Reklama

Podlaska baba, cz. 8 - Szybki numerek na święta

24/12/2013 18:00
Na kilka dni przed świętami Bożego Narodzenia zmuszona byłam do odwiedzenia pewnego urzędu. W instytucji tej, idąc z duchem czasu i czując oddech rozkazu idącego z góry pod tytułem: „frontem do klienta”, zainstalowano automaty do obsługi interesantów. Pomysł z założenia dobry i nawet się gdzie indziej sprawdza. Nawet na tyle dobrze, że będąc na poczcie, gdzie nie ma ani jednego klienta, zmuszeni jesteśmy podejść do automatu, nacisnąć guzik i zostaniemy obdarowani wyplutym numerkiem. I czekać musimy, zanim na tablicy wyświetli się ten nasz. Ale dzięki temu wiemy, że urzędnik działa, pracuje lub też odwrotnie: pije kawę czy robi siku – a to robić przecież raz na jakiś czas musi.

Podobnie było w owej instytucji. Nowość ta zaskoczyła widocznie jednak ludność naszą białostocką. Odwiedzaną tłumnie przez szerokie masy, zagubione przy numerkach jak dzieci we mgle. Owszem, urząd zadbał choć trochę o owe dzieci w białostockiej mgle, bo przy automacie z numerkami znajdował się miły młody człowiek, chętnie i bardzo cierpliwie udzielający informacji. Pobraliśmy i my numerek, i udaliśmy się do pokoju ze wskazania naszego – nie wiem, jak go nazwać – paragonu? Bileciku?

Trafiliśmy w końcu. Pod naszym pokojem interesanta kłębił się dziki tłum. Nigdy nie widziałam w owym urzędzie aż takiego obrazka – jakby dawali w GS-ie pomarańcze za czasów PRL-u. Część tłumu czekała do jednego pokoju, inna do sąsiedniego. Nad tłumkiem znajdowała się mała elektroniczna tablica – która w domyśle miała pokazywać kolejność wchodzenia interesantów, wyświetlając numerki obsługiwane przez urzędników. Oczywiście jak to zwykle rodacy nasi – jak napisane na sklepie "REMAMĘT", to i tak szarpią za klamkę – tak i tu raz po raz ktoś właził do pokoju bez kolejki, wywołując wrogie okrzyki typu „Gdzieee?!”.

Stanęliśmy w kolejce, gdy na tablicy wyświetlał się numerek 147. Mieliśmy 172… Uff, godzina czekania. Jakaś pani kolejkowiczka zwróciła uwagę młodej dziewczynie, że teraz ona ma swój numerek i zostanie obsłużona jako pierwsza. Dziewczyna zdenerwowała się i wyszła obrażona z kolejki, że: „Jakieś durne numerki wymyślili! ” – ale przez to zaczęła się w tłumie dyskusja i po kolei kolejkowicze zaczęli sobie wyjaśniać, jak działa cudowny system numerkowy. Dziewczyna wróciła z mamusią i numerkiem, początkowo obrażone, zaczęły jednak żartować z innymi kolejkowiczami, jakie trzeba mieć wykształcenie i jak szeroko rozgałęzioną rodzinę trzeba mieć, by pracować w takim urzędzie. Ktoś zaczął wywoływać numery z tablicy, żeby słyszała reszta. I tak jak za czasów komitetów kolejkowych, w ciągu dwudziestu minut rozładował się cały korek.
Daliśmy radę, mimo przeciwności losu i braku czyjejś wyobraźni, my – białostoczanie. Dzieci w gęstej urzędniczej mgle…

(Renata Siewko)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do