Reklama

Imigranci przybywajcie!

06/01/2021 15:38

Dzisiejszy felieton to niejako kontynuacja tego, co już pisałam w poprzednich felietonach z cyklu „Słowo po niedzieli”. Temat, który dziś poruszam, jest nieco przemilczany, a nie powinien. Bo na naszych oczach dzieją się rzeczy absolutnie wyjątkowe, których nie doświadczaliśmy od wieków. Ale jako, że historia kołem się toczy, to wracają. Znów przyjeżdżają do nas imigranci.

Już kilka lat temu będąc na wydarzeniu pod nazwą „Projekt Zaścianek” razem ze swoim kolegą dziennikarzem z innej redakcji mówiliśmy do zgromadzonych, że bardzo czekamy na imigrantów. Było to w tym samym czasie, kiedy Europę dopiero co zaczęły nawiedzać tabuny zdrowych, młodych mężczyzn, których mainstreemowe media usiłowały pokazać jako biedne matki z dziećmi. Kiedy z Rafałem mówiliśmy, że czekamy na imigrantów, wszyscy patrzyli na nas jak na czubków. Natychmiast ktoś wyjął z telefonu nagrania jak zachowują się imigranci po przybyciu do Europy, doniesienia różnych osób, które miały kontakt z imigrantami. Na nic. My uparcie twierdziliśmy swoje, że czekamy w Polsce na imigrantów.

I są. Jest ich coraz więcej. Ale tak samo wtedy, tak samo i teraz, nie mieliśmy na myśli tych imigrantów, którzy tysiącami zalali Niemcy, Szwecję, Francję czy Belgię. Moim, naszym oczekiwaniem byli imigranci wykształceni, znający języki, posiadający wiedzę, chęć do pracy, a nie żyjący z zasiłków socjalnych i robiący burdy na ulicy. Bo kto powiedział, że imigrantem nie może być rdzenny Szwed, albo Holender, czy Francuz? Może. Skoro chce się przeprowadzić do Polski z własnego kraju, to jest imigrantem, choć innego kalibru. Mało kto zauważył, że takich imigrantów w Polsce ostatnio przybyło. I przybywa ich coraz więcej. Ba! Pojawili się nawet w Białymstoku. Teraz jeżdżą do swoich krajów pochodzenia na wakacje, albo tylko w odwiedziny do rodziny, bo tu znaleźli spokój, normalność, swoją oazę spokoju.

Z tymi imigrantami jest zero problemu. Pierwszym ich celem jest zintegrowanie się z miejscowymi. Oni nie domagają się żadnych dodatkowych praw, nie skarżą się na niedobre traktowanie, część z nich zaczęła się uczyć języka polskiego. Chcą jak najbardziej wtopić się w lokalną społeczność, szanując nasze tradycje, obyczaje, kulturę, porządek, prawo, którego często nie rozumieją, starają się uczestniczyć w naszych sprawach. Ale nie po to, aby umieć potem lawirować dla własnych korzyści, tylko po to, aby wiedzieć jak się zachować – z szacunku i sympatii.

Danny, to jeden z przykładów, których jest coraz więcej. Przyjechał do Polski już kilka lat temu. Zakochał się w kobiecie i z Filadelfii przyjechał za nią do Białegostoku, potem do Krakowa, a potem znów do Białegostoku i znów do Krakowa. Mimo, że życie uczuciowe nie ułożyło mu się tak jak chciał, z Polski już wyjeżdżać nie chce. Znalazł tu swoje miejsce. Rozmawiałam z nim przed Świętami Bożego Narodzenia. Mówił mi, że w Polsce ma więcej swobody, może mówić i pisać, co chce. Może chodzić gdzie chce i czuje się tu bezpiecznie. W Stanach, tak w tej ostoi wolności wszelakiej, takiej możliwości nie miał. Opowiadał mi, jak bardzo trzeba uważać na każde słowo i jak wiele się pozmieniało, szczególnie w szkołach. Polityczna poprawność weszła tam na tak wysoki poziom, że – jak mówił – strach jakiś kawał opowiedzieć. Danny jest nauczycielem, uczy języka angielskiego i powiedział mi, że zaczyna dostrzegać w Polsce to, co mu się nie podobało w USA i co sprawiło, że wybrał Polskę do życia. Martwi się, że do Polski też zaczęła docierać poprawność polityczna.

