
Choć wielu przywódców państw, identycznie jest i w Polsce, to mężczyźni, to ta grupa społeczna jest coraz bardziej ciemiężona. A jeśli już któryś zaczyna zabierać głos we własnej obronie, zostaje uciszany przez bandę rozwrzeszczanych bab i facetów mężczyznopodobnych. Nadszedł naprawdę ostatni moment na zmiany. Na rewolucję mężczyzn, bo inaczej będzie z nami źle.
Już od dłuższego czasu obserwuję bardzo zły trend, który idzie w coraz gorszą stronę. Mężczyźni mają coraz mniej do powiedzenia, mimo, że jest ich więcej we władzach państw, w miastach, w powiatach i gminach. Nie dziwi mnie to wcale, że tak jest. Bo zawsze tak było. Zawsze mężczyźni stali na czele wielu instytucji, tak samo jak i władz. Kobiety non stop w tym samym czasie nawołują do tego, żeby dać im większe pole do popisu, że musi być ich wszędzie więcej. I jest ich wszędzie więcej. Patrząc jednak na jakość pełnienia tych funkcji przez część z nich mam duże wątpliwości, czy ma to sens.
Mężczyźni są coraz bardziej dyskryminowani w wielu aspektach społecznego życia codziennego. I zaczynając od polityki wygląda to tak, że kiedy zbliżają się wybory i poszczególne partie lub komitety muszą układać listy, zaczyna się swoista łapanka kobiet na te listy. O ile niektóre kobiety faktycznie chcą zajmować się tą sferą życia publicznego, mają zagwarantowane miejsca – zgodnie z parytetami. Niektóre są wpisywane tylko po to, aby wypełnić ten obowiązkowy parytet, bo one same nie chcą i nie mają zamiaru nawet prowadzić kampanii. Ale muszą być na listach… bo parytet. W tym samym czasie brakuje miejsc dla mężczyzn, którzy faktycznie mają chęci i ambicje zajmować się sprawami, które ich interesują. Taka sytuacja powoduje, że na tym systemie nie korzysta nikt, ale w tym samym czasie za to spada jakość.
Mężczyźni są także dyskryminowani w innych miejscach. Coraz częściej niestety we własnych rodzinach. Ojciec nie może jak dawniej uczyć swojego syna zajęć i zachowań, normalnych i naturalnych do niedawna. Bo nawet jeśli uczy małego brzdąca krok po kroku męskiego świata, ten mały brzdąc za chwilę w przedszkolu będzie uczony do bawienia się lalkami, albo tego, że chodzenie w spódniczkach i kucykach z kokardkami jest potrzebne i wskazane. To w Polsce jeszcze dzieje się w ograniczonym zakresie, ale w państwach zachodnich jest to standard wychowania. Przez co zaczyna nam dorastać, albo już weszło w dorosłość kupę zniewieściałych męskopodobnych ludzi, którzy mają rozchwianą tożsamość i osobowość. To bardzo często ludzie kompletnie pogubieni, nie wiedzący co ze sobą zrobić, ani jak żyć.
Zresztą, jeśli już jestem przy tym temacie, to muszę poruszyć jeszcze kwestię ojcostwa, która jest bardzo ważna w zdrowym społeczeństwie. Dziecku potrzebnych jest obydwoje rodziców. I mama, i tato. Obydwoje dopełniają się i wprowadzają dziecko w świat, uczą zachowań, radzenia sobie z różnymi sytuacjami, obowiązkami. Dlatego tak ważna jest rodzina pełna, w której dziecko otrzyma wszystkie wzorce jakie przydadzą mu się w życiu dorosłym. Niestety, coraz częściej kobiety wykorzystują swoją uprzywilejowaną pozycję i oskarżają mężczyzn o stosowanie przemocy domowej, co ma im pomóc w odseparowaniu dziecka od ojca. O tym jak mężczyźni toczą wieloletnie walki przed sądami o prawo do opieki nad własnym dzieckiem, to można by pisać godzinami, a na pewno wymagałoby odrębnego felietonu.
W każdym razie, jak twierdzą psycholodzy, około 30 proc. oskarżeń o przemoc domową jest nieprawdziwa. Ale zapadają wyroki, dzieci wychowują się bez ojców, bez wzorców, które są od wieków wpisane w naszą kulturę i tradycję. Często dorastają pod okiem tylko mamy i babci w przekonaniu, że ojciec, tak jak wszyscy mężczyźni, to zło. Dziewczynki w związku z tym mają świadomość, że muszą mężczyznom stawiać wymagania non stop bez specjalnej troski o własne zachowanie. Chłopcy dorastają często z poczuciem winy, że są kimś gorszym, bo przecież wszyscy mężczyźni są niedobrzy jak jego ojciec.
Jest to dramat, który niszczy całe społeczności. Bo mężczyźni tocząc bezskuteczną często walkę przed sądami o prawa do kontaktu i wychowywania swoich dzieci, przestają w końcu walczyć, albo zniechęcają się do walki o swoje prawa, przestaje im zależeć na wychowywaniu dziecka, tracą tym samym część siebie, poczucia własnej wartości jako ojca i jako mężczyzny. W końcu ta wartość jest tak niewiele warta wobec słów kobiety. Inna sprawa, że dzieci z takich rozbitych związków, gdzie brakuje ojca, stają się w życiu dorosłym ludźmi nie potrafiącymi zadbać o związek, o kobietę, o małżeństwo, o przekazanie w końcu właściwych wzorców swoim dzieciom. Bo skąd mieliby je znać? I coraz częściej nawet niewielkie problemy, które zdarzają się w życiu każdego człowieka, urastają do rangi dramatów, które przekładają się na całą rodzinę, albo na decyzję o rozpadzie rodziny.
Tu oczywiście uogólniam, bo temat jest bardziej złożony i w wielu rodzinach wygląda to inaczej. Są rodziny, w których faktycznie mężczyzna z racji swojej siły fizycznej, stosuje przemoc, albo nadużywa alkoholu czy też pada ofiarą uzależnienia hazardowego, co niszczy wszystkich. Jednak zwracam uwagę na inną kwestię, którą tu opisuję, a która godzi nie tylko w mężczyzn, a może nawet bardziej w kobiety niż w mężczyzn. Robienie z heteroseksualnych, a ostatnio zwłaszcza białych mężczyzn agresywnych samców, co próbują wmówić przede wszystkim feministki oraz lewicowe i liberalne media, niszczy nie tylko męskość, ale i kobiecość. Zniewieściały facet słabo nadaje się na męża, słabo nadaje się na ojca, bo najczęściej dla kobiety jest balastem w postaci dorosłego dziecka, które wymaga nie mniejszej atencji niż dzieci, którym powinien dawać zupełnie inny przykład.
Piszę ten felieton nie tylko dlatego, że szkoda mi mężczyzn, ale też dlatego, że szkoda mi kobiet, bo same sobie, swoim postępowaniem i obwinianiem mężczyzn o całe zło tego świata, największą szkodę wyrządzają nie mężczyznom, tylko sobie samym. Mężczyzna różni się od kobiety temperamentem, ilością testosteronu, jego naturalnym instynktem jest rywalizacja, kiedy kobieta dąży przeważnie do współpracy, ale to są te elementy naszego zachowania, które muszą się uzupełniać, aby świat rozwijał się bez przechyłów w jedną czy drugą stronę. Tak nas już ukształtowała Matka Natura, że wszystko musi się równoważyć. Jedno zależeć od drugiego i współpracować tam, gdzie istnieje taka potrzeba.
Z tego względu uważam, że natychmiast jest potrzebna rewolucja mężczyzn. Błyskawicznie. Zanim będzie za późno i wszyscy obudzimy się z ręką w nocniku. Są kobiety o silnym charakterze i są kobiety, które chcą realizować się w innej niż domowa płaszczyźnie. I dobrze, niech tak będzie. Nikt tego przecież nie zabrania i nie utrudnia. Ale nie można w tym samym czasie tłamsić mężczyzn i ich naturalnych zachowań, cech i przymiotów, z jakimi się rodzili od wieków. Nie można ich spychać na margines, torując drogę do zaburzenia naturalnej równowagi. Chciałabym, aby mężczyźni byli samcami, rywalizującymi, walczącymi o stanowiska, o wpływy, o pieniądze dla swoich rodzin, aby byli stanowczy i silni, którzy staną w obronie kobiet za każdym razem, kiedy będzie to konieczne. Tak. W tej sprawie stoję po stronie mężczyzn i mam nadzieję, że do rewolucji mężczyzn dojdzie szybko. Inaczej wszyscy zginiemy.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: Trzecie OKO)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie