Reklama

Kilka słów do „ojca prowadzącego” Wodociągi Białostockie

08/05/2015 13:10


Nie dadzą mi w tym mieście dożyć starości. No nie dadzą, no! Jak człowiek chodzi i słucha, albo - nie daj Boże - czyta, oficjalne stanowiska co niektórych ważniejszych osób, naprawdę pozostawia to trwałe uszczerbki na zdrowiu, zwłaszcza na kondycji psychicznej. Bo nie wiadomo, czy to ja już żyję w rzeczywistości alternatywnej? Czy nie zauważyłam, że ktoś w nocy, po cichutku, przeniósł mnie na drugą stronę lustra? I właśnie tak się poczułam, kiedy poczytałam na stronie internetowej wyjaśnienia spółki Wodociągi Białostockie.

Temat chyba wiadomy – podwyżki i vipowskie loże na stadionie miejskim. Od wczoraj po południu na stronie internetowej Wodociągów Białostockich wisi komunikat, który miał wytłumaczyć, dlaczego spółka będzie wydawała pieniądze, aby tylko nieliczni mogli się dobrze pobawić. I czytamy w nim następujące słowa:

W ramach obchodów 125-lecia Wodociągów Białostockich, wpisujących się w 25 rocznicę samorządu terytorialnego w Polsce, nasza Spółka realizuje szereg aktywności skierowanych zarówno do szerokiej rzeszy mieszkańców i pracowników, jak też do naszych kluczowych partnerów i kontrahentów.

Mieszkańców zapraszamy więc na „Dni otwarte” w stacji Uzdatniania Wody Pietrasze. Zaplanowaliśmy „Bieg Wodociągowca” (BOSiR Dojlidy), Konkurs plastyczny „Kropla wody kroplą życia”, Grę edukacyjną, rajd rowerowy szlakiem ujęć i stacji uzdatniania wody (Pietrasze-Jurowce). Wspólnie z Politechniką Białostocką zaplanowaliśmy konferencję „Inżynieria środowiska młodym okiem”. Naszych obecnych i potencjalnych kontrahentów zapraszamy na Stadion Miejski, na mecze białostockiej drużyny.

Poprzez wymienione przedsięwzięcia chcemy mieszkańców Białegostoku - a jednocześnie odbiorców naszych usług – uczyć, pokazywać im działalność naszej Spółki. Z jak najlepszej strony chcemy też zaprezentować się naszym kontrahentom oraz firmom, z którymi na dobrą współpracę liczymy. Stąd też zaproszenie na Stadion Miejski. Z okazji 125 lat Wodociągów Białostockich chcemy pokazać mieszkańcom, że jesteśmy istotnym elementem „tkanki miejskiej”.

Zapraszamy Białostoczan do udziału w przedsięwzięciach, które mają charakter otwarty” – tak brzmi pełen komunikat spółki miejskiej.

I dlatego do ludzi z Wodociągów i do ludzi, którzy powinni sprawować nadzór nad tymi z Wodociągów, kieruję następujące słowa. Otóż – podstawowym, najważniejszym i najpierwszym kontrahentem byli i są mieszkańcy Białegostoku. To oni każdego miesiąca płacą, abyście mieli co robić i nie nudzili się w pracy. To mieszkańcy miasta fundują wam pensje, podwyżki, rozdają nagrody, płacą również za nowe instalacje, naprawy i utrzymanie przedsiębiorstwa, którym zarządzacie w naszym imieniu. Waszym obowiązkiem jest wywiązywanie się z pracy, za którą otrzymujecie wynagrodzenia od najpoważniejszego kontrahenta. Problem polega na tym, że dziś ten kontrahent został postawiony w takiej sytuacji, że nie może zrezygnować z usług i puścić waszej firmy z torbami, bo sam jest jej właścicielem. Ale może jeszcze będzie tak, że w nieodległej przyszłości wymieni tych pracowników, którzy wykonują swoją pracę w sposób niewłaściwy i nierzetelny, marnotrawiąc firmowe pieniądze.

Pytam, dlaczego tak jest, że mieszkańców zaprasza się na jakieś biegi, gry, konkurs plastyczny, a podlegli tym mieszkańcom pracownicy w tym czasie świetnie się bawią w luksusowych lożach? I to na dodatek z jakimiś pojedynczymi osobami, które w porównaniu z największym kontrahentem, są jedynie jakimś nieznacznym podmiotem? A może trzeba by było zrobić odwrotnie. Skoro od 125 lat największy kontrahent nie miał możliwości pocieszyć się dobrą współpracą i nie widział specjalnie jak działa jego własna firma (taki paradoks, że kontrahent i właściciel to ten sam podmiot), to może niech kontrahent właśnie w końcu pobawi się w luksusach. Zaś ci malutcy niech porysują rysunki, pobiegają, pozwiedzają firmę. I najlepiej, żeby jeszcze przynieśli prezenty urodzinowe. W końcu 125 urodziny to nie w kij dmuchał.

Przypominam w tym miejscu, że ten największy kontrahent utrzymuje też stadion miejski, którego też jest właścicielem. Więc może też chciałby popatrzeć, pojeść i popić do syta oglądając mecz białostockiej drużyny? Byłyby wręcz upieczone dwie pieczenie przy jednym ogniu. I nie rozumiem, dlaczego garstka facetów w garniturach miałaby się bawić w luksusach, kiedy mogą pobawić się wszyscy. Bo przecież i tak to ci wszyscy za to płacą, a nie tych kilku panów w garniturach. A jeśli już chcą się pobawić, to cennik z pewnością jest gdzieś opublikowany i zakładam, że stać ich na wykupienie sobie biletu wstępu na takie zabawy. Skoro stać jednego kontrahenta, stać i drugiego. Jaki jest sens w tym, aby jeden kontrahent płacił za zabawę pozostałym przedstawicielom kontrahentów? Plus do tego jeszcze własnym pracownikom. Na dodatek sam główny kontrahent w tym czasie ma, przepraszam bardzo, z sucharkami w ręku rysować lub biegać wkoło stacji uzdatniania wody? Tak nie będzie! Tu logika mocno kuleje, zaś wizerunek firmy w oczach kontrahenta podupada  bardzo głęboko - w przepaść praktycznie.

Mając na uwadze wszystko co powyższe, żądam wymiany pracowników, którzy nie spełnili moich oczekiwań. Nie mam zamiaru utrzymywać osób, które działają na szkodę pracodawcy i podważają dobry wizerunek także mojej firmy, którą reprezentują. W normalnym przedsiębiorstwie tak właśnie powinno się stać. A jeśli tak się tym razem nie stanie – i zwracam się już tutaj do swojego kolejnego pracownika, który w moim imieniu ma pełnić właściwy nadzór nad powierzonym przeze mnie mieniem – mam trzy słowa, jak do ojca prowadzącego. I chyba nie muszę cytować ich dosłownie, bo te słowa do ojca prowadzącego zna cała Polska… Zaś dobitniej wyrażę je przy urnie podczas najbliższych wyborów.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: Trzecie OKO)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do