Reklama

Gdzie jest prawda o Supraślu?

28/06/2014 18:02
Cały ten Supraśl, to miasto pod każdym względem frapujące. Już sama jego miejskość jest nieoczywista: skupione na niespełna sześciu kilometrach kwadratowych, troskliwie otulone Puszczą Knyszyńską, dla przejeżdżających z Białegostoku do Krynek wydaje się niczym duża wieś. Stacja, zakręt w lewo, klasztor, mostek, zakręt w prawo i już jesteśmy w lesie. Górujący nad miejscowością monastyr dodatkowo potęguje efekt mikroskopijności drewnianych, dwuspadowych domków.

Supraśl gra główną rolę w bijącym niegdyś rekordy popularności serialu „Blondynka”. Serialowe „Majaki” to typowa podlaska prowincja, gdzie lud jest prosty i pobożny. Gdzie bogu (proboszcz) co boskie, cesarzowi (burmistrz), co cesarskie. Gdzie nie dotarły te wszystkie kosmopolityzmy, polityczne poprawności, emancypacje i multi-kulti. Gdzie język ma nadreprezentację „dla”, a formy grzecznościowe pozbawione są „Pan” i „Pani” („Jej pokój jest tam, niech się rozgości”). Słowem, nieskalane cywilizacją, sielankowe miejsce zamieszkałe przez prostolinijnych, dobrodusznych ludzi. Sklep, kościół, urząd, poczta, szkoła. Wszystkiego po jednym.

Supraśl doskonale nadaje się na odtwórcę Majaków, bo wszystko, co wyżej, posiada. Sklepów pewnie z dziesięć, a kościołów nawet trzy, z czego dwa katolickie, położone w odległości stu metrów od siebie. Kiedy w jednym z nich odzywają się wieczorne dzwony, muszą być świetnie słyszalne w oddalonym o kilka kroków, mieszczącym się przy ulicy Kościelnej, awangardowym teatrze Wierszalin. W teatrze dzieją się rzeczy, o których pobożni katolicy nie powinni nawet myśleć, bo grzeszyć da się nie tylko mową, uczynkiem czy zaniedbaniem. W teatrze półnadzy mężczyźni i kobiety w ekstatycznym transie odgrywają na nowo starożytne i chrześcijańskie mity, podczas gdy tuż obok pobożni supraślanie odmawiają modlitwy różańcowe.

Opuszczając ten swoisty trójkąt bermudzki – kościół, teatr, Dom Ludowy – którego centrum jest osobliwa fontanna – zegar słoneczny, należy udać się reprezentacyjną ulicą 3 Maja, w kierunku zabytkowego pałacu Buchholtzów, gdzie obecnie znajduje się liceum plastyczne. Dzięki niemu, a także białostockiej klasie średniej budującej tu coraz chętniej domy, miasteczko nabiera coraz bardziej inteligenckiego charakteru. Przestaje być „sypialnią” w sensie dosłownym (senne podlaskie miasteczko) oraz metaforycznym (sypialnia Białegostoku). Każdego weekendu rowerowym traktem biegnącym przez Ogrodniczki i Krasne ciągną ku miasteczku nad Supraślą tłumy rowerzystów, rolkowców i nordic-walkerów. Jest to więc taki trochę białostocki, weekendowy kurort.

W Supraślu, na 3 Maja, pod numerem dwadzieścia dwa, jest bar Jarzębinka. Królowa Kiszki Ziemniaczanej, Czesława Siehieńczuk wtłacza w świńskie jelita doskonale przyprawioną masę ziemniaczaną i poddaje to wszystko podgrzewaniu w sposób niebudzący żadnych pytań ani wątpliwości, co do jej kunsztu. Koniecznie powiedzcie „Dzień dobry” przy wejściu, zdejmijcie nakrycia głów i zamówcie kiszkę oraz mleko. Nie przejmujcie się poprzecieranymi na rogach ceratami w kratę i plastikowymi sztućcami, ani tym, że Królowa bywa czasami rozdrażniona. Bar Jarzębinka jest esencją podlaskości i, prawdopodobnie, jej najdoskonalszą emanacją.

3 Maja w Supraślu to ulica łącząca kościół ze szkołą dla artystów. Gdzieś pomiędzy mszą a spektaklem, Domem Ludowym a zgrzebną Jarzębinką, ewangelickim cmentarzem a prawosławnym monastyrem leży prawda o tym nieoczywistym miasteczku. Gdzie dokładnie? Tego nie wiadomo.

(Radek Oryszczyszyn/ Foto: Wikimedia Commons)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do