Reklama

Podlaska baba, cz. 9 - Przymus świetnej imprezki

31/12/2013 18:00
Nienawidzę sylwestra. Wstydzę się tego bardzo. Wszystko dookoła – prasa, radio, TV, Fejsbuk – każe mi się świetnie bawić. A ja nie chcę. Na złość mamusi sobie nóżki odmrożę!

Zawsze jest coś nie tak. A to grypa dopada, a to choroba zawodowa, czyli łokieć tenisisty i kolano kinomana od pracy przy komputerze. A to kobiece sprawy życie uprzykrzają. A to rodzina zadzwoni i zdenerwuje. Śniegu nie ma – źle. Śnieg jest – źle, bo zimno. I pić alkohol każą litrami. Skakać w rytm muzyki takiej, żeby się wszystkim podobało, a Tobie jak najmniej. Jak tu skakać, jak człowiek cały dzień jak kuchta stoi przy garach i jedyne, o czym marzy, to wskoczyć pod ciepły kocyk z gorącą herbatką i kotem na kolanach [Bacz, by nie oparzyć podduszonego kocem kota - przyp. red.]?

Były owszem i inne sylwestry. Na przykład wyjazdowe. Pamiętajcie moi drodzy – NIGDY, przenigdy, nie wyjeżdżajcie wcześniej na imprezę sylwestrową w dużym gronie. Po przybyciu na miejsce sylwester idzie na żywioł i zaczyna się od razu, a ten właściwy sylwester następnego dnia czerstwy jakiś i smętny. Panowie wbici w garnitury piją dużo wody i tańczyć nie chcą, skubani. Się nie odzywają. I paniom jakoś tak w tym makijażu niewiele pomaga na urodę wczorajszą…

Jazda na miejsce imprezy sylwestrowej może dostarczyć też innych atrakcji. Polecam pociąg Warszawa-Zakopane. Na dworcu Warszawa Wschodnia pierwszy raz w życiu byłam świadkiem, jak rośli mężczyźni wskakiwali jak w filmach – podczas biegu pociągu. Robili to w celu zajęcia przedziału, ryzykując obcięciem nóg. A nasza ekipa jak paniska wejściem dla personelu – ze świstkiem „KOLONIA” wkroczyliśmy do pociągu.

Kiedyś organizowany był sylwester na ulicy Suraskiej. Co tam się działo! To były dopiero początki naszego doświadczenia białostockiego w imprezach masowych. W ruch szły – jak to przy zabawie szampańskiej – butelki po szampanach rzucane w tłum na oślep. Wszędzie butelki, buteleczki, kartoniki, serpentynki. Jednym słowem – impreza w Kanie Galilejskiej po podlasku.
Nasz przyjaciel Rosjanin, przybyły akurat z Petersburga, miasta 5-milionowego, nie zdziwił się zbytnio. „A kogoś zabili?” – zapytał z troską. „Jeszcze nie” – odparliśmy zgodnie z prawdą. „Eee, to słaba impreza. U nas jak jest sylwester, to w tłum kałachami strzelają!”.
Czego Państwu na imprezie noworocznej oczywiście nie życzę…

(Renata Siewko)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do