Autobus, trawestując Piotra Gadzinowskiego, jest jedną z „najbardziej demokratycznych form komunikowania się”. Co oznacza, że dostęp do niego mają wszyscy, niezależnie od warstwy i klasy społecznej, wieku, wykształcenia, preferencji politycznych, czy zawartości policyjnej kartoteki.
To dobrze i niedobrze. Bo może nas w autobusie czekać niespodzianka pozytywna – choćby nawiązanie znajomości podczas dłuższej podróży, czy wymiana uśmiechów z atrakcyjną dziewczyną. Ale możemy też skończyć z zajumanym przez kieszonkowca portfelem, albo wpaść w wir niekoniecznie tylko werbalnej wymiany poglądów z przedstawicielem jakiejś grupy wobec nas opozycyjnej. A grup autobusowych – owszem nieformalnych – nie brakuje. Przelećmy się po kilku.
Cebulaki
Cebulaki, naukowo zwane alliofagami (od nazwy systematycznej cebuli: allium cepa), to istoty, które do każdego posiłku, nie wyłączając lodów, czy szarlotki muszą dodać cebulę. A ta – jak wiadomo – ma niemało olejków eterycznych kiepsko rozpuszczalnych w wodzie, które przez długi jeszcze czas po spożyciu lubią się ulatniać.
Cebulaki fakt ten mają za nic i wychodząc z domu niekoniecznie pamiętają o wypiciu tłumiącego owe olejki mleka, czy kefiru. Nie mają czasu, czy też ochoty na umycie zębów oraz nie pamiętają, lub żałują pieniędzy na miętowe gumy. Cebulaki w swoim olejkowym stanie trwają często, a więc są do niego przyzwyczajeni.
Nie zwracają więc uwagi na to, że współpasażer podobnym przyzwyczajeniem charakteryzować się nie musi i – nawet mając do woli wolnej przestrzeni – swobodnie wchodzą w obręb naszego dystansu osobniczego. Pół biedy, kiedy stoimy – przesunąć się nietrudno. Gorzej, gdy siedzimy, a pozostałe fotele są zajęte. Cebulaki poza odmianą ogólną występują także w podtypach: czosnkowcy, kiełbasiarze, procentowcy (patrz akapit: „Beje”) oraz (na ten jako osoba paląca jestem na szczęście odporny) nikotynowcy.
Perspiranci
Grupa aktywna głównie w miesiącach wiosennych, letnich oraz na początku jesieni. Charakteryzuje się wzmożoną potliwością skóry, szczególnie w pobliżu węzłów chłonnych. Tutaj należy zauważyć, że o ile w skład potu wchodzi głównie woda, sól i śladowe ilości tłuszczu, mocznika, amoniaku, kwasu moczowego i węglowodanów, a same te substancje nie pachną, albo pachną ze względu na ilość bardzo delikatnie, to podlegają jednak rozkładowi bakteryjnemu.
A gdy ten się dokonuje, moc zapachu się wzmaga. Proces to jednak dla bakterii czasochłonny i zapobiegać mu można często zmieniając ubrania, a między zmianami dodatkowo dokonując przepierki. Pomaga także stosowanie antyperspirantów, szarego mydła i wszelkiej maści perfum. Jest to jednak wiedza hermetyczna, tajemna, dla większości opisywanej grupy niedostępna. Podtypów perspirantów jest wiele – zależy, co komu szczególnie potnieje. Najbardziej niebezpieczną podgrupą są jednak pachowcy, którzy poza dzieleniem się z nami zapachem, potrafią również przejechać się po nas czymś wilgotnym.
Tikowcy
Nie wypada śmiać się z ludzkich przypadłości, szczególnie jeśli są niezawinione. Istnieje jednak taki obręb dysfunkcji neurologicznych, które – chcieć, nie chcieć – ogniskują wzrok i uwagę. Pomijam tiki powszechne, jak nerwowe poprawianie włosów, czy kiwanie kolankiem – te rzadko komu są obce.