Innym przykładem jest Rene, Holender, który także mieszka w Białymstoku od wielu lat. To tu prowadzi rozległe biznesy i tu ma swój drugi dom. Na początku dziwił się, że na naszych ulicach jest inaczej, że nie mamy kolorowych, że jak widzimy dwóch facetów z wózkiem, to można mieć pewność, że to złomiarze, że jesteśmy konserwatywni. Dziś go to zupełnie nie dziwi. Wręcz uważa, że Holandia pod pewnymi względami poszła w niewłaściwym kierunku. Zdecydowanie woli naszą tak zwaną zaściankowość, niż tę postępowość, w której długo żył, w której się wychowywał i którą teraz coraz mniej rozumie, jako coś sensownego.

Jest w końcu Johny, który co najmniej dwa razy do roku przyjeżdża do Białegostoku z odległego Melbourne. Zostaje tu na kilka miesięcy i wraca do siebie. Ale ukochał Białystok, jego mieszkańców i od kilku lat wraca zawsze w to samo miejsce, bo czuje się tu dobrze, bezpiecznie. Ma tu przyjaciół, znajomych, bywa w różnych miejscach i nie ma powodów, aby nie wracać do Białegostoku. Wręcz odwrotnie. Ma wiele powodów, dla których cały czas wraca.

O tym, że imigranci z różnych krajów przyjeżdżają do nas i osiedlają się tu, świadczą także liczne blogi oraz filmy kręcone przez studentów z Erasmusa, ale i przez innych, którzy zakochali się w naszym kraju i w którym czują się lepiej niż we własnym. Ci ludzie zintegrowali się z lokalną społecznością, pracują, nie stwarzają żadnych problemów. Tak jak Michael, który pisał niedawno ze mną i prosił, abym wskazała mu jakąś szkołę, w której będzie mógł nauczyć się polskiego. Jest w Polsce od ponad roku, ale ostatnio zdecydował, że do Kanady nie wróci. Dlatego chce się nauczyć polskiego i zamierza tu otworzyć swój biznes. Michael jest architektem. Polskiego potrzebuje do kontaktu z klientami. On także mówił, że tu ma swobodę, może mówić i zachowywać się tak jak chce, a czego nie mógł i nie miał w Kanadzie.

Jak słuchałam polityków, którzy mówili, że polskość to nienormalność, ręce mi opadały. W naszym kraju żyjemy bowiem, jeszcze póki co, w taki sposób, że przyjeżdża do nas coraz więcej obcokrajowców i to właśnie w poszukiwaniu normalności. Czegoś, co stało się towarem deficytowym w ich krajach, albo zniknęło tam w ogóle. Polska w tej chwili to nie jest ten kraj na dorobku, który część starszego pokolenia pamięta po upadku komuny. Nie mamy żadnej żelaznej kurtyny, można pojechać i wrócić gdzie się chce bez żadnych problemów. Na dodatek zachowaliśmy własną tożsamość, które inne państwa oddały różnego rodzaju mniejszościom stawiając większość obywateli w pozycji zakładnika tej mniejszości. W Polsce proporcje jeszcze są zachowane. Choć nie brakuje takich, którzy chcieliby te proporcje odwrócić. Bo taka moda. Tylko, że przed tą modą ucieka z innych państw coraz więcej ludzi, a ucieka właśnie do Polski.

Mogę dlatego powiedzieć, że takich imigrantów Polska potrzebuje, nawet bardzo. To oni właśnie ubogacają kulturowo nasz kraj, miasta, poszczególne społeczności. Ci, którzy szanują nasz kraj, historię, tradycję obyczaje i jednocześnie nie mają oporów, by mówić o własnej – w poszanowaniu i nie wchodzeniu z nią z butami wszystkim na głowę. Polska wielokrotnie w przeszłości była krajem, do którego obcokrajowcy przyjeżdżali po to, żeby mieszkać, prowadzić normalne życie, bo tu czuli się dobrze. I niech tak zostanie. Bo jak pokazuje również historia, wprowadzanie nam zmian na siłę, kończyło się wcześniej czy później, ale zazwyczaj krwawą jadką.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: Trzecie OKO)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do