
Wygląda na to, że wpadliśmy z deszczu pod rynnę. Po latach moskiewskiego dyktatu, poszliśmy jak te baranki na rzeź pod dyktat brukselski. Na razie jeszcze różni się on trochę od poprzedniego. Zakładam jednak, że tak długo nie zostanie. W słuszność tamtego dyktatu większość nie wierzyła. W obecny, niestety jeszcze cały czas wielu wierzy. A to nic innego niż zamiana kołchozu na eurokołchoz, bo system ten sam, tylko wykonanie inne.
Trochę pamiętam, jak to było już grubo ponad 10 lat temu. W zasadzie to lada moment minie 20 lat odkąd z każdego rogu niemal wszyscy przekonywali, że wejście Polski do Unii Europejskiej, to będzie coś cudownego. Pamiętam jak śledziłam wcześniej wszelkie informacje i denerwowałam się, dlaczego tak długo to wejście musi trwać. Wtedy byłam o wiele młodsza i nie zdawałam sobie sprawy z tego, czym to wszystko pachnie i czym zapachnie trochę lat później.
Ale wtedy głównie chodziło o kwestie gospodarcze. Musieliśmy jako kraj ustabilizować sporo rzeczy typowo gospodarczych i trochę prawnych, bo trzeba było spełnić warunki, aby do tej Unii wejść. Wtedy myślałam, że to wejście chyba nigdy nie nastąpi. Ciągnęło się i ciągnęło. Politycy dwoili się i troili, żeby zadośćuczynić wszelkim wymogom stawianym przez unijnych przedstawicieli tej struktury. Wtedy w Polsce nikt nie mówił o jakichś tam prawach społeczności LGBT, małżeństwach jednopłciowych, ani o prawach zwierząt. Nie było też mowy o tym, że z polską Konstytucją jest coś nie teges, bo nie pozwalała na wiele rzeczy, których teraz się wręcz od Polski żąda. A Konstytucja jak nie pozwalała wtedy, taki teraz nie pozwala. Choć jeszcze nie wszyscy są w stanie uświadomić sobie ten stan rzeczy istniejący już tak wiele lat.
Pamiętam, jak śmieliśmy się w Polsce, kiedy unijni politycy debatowali nad tym, czy ślimak to ryba, albo w którą stronę ma być zakrzywiony banan i pod jakim kątem. Wtedy nie wiedzieliśmy jeszcze, że chodzi o gruby, naprawdę gruby hajs, który na ślimakach, będących rybami mógłby zarabiać jeden z krajów. Tak samo jak wtedy nie wiedzieliśmy, że krzywizna banana też ma znaczenie dla tego, kto będzie trzepał naprawdę gruby hajs na jego sprzedaży. O tych rzeczach i o wielu innych większość z nas dowiedziała się później. W mojej ocenie, trochę za późno.
Wpadliśmy z deszczu pod rynnę. Bo jeszcze kiedy Polska była PRL-em, o losie nas wszystkich decydowali ludzie, których w zasadzie nikt nie wybierał. To znaczy mieliśmy jakiś tam parlament i rząd i tu można było coś tam i kogoś tam jeszcze wybrać. Co prawda na z góry ustalonych listach. Ale coś tam można było. Tylko decyzje zapadały zupełnie gdzie indziej. Najczęściej w Moskwie. Teraz też możemy sobie wybrać – europosłów. Ale decyzje zapadają zupełnie gdzie indziej. I podobnie, jak było to dawno temu, przez ludzi, których nikt nigdy do niczego nie wybierał.
Teraz właśnie ci ludzie chcą nam narzucić jakąś praworządność, której Polska ponoć nie przestrzega. I w sumie może nie miałabym nic przeciwko temu, gdyby nie jeden istotny fakt. Nie ma żadnych zapisów, ani informacji, co wchodzi w tę tak zwaną praworządność i kto będzie decydował o tym, co jest praworządne, a co nie? Jak świat światem, o tym, czy coś jest zgodne z prawem decydują sądy. Parlament Europejski, ani Komisja Europejska z tego co mi wiadomo sądem nie jest. Nie ma też żadnych przepisów prawa, na podstawie których którekolwiek ciało mogłoby orzekać w tym temacie względem Polski lub jakiegoś innego, dowolnego w sumie kraju zrzeszonego w tym eurokołchozie.
