Reklama

Okiem hejtera - Martwy sezon

20/07/2013 18:00
Wszyscy dookoła mówią: "martwy sezon". Płyty się nie wydają, koncertów nie ma bo wszyscy się rozjechali po festiwalach. Reklamować się w gazecie nie bardzo kto chce, bo do kogo tam reklama dotrze, skoro "martwy sezon". Więc skoro jest tak dobrze, to czemu jest tak źle?

Nie, nie walnąłem się w ostatnim zdaniu wstępu. Jest dobrze. Bo skoro martwy sezon, to jeden z drugim musieli gdzieś wyjechać. A jeśli wyjechali, to albo do pracy przy truskawkach w Szwecji – co by faktycznie znaczyło, że we wstępie mam błąd logiczny, albo na wywczas. A jeśli na wywczas nie na truskawki – chyba że truskawki na wywczasie i to jeść nie zbierać – jeden z drugim jadą, to znaczy że mogą sobie odpuścić kilka dni pracy i na luzie wziąć urlop. Czyli pozwolić sobie na kilka dni, podczas których nie zarabiają. Dwa – kiedy nie brali urlopu i zarabiali, zgromadzili tak pokaźny kapitał, że zamortyzuje im i wyjazd, i kilka(naście) dni niezarabiania. Czyli jest dobrze. Jest na bogato. Czyli dlatego jest tak źle, że jest tak dobrze.

Inna wersja: nikt nigdzie nie wyjechał, wszyscy solidarnie biedę klepią na Dojkach. Bilet na Dojki wszak tańszy niż tydzień w Ustce. Dobrze. Ale jeśli jest tak z kolei, to dlaczego miałby być martwy sezon? Na Dojkach się nie nocuje, więc jak by nie było do kogoś reklamowa informacja, impreza, czy event trafiają. A dodatkowo takowy można przecież zrobić na Dojkach. Można oczywiście założyć, że ci co siedzą na owych Dojkach są tam w pracy: ratownicy, bileterzy, czy wreszcie ci, co nie boją się zapiaszczenia laptopa, a baterię mają w nim tak wydolną, że od świtu do nocy na plaży laptop im zasuwa ani myśląc o potrzebie doładowania.

Jeszcze z innej strony: studenci wyjechali. Dlatego martwy sezon. Ale dlaczego w takim razie tak wiele się mówi o biedzie studentów i o tym, że oni wcale nie są atrakcyjnym targetem dla rzesz reklamodawców? No bo jaki martwy sezon, jeśli wyjeżdża grupa, która z niczego reklamowanego i oferowanego w mieście nie korzysta? A knajpy? No jak sezon urlopowy, to ci co mają urlop i mogą chlać powinni się z wyjechanymi studentami znosić, nie? No znajdźcie błąd w tej logice. Poza tym w jaki sposób biedny student, co żywi się z freeganami, tj z bezdomnymi wprost z paśnika, czyli kosza na śmieci, miałby wpływać na martwy sezon w branży deweloperskiej? Albo samochodowej? On co najwyżej może mokrą bułką (jeśli znajdzie) rurę komuś wydechową zatkać. Lato, czy zima, samochodu wszak nie kupi.

Ale jest martwy sezon. Byt tak nieokreślony i mitologiczny, jak hippika aztecka, czy epistolografia inkaska. Każdy o nim mówi, wszyscy wiedzą o co chodzi, tylko że czegoś takiego w praktyce nie ma. Coś jak z kryzysem ekonomicznym. Wszyscy gadali, gdzieś na zachodzie, ktoś ponoć go widział, ale do Polski jakoś dojść nie chciał. Co nie przeszkadzało przedsiębiorcom szykować się na kryzys na przykład przez radykalną redukcję zatrudnienia. Albo cięcie kosztów konsumpcyjnych, co widmo kryzysu tylko i wyłącznie przybliżało. I oto mają za swoje. Wywołali wilka z lasu i teraz kijem się opędzają żeby za mocno nie pokąsał. Podobnie z martwym sezonem. Takie mu się robi publicity, że bydlę by był i świnią, gdyby nie dał się uprosić i finalnie nie przyszedł. No ale w końcu przyszedł czy nie? Bo skoro jest tak źle, to czemu jest tak dobrze. I skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle?

Podobnie z pracą. Nie ma pracy. Nie ma. Nigdzie. Od Tatr po kraniec Helu, z naciskiem na wschodnią ścianę, jest bezrobocie. Ale – jak w poniedziałek opisywała moja redakcyjna koleżanka, co to z rozmowami kwalifikacyjnymi, jako zatrudniająca miała ostatnio do czynienia – kiedy praca jest, to jest poniżej wymagań pracobiorcy. Za mało płacą, nie dają służbowego Maybacha, cateringu w sushiarni, nie wstawiają na koszt firmy złotego zęba. Czyli nie warto. Nie warto przyjść na umówione spotkanie. Nie warto mieć dobrze napisanego CV. Nie warto wiedzieć do kogo się idzie o pracę aplikować. Wreszcie warto na samym początku rozmowy kwalifikacyjnej w magazynie stwierdzić, że nie lubi się czytać, bo od dziecka raczej oglądało się obrazki. Można też zabłysnąć w dziesiątej minucie stwierdzeniem, że nienawidzi się socjalistów i kapitalistów (Kto zostaje? Anarchiści? Nihiliści z filmu "Big Lebowski"?). A potem utyskiwać, że oto się pracy nie dostało. Że oto pracodawca zły, samorodnego talentu nie docenił. Bo po co się do rozmowy przygotowywać? Skoro jest tak dobrze, to jaka różnica?

Warto więc się czasem zastanowić, czy aby nie jest tak, że się samemu nieszczęście wywołuje, gadając głupoty. Czy nie jest tak, że nasze własne nastawienie sprawia, że coś się nie udaje, że coś nie wychodzi, że jest niedobrze. Nasze nastawienie, a nie jakieś mitologiczne opcje w stylu kryzysu ekonomicznego, martwego sezonu, bazyliszka, kuroliszka, mantykory i innego badziewia. Może lepiej w dobrym humorze nawet zawieść się raz, czy drugi, niż tryskać takim pesymizmem, że nawet jak jest na coś szansa, to się ją w okowach własnego czarnowidztwa przeputa. Ot i co. Ale póki co mamy martwy sezon. Jak już się zorientowaliście, także felietonowo.

(Tekst: Paweł Waliński, zdjęcie: Karol Rutkowski)

 
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do