie żądnych sławy można podzielić na dwie grupy. Zacznijmy od tej pierwszej, czyli tych, którzy śnią o salonach, wywiadach i tabunach fanów niemal każdej nocy. W samych sennych wizjach nie ma nic złego. Problemy rodzą się w momencie, gdy zaczynają piąć się na szczyt po złej stronie zbocza. W efekcie zyskują swoje pięć minut w znienawidzonej przez niezależne media telewizji, gdzie w tandetnym reality show wspólnie z mamą wybierają sobie małżonkę. Czy pięć minut taniej sławy i ksywa pisana comic sansem na pastelowych plakatach z ościennych klubów naprawdę są tego warte? Odpowiedzcie sobie sami. Pamiętajcie – Trybson jest tylko jeden, nikt i nic nie powtórzy jego sukcesu. No chyba że doczekamy się kolejnej edycji Big Brothera z naszym redakcyjnym kolegą, Walińskim w obsadzie.

Szybko gaśnie ten, kto świeci zbyt jasno

Przenieśmy się teraz na drugi biegun. Stara maksyma głosi, że nie jest problemem zdobyć, ale utrzymać poziom. Nie inaczej sprawy mają się w przypadku tych, którzy sławą już się cieszą lub cieszyli się jakiś czas temu. Nie ma absolutnie nic złego w promowaniu pewnej gamy produktów własnym wizerunkiem, chociaż szczerze muszę przyznać, że rollup z podobizną jednego z najpopularniejszych białostockich pięściarzy wzbudził we mnie mieszane uczucia (w sumie zainspirował nawet do napisania tego tekstu). Polska jednak – jak długa i szeroka – pełna jest reklam z udziałem celebrytów pierwszego i drugiego obiegu, pasujących do wizerunku osób promujących dany produkt niczym pięść do nosa. W Białymstoku również takich kwiatków nie brakuje. O ile jedna z najpiękniejszych białostoczanek promująca centrum handlowe i salon biżuterii nie jest niczym złym, o tyle promowanie swoim wizerunkiem blachodachówek już nieco trąca cebulą. Zbyt ostre odcinanie kuponów, nawet od tych najciężej wypracowanych sukcesów, lekko trąca cebulą.

Jak zatem być celebrytą po białostocku? Kogo postawić za przykład człowieka cieszącego się od lat niesłabnącą sławą i przychylnością fanów? Kto może zostać uznany za największą sławę prosto ze stolicy Białegostoku? Moi drodzy odpowiedź może być tylko jedna, a brzmi ona – Zenek Martyniuk!


 





 


(Lord Rrr/ Foto: BI-Foto)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do