Reklama

Od openera do kiss close"a

30/05/2014 11:11
 



Przeczytałem ostatnio, że jakiś warszawiak otworzył pierwszą w Polsce profesjonalną szkołę uwodzenia. Wszystko odbywa się zupełnie na poważnie : autentyczni wykładowcy, prawdziwi kursanci, zajęcia praktyczne w terenie i czesne – jak najbardziej prawdziwe! Okazuje się, że uwodzenie to dziedzina wiedzy tak przebogata, obrosła w literaturę i fachową terminologię, że prawo karne albo dermatologia mogą się przy niej schować.

Jeśli jesteś AFC (od angielskiego: Average Frustrated Chump), czyli zwykłym, sfrustrowanym facetem zaczynasz od „fajndu” czyli znalezienia się w odpowiednim „fildzie” (pastwisku) i wyszukania odpowiedniej HB (hot babe – gorącej niuni). Chyba, że cierpisz na syndrom Ekstremalnie Wysokiej Poprzeczki lub jesteś ekskjuzerem i ciągle masz wymówkę przed wyjściem na „fild”. Potem należy przejść do „eprouczu” (wejście w kontakt wzrokowy) i zastosować odpowiedni otwieracz czyli pierwsze słowa, które skierujesz do uwodzonej dziewczyny. Teoretycy gatunku zdążyli opracować już kilkadziesiąt kategorii takich zagajeń. Jest tego tyle, że skromne kilka tysięcy otwarć szachowych może się zarumienić się ze wstydu. Oczywiście zaatakowana otwieraczem dziewczyna może dać się otworzyć albo zastosować anti-slut defence. To zjawisko doczekało się już nawet polskiego tłumaczenia: obrona niby-dziewicza. Później należy dziewczynę „zaatraktować” czyli wzbudzić zainteresowanie sobą. Jak to zrobić? Wymienię kilka z wielu tysięcy metod: KTR, C&F, open loops, push&pull i storytelling. Ta ostatnia polega na nawijaniu, tak ciekawie, by dziewczyna słuchała z zapartym tchem. Oczywiście każda metoda ma po kilkanaście podmetod wspierających. Po skutecznym nawijaniu, u naszej HB powinna zacząć wzrastać „buying temperature” – temperatura drżenia, aż do osiągnięcia hook point (połknięcie haczyka).
Ale lećmy dalej. Qualify to etap, gdy dziewczyna udowadnia, że spełnia oczekiwania podrywającego. Kolejne stadium to „komfortowanie”, czyli budowanie więzi. Do tego etapu nie można przejść zbyt szybko, bo – jak ostrzegają fachowcy – można usłyszeć zoprza (skrót od „zostańmy przyjaciółmi”). By tego uniknąć, zaleca się niezauważalne przejście do kina czyli, o dziwo, do dotyku. Po czym zaczyna się faktyczne uwodzenie. Metod znów jest bez liku i od Sasa do lasa. Można pojechać patternem, czyli opracowanym przez specjalistów schematem albo poprosić skrzydłowego (kolegę, z którym przyszedłeś), by powiedział o Tobie coś miłego (tzw. Mr Smooth Style), w krańcowej sytuacji można zastosować programowanie neurolingwistyczne połączone z hipnozą na jawie. Co kto lubi. Tak czy owak, warto tu zrobić przeramowanie (zacząć mówić aluzyjnie) lub po prostu „zjazd na pobocze” (walnąć prosto z mostu, ryzykując „spłoszkę” lub nawet Crash&Burn – czyli dostanie po buzi).

Ale załóżmy, że wszystko idzie książkowo, załóżmy, że dziewczę nie zastosuje „Last Minute Resistance” czyli „Ostatniego Ruchu Oporu”, wówczas docieramy do etapu „close”, zwanego z polska „domyk”. W zależności od sytuacji, może to być n-close czyli domyk zakończony wymianą telefonów, meet-close czyli domyk z obietnicą kolejnego spotkania, kiss-close – nie muszę tłumaczyć i f-close – domyślcie się sami.
No to do roboty! Życzę, żebyście nie trafili na dziewczynę w „suko-skafandrze”, „nie spłonęli w atmosferze” i „nie załapali się na wymaz”. I jeszcze jedno. Jeśli obok HB siedzi umięśniony samiec typu „destroyer” bezwzględnie obowiązuje zasada: „Pięknych dziewcząt jest wiele, zęby masz tylko jedne”. Powodzenia!


 (Krzysztof Szubzda)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do