Straszne wieści. "El Nuevo Siglo", jedna z poczytniejszych gazet w stolicy Kolumbii - Bogocie - donosi, że oto właśnie skończył się proces kilku macheteros oskarżonych o napaść na turystę. Zapadły ośmieszające kolumbijski system sprawiedliwości, zadziwiająco łagodne wyroki. A to dopiero jedynka. Rozsiadam się wygodniej, upijam łyk kawy i przewracam kartkę. Okazuje się, że Bogota staje się miejscem coraz mniej przyjaznym mieszkańcom. Znika zieleń. Władze miasta wycinają drzewa palmowe i ogromne, zasiedziałe w centrum juki, które nie dosyć, że dawały cień, to w okresie tuż po porze deszczowej pachniały tak, że spacer po centrum Bogoty był niebywałą przyjemnością. W miejscu drzew, tuż pod bogotańskim ratuszem, ma stanąć odkryte lodowisko. Lodowisko w tropikach? Nieźle wyda ta Bogota na prąd za chłodzenie...
Czytam dalej. W centrum Bogoty odbył się event. Przyjechał przebieraniec w stroju el chupacabry, czyli wysysacza kóz. Łapę podał mu sam prezydent miasta, Tadeo Fresa. Przyszło mnóstwo dzieci. A zatem także rodziców. El chupacabra skakał, piszczał, na żarty straszył dzieci, machał skrzydłami i wybałuszał ślepia. Tadeo Fresa podobnie. Uczestników eventu zebrało się ponad tysiąc. "El Nuevo Siglo" zwraca uwagę, że przy tak dużym zgromadzeniu należało zapewnić odpowiednie warunki bezpieczeństwa. Niestety, władze Bogoty to olały. Podobnie jak pozwolenie na zorganizowanie imprezy masowej. Pytana o ten fakt rzecznik prasowy Urzędu Miasta w Bogocie, Úrsula Bublellos, tłumaczyła się, że władze stolicy Kolumbii nie chciały odbierać dzieciom luzu i kameralności spotkania z wysysaczem kóz. Stąd obecność jedynie trzech milicianos i nieobecność przedstawicieli policíi oraz socorristas medicos, nie mówiąc już o ambulansie. A gdyby tak wysysacz kóz, albo Tadeo Fresa ugryźli jakieś dziecko? Kto wie czy to szczepione...
Kolejna strona, kolejne rewelacje. Okazuje się, że władze Bogoty nie widzą problemu w agresywnej, kretyńskiej zabudowie miasta. Nieważne, czy centrum, czy opłotki, Miejski Arquitecto bez problemu wydaje pozwolenia na wyburzanie obiektów wartościowych i zabytkowych oraz dosztukowywanie do tradycyjnej zabudowy miasta przypadkowych nowomodnych potworków. Szczególnie, jeśli rzeczonego potworka chce w mieście postawić miejscowy kler, to jest Arquidiócesis de Bogotá. Pozwolono też w centrum Bogoty zbudować galerię handlową, która nie dosyć, że do końca już dobije drobną przedsiębiorczość bogotańskiego śródmieścia, to dodatkowo zepchnie spacerowiczów do przejść podziemnych. Po mieście krążą plotki o korupcji.
Straszne miejsce, ta Bogota. Ale czytam dalej. "El Nuevo Siglo" donosi, że budowa miejskiego stadionu pochłania dużo więcej funduszy niż przewidywano, a mimo tego niemożliwie przeciąga się w czasie. Opisujący to redaktor stawia też śmiałą tezę, że pieniądze kolumbijskich podatników można by wydać mądrzej, aniżeli sponsorując arenę fanom klubu Independiente Santa Fe Corporación Deportiva, o których powszechnie wiadomo, że mają związki ze środowiskami przestępczymi i stanowią chuligańskie bojówki.
Własnym oczom nie wierzę, że tyle zła się w owej Bogocie dzieje. Ale nic, robię przerwę na przygotowanie kolejnej kawy i znowu zasiadam do czytania. Prezydent Miasta, Tadeo Fresa zorganizował ponoć w ostatnich dniach skandaliczną debatę. Zaprosił na nią celebrytów i zasiadł z nimi do dyskusji. Akcja "Bogota 2020", która wedle oficjalnych informacji miała być platformą do debaty o pozytywnych zmianach w mieście okazała się trybuną wieśniackiej autopromocji Fresy. Obrzydzenie budzi to szczególnie, że prywatę zorganizowano za publiczne pieniądze i to całkiem niemałe. Elementem satyrycznym zaś stało się, że Fresa o przyszłość w Bogocie pytał ludzi, którzy z miasta wyjechali, bo nijak nie widzieli w nim przyszłości - własnej. Cóż... strach być Kolumbijczykiem.
Strony o kulturze. W mieście w tym względzie dzieje się bardzo niewiele. Któryś dziennikarz narzeka tylko, że Rzecznik Prasowy Urzędu Miasta w Bogocie, Úrsula Miroñdinho, o eventach organizowanych przez władze informuje lokalne media zwykle godzinę przed owych eventów rozpoczęciem, prawdopodobnie dlatego, by nikt z przedstawicieli owych mediów się na rzeczonych eventach nie pojawił i nie obsmarował później ich miałkości i nijakości. Lepiej przemilczeć i powiedzieć: "No przecież coś zrobiliśmy".
Na koniec informacja pocieszająca. Na bogotańskim dworcu, na peronach, po kilkudziesięciu latach od budowy budynku dworca, w końcu zamontowano wiaty. Oczekujący na pociąg podróżni nie będą już w porze deszczowej narażeni na bicze wodne. Może niewielkie to pocieszenie, ale zawsze... Odkładam gazetę, dopijam kawę. Kiedyś marzyło mi się, żeby pojechać do Kolumbii, wyrwać latynoską dzikuskę podobną Shakirze, pić drinki z palemką i spacerować w lichi-lichi, czy jak się tam nazywa jasny casualowy lniany garnitur. Teraz mi się już nie chce. Pozostaje spytać Juana Manuela Santosa: "Panie Prezydencie Kolumbii - jak tam żyć?".
(Paweł Waliński)
*Powyższy tekst jest dziełem fikcyjnym. Wszelkie podobieństwo do realnych osób i zdarzeń jest - oczywiście - przypadkowe. Oczywiście...
Komentarze opinie