Gorzej natomiast jeśli trafimy na kogoś z podgrupy smoktaczy, którzy zębicznie, lub językowo wydają głośne dźwięki, a ich twarze przybierają przy tym demoniczny wygląd. Albo na narowistych. To jest taki, którzy pod wpływem tiku wymachują rękoma, jakby zaraz mieli przypuścić na nas atak. Człowiek w oczywisty sposób widząc takie behawioralne wykwity, spina się, blok szykuje. Albo kontratak. Godny karacisty.
Łypacze
Grupa bardzo urozmaicona, ale da się w niej wyróżnić dwa typy. Cwaniaczki – ci patrzą na nas wyraźnie lustrując, gdzie mamy portfel i z jak wielką łatwością dałoby się go wyciągnąć, ewentualnie szukają w nas mitycznego złego oka, które mogłoby stać się przyczynkiem do konfrontacji fizycznej.
Drugi podtyp to starsze panie, którym zwykle nie podoba się a to nasza fryzura, a to kolczyk, a to cokolwiek innego i patrzą na nas z przerazą łamaną na zniesmaczenie, a w duszy zapewne wyklinają nas na czym tylko świat stoi i wieszczą nam bukietu piekielnych mąk po wieczności kres.
Podtyp nieważny, cechą charakterystyczną łypaczy jest to, że się w nas wpatrują. Różnica przebiega natomiast w sposobie, w jaki na łypacza należy reagować. Pierwszy podtyp wypada zignorować, nie dawać pożywki jego testosteronowi. Drugi należy pokonać jego własną bronią. W cenie są też komentarze o naftalinie.
Odźwierni
Odźwierni – niezależnie ile przystanków mają do pokonania, nie zajmują jak normalny pasażer, miejsca siedzącego, ani nie przemieszczają się w rejon, gdzie można spokojnie sobie postać. Co to, to nie. Odźwierni stoją w drzwiach, często trzymając się przymocowanej do nich poręczy. Kiedy autobus staje na przystanku, odźwierni albo przesuwają się wraz z drzwiami, albo wysiadają. W obu przypadkach komplikują innym pasażerom i tak kłopotliwy proces wsiadania do pojazdu.
Truno orzec, jakie są powody takiego zachowania. Jedyny – jak się wydaje – sensowny, to założenie, że w drzwiach stają celem szybszej ucieczki, gdyby oto zdarzyło im się sięgnąć po cudze. Odźwierni nad wyraz często bywają też łypaczami. Łypaczami podtypu pierwszego – ma się rozumieć.
Didżeje
Kiedy w środku komunikacji publicznej dzwoni mi telefon, albo mam wyciszony dzwonek, albo staram się odebrać połączenie jak najszybciej. Dlaczego? Dlatego, że nie jest dla mnie istotnym, by inni podróżujący poznali mój gust muzyczny, a także nie uważam za stosowne chwalenie się polifonicznym dzwonkiem w formacie mp3, kiedy wszyscy mają taki dzwonek.
Ot, wiocha i tyle (po raz wtóry: wieś, a wiocha to różne pojęcia). Nie zmienia to faktu, że istnieje grupa naszych bliźnich – zwykle zwolenników muzyki elektronicznej – którzy lubią poczekać z odebraniem telefonu, aż zyskają zupełną pewność, że wszyscy inni usłyszeli jak im głośno techniawka gra.
W trakcie zwykle nie posiadają się z radości, co wyrażają wprowadzaniem swojego ciała w niekoniecznie rytmiczne drgawki. Dodatkowa obserwacja: nigdy nie słyszałem, by podobnie zachował się ktoś, kto jako dzwonek ma ustawiony utwór folkowy, czy rockowy. Materia do dalszego wnikliwego badania.
Menele/beje/nosy
Grupa znana powszechnie i równie powszechnie raczej nielubiana. Rzadko zdarza mi się jeździć autobusem będąc ofiarą tzw. „syndromu dnia drugiego”. Rzadko, ale jednak. Wtedy człowiek i na zapachy wrażliwszy i do torsji bardziej skłonny. Prywatnie mam jednak wrażenie, że w wyżej wymienionym stanie zyskuję pewne właściwości magnetyczne.
A mianowicie staję się magnesem na panów, którzy dla wygody, miast targać worki z puszkami i innymi śmieciami piechotą, postanawiają podjechać sobie empekiem. Jak można się domyślać, towarzystwo takowego osobnika nie należy do ziemskich rozkoszy.
