Reklama

Obywatel Gie Żet: Reklamowy rozgardiasz musi chyba być

22/05/2015 13:21


Doświadczyłem i widziałem kilka zachowań, które zdają się tłumaczyć, dlaczego z reklamami mamy taki bajzel. Zrozumienie wielowymiarowego otoczenia, środowiska, czy lepiej powiedzieć – konieczności, które doprowadzają do zawiśnięcia przeciętnego, statystycznego banera, skłania do przekonania, że w dzisiejszych uwarunkowaniach jedynie metody siłowe walki z chaosem będą skuteczne. „Siłowe” w znaczeniu np. wymagań prawa lokalnego, obostrzonego karami.

Jestem pewien, że wśród zwolenników uporządkowania estetycznego są różne szkoły, które publicznie nie zróżnicowały się póki co i zbiorowe przemyślenie nie zmierzyło się jeszcze z rozmaitymi koncepcjami – jak je wszystkie pogodzić lub kompromisowo wypośrodkować. Domyślam się, że politycy, mający realną władzę, nie będą zachwyceni, jeżeli zabraknie miejsc do wywieszania wyborczych gigantów, szczytów megalografii. Podobnie członkowie branży reklamowej. Znajdą się jednak też minimaliści, którzy wykosiliby w pień wszystkie bilbordy, pozdzierali banery. Pomiędzy nimi jest spektrum rozwiązań pośrednich.

Należę do zwolenników ascezy, co miałem okazję w zeszłym miesiącu udowodnić. Zwrócę się niniejszym do piewców porządku w przestrzeni publicznej z prośbą o pochwałę. Wynająłem lokal oblepiony z każdej strony siatkami, obwieszony banerami, przyklejonymi karteluszkami. Następnie, przekonany o tym, że mam wpływ na to, jak innym będzie się żyło w pobliżu miejsca gdzie prowadzę działalność i że jestem za to odpowiedzialny, nie szczędząc zmarnowanych z punktu widzenia biznesu pieniędzy (choćby wynajem podnośnika z ekipą), oczyściłem wszystko do cna i zapewniam, że tak pozostanie. Przy okazji pomieszczenie mam jaśniejsze. Zostawiam sobie furtkę na umieszczenie skromnego szyldu, a witrynę zamiast odłażącymi z czasem i blaknącymi siatkami planuję zapełnić rękodziełem.

Podkreślę nieskromnie, że powyższy przykład jest jednak wyjątkiem. W tym samym czasie śledziłem rozwój pewnej piwiarni, która powstała w miejsce mało znanego sklepiku. Po przygotowaniu technicznym, doprowadzeniu pomieszczeń do użyteczności usługowej, w drzwiach stanął właściciel, wypatrując klientów. Było ich najwyraźniej za mało, gdyż zaraz wykwitły płachty, z daleka informujące, że jak pochlać, to tam. Zwróćcie uwagę, że gdyby – to ważne spostrzeżenie – gdyby w naszym społeczeństwie dominował biznes stabilny, dajmy na to – wielopokoleniowy, gdzie każdy wie, gdzie co jest, bo jest od zawsze – nikt nie wpadłby na pomysł, żeby szpecić fasady swoich domów reklamą. Niestety, istnieje ciągła rotacja, czy to przedsiębiorców w danym miejscu (kolejni wchodzą na miejsce tych co nie dali rady), czy w związku z przenosinami z jednej lokalizacji do innej. Ale tak trzeba, taka nasza polska mać XXI-go wieku, że inaczej się nie da.

Zatem jedną z grup zwolenników-z-konieczności stanowią ci, którzy nie mają koncepcji czy możliwości dotarcia inaczej do klienta, a zaczynają coś przedsiębiorzyć. I mają rację – wspomniany szynkarz, wieszając naprędce przygotowany baner i szpecąc nim przestrzeń, dobrze dla swojego interesu zrobił. Naszą bolączką jest jednak to, że naprędce przygotowane banery wiszą później latami, dopóki nie rozpadną się ze starości. Już usunięcie nieaktualnych, porzuconych lub zniszczonych artefaktów, wpłynęłoby pozytywnie na ład, przy okazji zmniejszając zamęt informacyjny.

Części reklam jednak lepiej się nie pozbywać, nawet jeśli epatują dekadami graficznego żywota, a ich inicjatorzy nie kwapią się do odnowienia. Mam na myśli taką oto okoliczność, że są na rynku dziesiątki tysięcy firemek, rozrzuconych a to gdzieś w piwnicy, a to na strychu, a to w prywatnych mieszkaniach, a to po sto w jednym budynku i jak klient chce do nich trafić, to bez drogowskazów miewa problem. Widoczne z daleka plansze są sporym ułatwieniem i spełniają pożyteczną funkcję. Skłonny jestem nawet poprzeć koncepcję wywrotową: nie, żeby likwidować przekazy wizualne, ale wręcz wymuszać legislacyjnie, żeby każdy, kto może przyjmować klientów, miał obowiązkowo szyld, z tym że każdy jeden wykonany według wytycznych plastyka. Widziałem niedawno znakomicie zrobioną tablicę szyldów, skomponowanych w bilbord. Było to jednocześnie duże jak reklama wielkopowierzchniowa, ale i finezyjne – poszczególne kawałki łączyły się elegancko metaloplastyką i tworzyły spójną wartość estetyczną.

Zapowiada się poważna dyskusja nad kształtem obszaru widocznego dla wszystkich mieszkańców. Istnieją siły które będą starały się, żeby jednak nie ingerować w to, jak realizują swoje wizje promocji, istnieją również ruchy przeciwne, myślące o zlikwidowaniu samowoli.

Mimo radykalnego podejścia do reklamy – zakazałbym bezwzględnie niektórych jej rodzajów – z dystansem względem swojego stanowiska czekam na nieuchronnie zbliżające się, wywołane niedawno podjętą ustawą „krajobrazową” starcie. Z drżeniem lęku dochodzę jednak do wniosku, że im bardziej perfekcyjna będzie konkluzja, tym droższa w realizacji, a więc w praktyce skończy się na ekonomiczno-estetycznym takim sobie kompromisie.

(Grzegorz Żochowski/ Obywatel Gie Żet)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do