Opowiem Wam, jakim sposobem weszłam w posiadanie okazałego sygnetu z tombaku.
Człowiek człowiekowi wilkiem, a zombie zombie zombie. To prawda powszechnie znana. Zdarzają się jednak jednostki przepełnione miłością bliźniego i czujące nieodparty przymus pomocy potrzebującym. Ja właśnie do takich osobników należę.
Jadąc sobie spokojnie z małżonkiem krajową „19” za miasto, natrafiliśmy w szczerym polu na ładne BMW na niemieckich blachach, obok którego stał bardzo dobrze ubrany pan z mapą w ręku i bezradną miną. Pan o raczej ciemniejszej karnacji, budzącej u nas pierwsze skojarzenia z mieszkańcem krajów arabskich. Mężczyzna dawał znaki, prosząc, żebyśmy się zatrzymali.
Jako dobrzy ludzie, zatrzymaliśmy się. Pan w przedziwnym języku, mającym chyba być rosyjskim wyjaśnił nam, że jest obywatelem Niemiec, jego karta kredytowa nie działa , a on utknął tu pośrodku niczego i potrzebuje pieniędzy na paliwo. W zamian za pieniądze oferował coś ze swoich rzeczy.
Jak już wspominałam, zawsze targa mną nieprzeparta chęć niesienia pomocy. Dałam więc panu 50 zł – na paliwo, żeby dojechać do miasta by mu starczyło, choć prosił mnie łamaną angielszczyzną o 200. Nie, no moja chęć niesienia pomocy aż tak głęboko w portfel nie sięga. Odmówiłam przyjmowania jakichkolwiek jego rzeczy. Ani krawata nie chciałam ani złotego łańcuszka.
W momencie ruszania mężczyzna wrzucił mi przez okno na kolana wielki sygnet z symbolem „D&G”. W tym momencie przysłowiowo „zgłupiałam”. Nawet przez myśli mi przeszło, żeby zawrócić i sygnet mu oddać. Przecież to niepotrzebne, my tak z dobrego serca tylko...
Ale ruch drogowy nie pozwolił na nawrotkę, pojechaliśmy dalej. Im dalej, tym więcej wątpliwości. Niemiec, bez GPS, z mapą? No i co on tu robiła przy wschodniej granicy, jak tu dotarł bez pieniędzy? I jakiś taki akcent miał dziwny. I ten wrzucony przez okno sygnet... Coś tu nie grało.
W najbliższym mieście zatrzymaliśmy się przy lombardzie, żeby zobaczyć co nam do samochodu wrzucono.
- Tombak – na pierwszy rzut oka ocenił fachowiec.- Mnóstwo ostatnio takich. Stoją na drodze i naciągają podróżnych, że niby na paliwo. Mój znajomy ostatnio łańcuszek za 1200 zł kupił!
I tak właśnie zostaliśmy ofiarami przemyślnego oszustwa. Dalej pewnie będziemy pomagać bliźnim w potrzebie, ale odebraliśmy za 50 zł cenną lekcję życia. Sygnowaną D&G.
Dobrze, że to było tylko 50 zł ........