Reklama

Gdy ideologia szkodzi gospodarce

09/06/2020 18:08

Parlament Europejski był i jest miejscem ścierania się rozmaitych idei. Niestety są takie idee, które lekceważą fakty, stając się szkodliwymi ideologiami. Ideologie mają zaś to do siebie, że wykoślawiają znaczenia pojęć. Nadają im znaczenia zgoła odmienne od pierwotnych. Doskonałym tego przykładem są w ostatnim czasie hasła obrony demokracji i praworządności. Gdy ktoś poucza o konieczności obrony demokracji, z dużą dozą pewności można zakładać że właśnie kwestionuje jej rozstrzygnięcia. Gdy ktoś ogłasza, że strzeże praworządności, prawdopodobnie nie godzi się z ustalonym w danym kraju porządkiem prawnym.

Każdy, kto śledzi prace instytucji europejskich wie, że Parlament i Komisja wzięły sobie za cel szczególnie dwa kraje, w których według własnego mniemania są zagrożone demokracja i praworządność: Polskę i Węgry. Nie chodzi bynajmniej o to, że w państwach tych doszło do nieuprawnionego zdobycia władzy. Na Węgrzech od 10 lat rządzi Fidesz Victora Orbana. W Polsce od przeszło czterech lat Prawo i Sprawiedliwość. Demokratycznych wyborów nikt nie kwestionował. Chodzi raczej o to, że rządy obu państw śmiało protestują przeciwko eurokratycznym zapędom ograniczającym suwerenność narodów.

Oba kraje zostały protekcjonalnie określone jako enfant terrible współczesnej Unii i raz po raz są sztorcowane za śmiałość w wyrażaniu własnych opinii. Przykładów tego mieliśmy w ostatnich latach wiele. Najnowszy wydaje się zupełnie absurdalny. W agendzie prac Parlamentu w tym miesiącu pojawił się projekt rezolucji, w której potępia się Polskę i Węgry za reakcję tych państw na epidemię koronawirusa. Niektórzy posłowie wyrazili obawy dotyczące kroków podjętych przez rząd Węgier w celu bezterminowego przedłużenia stanu wyjątkowego w związku z pandemią, dekretami bowiem są zawieszane ustawy, a nadzór parlamentarny nad sytuacją kryzysową został osłabiony. Odwrotna decyzja rządu polskiego – to jest utrzymanie normalnej procedury demokratycznej, jaką są wybory – również według rezolucji jest niezgodna z prawem. Przeprowadzenie korespondencyjnych wyborów prezydenckich w środku pandemii stoi rzekomo w sprzeczności z wartościami europejskimi. Posłowie wzywają KE do pilnej oceny, czy podjęte środki nadzwyczajne w obu krajach są zgodne z traktatami UE, apelują o wykorzystanie wszystkich dostępnych narzędzi i sankcji UE, w tym budżetowych, w celu zaradzenia naruszeniu praworządności.

Warto zaznaczyć, że rezolucja nie ma mocy prawnej wobec Węgier i Polski. Jednak jest w niej zawarta groźba ponownego kontrolowania praworządności - rzekomo naruszanej - na podstawie art. 7 Traktatu o Unii Europejskiej. Nie trzeba dodawać, że kwestia wyborów nie należy do kompetencji UE, wybory korespondencyjne odbywały się zaś m.in. w Bawarii. Najbardziej przykre jest to, że inspiracja do ciągłego pouczania Polski i straszenia możliwymi sankcjami pochodzi od polskich posłów. Nie kryją oni tego, wręcz przeciwnie – traktują jako powód do dumy to, że obce państwa zwracają uwagę naszemu rządowi. Prawda jest zaś taka, że obowiązująca Konstytucja wyraźnie mówi o pięcioletniej kadencji Prezydenta RP. Bazując więc na ustawie zasadniczej, tak chętnie przywoływanej przez opozycję, wybory muszą odbyć się w ustalonym terminie.

Sytuacja epidemiczna jest jak wiadomo bardzo poważna, stąd zrodził się pomysł aby przeprowadzić je korespondencyjnie. Jest to zadanie bardzo trudne, ale konieczne jeśli chcemy przestrzegać standardów demokratycznych.

Powtarzające się zarzuty o rzekome naruszanie praworządności wynikają z powodów ideologicznych. Niestety utrwalają na forum międzynarodowym krzywdzący stereotyp na temat Polski, daleki od refleksji na temat stanu faktycznego. Jest to o tyle poważne, że stoimy w obliczu dwóch bardzo ważnych decyzji.

Po pierwsze w przyszłym roku rozpocznie się nowa, siedmioletnia perspektywa finansowa UE, która określa ile i na co Polska otrzyma z budżetu Wspólnoty. Po drugie przywódcy unijni decydują właśnie o kształcie tzw. drugiego planu Marshalla, czyli funduszu naprawy europejskiej gospodarki po pandemii koronawirusa, mogącego wynieść nawet 2 biliony euro. Oskarżenia pod adresem Polski o rzekome naruszanie norm demokracji i praworządności, jakkolwiek brzmią dla nas absurdalnie, mogą osłabić naszą pozycję negocjacyjną. Obyśmy za wydumane, ideologiczne zarzuty nie ponieśli faktycznych kosztów.

(Krzysztof Jurgiel - Poseł do Parlamentu Europejskiego)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do