Tym bardziej, że ubierają się zwykle w sposób mocno niestosowny do aury – a mianowicie – latem mają na sobie kilka nałożonych na cebulkę warstw. A jedna z nich mniej higieniczna od drugiej. W efekcie miast wąchać wątpliwe frukta jednego nieświeżego płótna, wącham kilka.
Choć z drugiej strony – znów materia do dalszych badań – owe warstwy być może izolują mnie od naturalnego zapachu ich ciała. A ten może i bardziej jest podobny broni bakteriologicznej. Mój magnetyzm zwykle połączony jest też ze zbiegiem okoliczności w typie: „pełny autobus, nie ma gdzie się przesiąść”. Oj musiał sobie Waliński w poprzednim życiu karmicznie zasłużyć.
Babcie
Ostatni typ, najbardziej bodaj kwiecisty. Odpuszczam oczywistości: zapach naftaliny i grubej warstwy taniego kremu, która bardziej niż z dbałością o cerę, kojarzy się z mauzoleum na Placu Czerwonym. Odpuszczam kwestię łypania, bo o niej już było. Skoncentruję się za to na presji, jaką owe wytwarzają.
Ogólnie przyjętym w naszej kulturze, jest by osobie starszej ustąpić. Miejsca w kolejce, w autobusie. Miłe to, bo dobrym jest plemię, które starszyznę szanuje. Wspaniale. Chodzi jednak o to, by akt ustąpienia miejsca – szczególnie w „najbardziej demokratycznym sposobie komunikowania się” - był moim własnym aktem woli. Za przejazd płaci każdy. Nie każde młode nogi są zdrowe. Ale nie.
Babcie, szczególnie zmultiplikowane, to jest poruszające się w bandach mają zwyczaj oczekiwać, że rozsiądą się na moim miejscu. A jeśli natychmiast, niemal z szaleństwem w oczach nie zeskoczę z siedzenia, narażę się na potok złośliwych komentarzy.
A że młodzież (jaka ze mnie młodzież?!) taka źle wychowana. A że szacunku do starszego nie ma. I tak dalej. I tak dalej. Przy czym... Jeśli nawet miejsca ustąpimy, znaczy to, że nawiązaliśmy z babcią jakiś kontakt. A to z kolei oznacza, że naraziliśmy się na to, że owej włączy się łypacz. A może nawet i komentator.
Pomijam już zupełnie sytuację, kiedy z miejsca siedzącego został przez bandę babć przegoniony młodzieniec z bardzo poważnym ogipsowaniem. Ot, starsze osoby, wzrok już nie ten, nie zauważyły. Sęk w tym, że kiedy młodzieniec już wygramolił się z siedzenia i stanął o lasce, żadnej z bandy nie przyszło do głowy, by się zreflektować. Tak. Dobre wychowanie nie zawsze popłaca.
Najbardziej ekspansywnym podtypem babć są torbiary, które nie tylko uważają że miejsce należy się im samym, ale także że komfort siat z zakupami jest ważniejszy, niż komfort współpasażera. Te zajmują swobodnie po dwa siedzenia.
Żeby nie było, że czarno widzę...
Szczęśliwie w autobusach występuje też grupa, która czyni z przejazdów odrobinę mniejszą mękę. To młode, ładne zadbane i dobrze ubrane dziewczyny. Które ślicznie pachną, mają zniewalające spojrzenie, a szczególnie w miesiącach wiosennych i letnich, z uwagi na estetyczne sukienki są ucztą dla oka.
Potrafi taka jedna z drugą spojrzeć i się uśmiechnąć. No i już cała podróż i dzień jakieś przyjemniejsze. W przypadku jednak, kiedy takowej nie udaje się zobaczyć, warto mieć w autobusie czarne lustrzanki i słuchawki na uszach. I postępować zgodnie z metodą: „tiszej jedziesz dalej budesz” aka „mniej wiesz, lepiej śpisz”. Do czego – z definicji demokracji – mamy przecież w „najbardziej demokratycznym sposobie komunikowania się” prawo.
Szok, że tyle się zmieściło na tym autku :)
Jeszcze ja bym się tam zmieściła :P