Reklama

Niewidzialni fachowcy

06/10/2014 17:37


Nieczęsto mi się zdarza uprawiać prywatę na łamach własnego portalu, ale uznałam, że kiedyś trzeba. Tym bardziej, że nie zarabiam na tym, a dobre słowo się należy tym ludziom, dzięki którym tysiące innych czerpie radość. Bez nich nie odbyłaby się żadna duża impreza w mieście, zaś o koncertach należałoby zapomnieć. Technicy sceniczni.

Zdecydowana większość publiczności, kiedy przychodzi bawić się na koncertach niekiedy burczy pod nosem, że na środku placu koncertowego stoi jakaś buda, która zasłania najlepszy widok. Siedzą w niej ludzie, najczęściej ubrani na czarno i majstrują coś z tysiącem przycisków. Tak, oni wiedzą do czego służą te wszystkie przyciski i pokrętła. Ale co ważniejsze, bez nich nie wysłuchalibyście koncertu – żadnego!

To właśnie technicy i realizatorzy światła i dźwięku zapewniają Wam rozrywkę. Dlaczego piszę o nich dopiero teraz? Głównie dlatego, że nie miałam okazji im podziękować z świetną robotę, którą wykonują. Mimo, że po wspólnych koncertach podaję im rękę i dziękuję, uważam, że o ich pracy powinno wiedzieć więcej osób. Inna sprawa, że właśnie kończy się sezon koncertów plenerowych, zaczną się klubowe, a to już nie to samo. Oczywiście nadal bez nich nie odbyłby się żaden dobry koncert, ale praca w klubie, jest inna, nieco lżejsza. Tylko nieco. Bo nadal trzeba dźwigać paczki, głośniki, kable, instalacje świetlne. Wszystko po to, by osoby bawiące się na koncertach zapamiętały wydarzenie jak najlepiej.

To technicy przyjeżdżają na plac koncertowy jako pierwsi i wyjeżdżają jako ostatni. Na wiele godzin, czasami nawet na kilka dni wcześniej przed imprezą, pojawiają się by przygotować wszystko na tip top. Zawsze jako pierwsza melduje się na miejscu ekipa, która odpowiedzialna jest ustawienie sceny, dociążenie jej w taki sposób, żeby wiatr jej nie zerwał. Musi być równo i jak najlepiej widocznie dla publiczności. Zaraz po nich zjawiają się ludziki w czarnych ubraniach, którzy podwieszają światła i głośniki. I jeśli komuś się wydaje, że to wszystko – jest w błędzie. Bo dopiero od tego momentu zaczynają się długie godziny ustawiania sprzętu. Wystrojenia dźwięku, głośników, z których muzycy muszą się słyszeć na scenie. Wszystko ma działać tak, żeby nie sprzęgało, kable nie walały się byle jak i byle gdzie, można było spokojnie poruszać się po scenie, a przerwy pomiędzy występami poszczególnych zespołów trwały jak najkrócej.

Bez pracy osób w budce przed sceną słyszelibyście tyle kupę dźwięku, raczej bez składu i ładu. Ta budka tak naprawdę nazywa się FOH. I nie dlatego, ze ktoś w niej strzela focha. Bo przysięgam Wam, że ci ludzie w Fohu mają anielską cierpliwość do wszystkich fochów gwiazd i gwiazdeczek. Niekiedy muszą znosić obelgi za to, że coś nie brzmi tak jak chciałby sobie zespół X lub Y. Osobiście słyszałam wiele razy, jak to wygląda i naprawdę aż się chciało skomentować – naucz się najpierw grać. Ale oni starają się robić, co mogą, by wszystko dobrze brzmiało, nawet jeśli ktoś grać nie umie. Znam takich magików, co potrafili naprawdę z rzępolenia wycisnąć piękne dźwięki. A nie można zapomnieć o tym, że siedzi tam jeszcze świetlik, który najlepiej jak potrafi, na czuja musi sterować światem do utworów, których nie zna. Czy światła mają zmieniać się szybko, czy wolno? Jak złapać w oświetleniu basistę lub gitarzystę, który lata po scenie, jakby rozwolnienia dostał? Oni to wszystko ogarniają na miejscu.

Nie można zapominać, że na scenie kręci się kolejna ekipa. Oni mają chyba jeszcze gorzej, bo pracują bezpośrednio z artystami i to różnego kalibru. Muszą znać się na tysiącach kabli, które biegną po scenie. Zapamiętać lub oznaczyć, gdzie co dokładnie stało podczas próby i w czasie koncertu dopilnować, by znalazło się to w tym samym miejscu. Za każdym razem muszą zapinać i odpinać setki kabli, mikrofonów i mikrofoników, przedłużaczy, wiatraków i innych rzeczy, o których nawet nie macie pojęcia, że tam są.

Oni jeszcze częściej znoszą obelgi, muszą niekiedy wysłuchiwać nawet moich krzyków, kiedy widzę, że coś nie działa jak trzeba. Za to przepraszam. Poza tym non stop muszą być na miejscu, nawet podczas najgorszego występu, bo akurat może skończyć się bateria, albo niedoświadczony muzyk wyrwie kable od jednego z głośników w amoku muzycznym. Bez tych ludzi i ich pracy wielogodzinnej i ciężkiej nie usłyszelibyście żadnego koncertu. Żadnego! Kiedy idziecie zmęczeni do domu, oni zostają, sprzątają scenę, zwijają sprzęt i bardzo często, bez nawet godziny snu, jadą w inne miejsce, by od nowa zacząć to samo, co przed chwilą skończyli. Kiedy Wy budzicie się rano po koncercie, oni często jeszcze pracują albo już pracują.

Dlaczego piszę to wszystko? Dlatego, że mało kto o tym wie. Mało kto zdaje sobie sprawę, kto zapewnia Wam rozrywkę. Zespół? Gwiazda? Nie wystąpiłaby i nie zagrałaby żadna, gdyby nie ci ludzie, których nie widać. Dla Was muszą pozostać niewidzialni, dla mnie to wspaniali ludzie, których darzę ogromnym szacunkiem. Jeśli za jakiś czas będziecie się denerwować czekając na kolejny występ i męczy was 20 lub mniej minut oczekiwania, pomyślcie, że w tym czasie kilka lub nawet kilkanaście osób lata jak z gorącym prętem w tyłku, byście mogli cieszyć się koncertem. To nie oni dostają brawa, choć powinni na równi z artystami. Zamiast braw mogą dostać choć dobre słowo ode mnie i mam nadzieję, że kiedyś również od Was.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: BI-Foto)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do