Tymczasem polska opozycja zachowuje się, jak na polską opozycję przystało. Można ją porównać do ślepego konia, którego jakiś unijny polityk wystawił na sprzedaż. Przed innymi unijnymi politykami ten ślepy koń wybiega prezentując swe wdzięki, ale jako, że jest ślepy, to podczas galopu tak walnął głową w mur, że aż iskierki się posypały. Tylko ślepy koń może być na tyle odważny, żeby pędzić galopem w jakimś kierunku i nie bać się przywalenia głową w mur z całej siły. A to się stanie. I będzie bolało. Na dodatek najprawdopodobniej skończy się złamaniem kręgosłupa. Tak jak to się stało poprzednio, gdy przedstawiciele PRL oddali decyzje odnośnie Polaków w ręce sowietów.
Przesadzam? Absolutnie nie. Wygląda identycznie tak samo, poza jednym. Wszystko dzieje się w zamszowych rękawiczkach, pod krawatem, całym tym „ą” i „ę”, pod którym kryje się dokładnie to samo co kryło się w ZSRR – wydudkać nas do ostatniej złotóweczki. Dziś naprawdę nie trzeba strzelać do siebie z karabinu, ani czołgów, żeby prowadzić wojnę, która przyniesie zniszczenia rodzimego kapitału, zdziesiątkuje ludność i pozwoli najeźdźcy lub najeźdźcom przejąć wszelkie dobra podbitego kraju. A debilna opozycja będzie przy tym klaskać w dłonie, po ktoś poklepie ją po pleckach i pozwoli na dwa ziarna więcej owsa.
Nie chcę nawet słyszeć, że polski rząd ma choć minimalnie ustąpić w sprawie uzależniania budżetu unijnego od jakiegoś przestrzegania praworządności. Nie! I koniec kropka! Bo nie ma żadnych zapisów podlegających wykonaniu, które określałyby co jest tą praworządnością, a co nią nie jest. Samo pieprzenie o jakichś wartościach europejskich ma się tak samo, jak za czasów komuny miała wartości walka o pokój i równość społeczną, którą najpierw komuna zaorała tak głęboko, że w ramach tej równości najwięcej do powiedzenia mieli ci podejmujący decyzje w Moskwie, potem ich sługusy w Polsce, następnie bezpieka i partyjne szyszki na różnych stanowiskach. A ludności w ramach tej równości zostawały kartki na mięso i buty oraz uczestnictwo w pochodach pierwszomajowych.
Przyjęte przez Parlament Europejski rezolucje były oparte na kłamstwach między innymi Roberta Biedronia, który twierdził, że są u nas jakieś strefy wolne od LGBT. Że nie szanuje się praw człowieka i cała masa innych dupereli, których nikt do dziś nie potrafi wskazać namacalnie, jako konkretnych przykładów. Polska musi postawić stanowcze veto wobec takiego traktowania. Nawet pod groźbą nie dania nam pieniędzy z unijnego budżetu. Bo i tak ich nie dostanie, kiedy banda unijnych kołchoźników przegłosuje, że Polsce się one nie należą, bo tu łamana jest jakaś praworządność, której nikt nie umie wskazać, czym to jest. Veto pozwoli nam zachować własną podmiotowość, samostanowienie o sobie i ograniczy narzucanie Polsce przepisów obcych państw. Później zostanie nam już tylko jedno – pokazać środkowy palec lub gest Kozakiewicza, kiedy trzeba będzie wpłacać jakikolwiek grosz do unijnej kasy. I może wtedy unijne patafiany zrozumieją, że to Polacy są kierownikiem tej szatni, a nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi? Jeśli jacyś tam politycy unijni chcą doświadczyć jak działa eurokołchoz, który stworzyli, to właśnie to powinni odczuć – zachowanie kierownika szatni.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: Trzecie OKO)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie