W artykule Dzień Dobry Białystok czytałem o wysokich cenach działek pod zabudowę jednorodzinną i o przyczynach tego wysokiego poziomu cen. Wydaje mi się, że mechanizmy rynkowe są tu dopiero na drugim planie. Otóż podstawowymi elementami owych mechanizmów steruje prezydent miasta. To on trzyma w rękach podaż działek budowlanych. I trzyma ją mocno, o wiele za mocno.
Przeznaczając kolejne połacie ziemi pod blokowiska, kolejne setki hektarów pod międzyosiedlowe ekspresówki (które nazywa obwodnicami), prezydent redukuje podaż ziemi, na której człowiek mógłby sobie postawić dom. A gdzie podaż spada, tam cena rośnie. Tym bardziej, że popyt (w przeciwieństwie do podaży) rośnie. Coraz więcej Białostoczan ma dosyć mieszkania w bloku (apartamentowcu, loftowcu...), gdzie chcąc, nie chcąc, wącha się cebulę podsmażaną do cudzego kotleta, słucha cudzych kłótni małżeńskich, kłóci się o miejsca parkingowe i nie ma gdzie postawić roweru i dziecięcego wózka.
Jednak każdy ma ograniczone możliwości finansowe, a mieszkać gdzieś trzeba. Wystarczy spędzić pięć minut na portalu nieruchomościowym i już wiadomo, że własny dom pozostanie marzeniem. Patrzymy na ceny działek... klik, zmieniamy kategorię pożądanej nieruchomości z "dom" na "mieszkanie".
A co to de facto oznacza? W tym właśnie momencie stworzył się popyt na mieszkanie w bloku, apartamentowcu, loftowcu. Czyli słynne "dzynnn" w deweloperskiej kasie.
I od razu słychać drugie "dzynnn". Bo przecież podaż gruntów pod zabudowę wielorodzinną (jaki ładny eufemizm!) rośnie. A gdzie podaż rośnie, tam ceny spadają. Kowalski sobie takiego gruntu nie kupi, bo bloku nie postawi, bo go nie stać i blok mu niepotrzebny. Kupi deweloper.
I wciąż słyszymy z urzędu miasta, że przeznaczenie gruntów odpowiada potrzebom Białostoczan. Że z analiz wynika, iż Białostoczanie kupują bloki, nie ma popytu na domy jednorodzinne i działki umożliwiające ich budowę. Trzeba przeznaczyć więcej gruntu pod bloki. Kowalskiemu drożej, deweloperowi taniej... i biznes się kręci.
Najbardziej martwi mnie trwałość zniszczeń wynikających z tego postępowania. Każde mieszkanie stanowi własność prywatną i nie sposób odzyskać grunty pod tymi nieruchomościami, zmienić ich przeznaczenie. Nawet jeżeli w przyszłości ktoś mądry zasiądzie na fotelu prezydenta Białegostoku, nie będzie on w stanie zapobiec rozlaniu się miasta poza granice administracyjne, w stronę Zabłudowa, Jurowiec, Sokółki, gdzie ludzie będą realizować swoje marzenia o domku z ogródkiem.
W samym Białymstoku natomiast czekają nas pustostany, gentryfikacja, gettoizacja i inne nieprzyjemne zjawiska, które obserwujemy od lat u naszych zachodnich sąsiadów. Bo Polak mądry po szkodzie. Koniecznie własnej.
Komentarze opinie