Reklama

Podlaska baba, odc.3 - Tam, gdzie białe niedźwiedzie chodzą po Lipowej

19/11/2013 18:00
Czekamy. Wszyscy. Kiedy przywali. Kiedy znowu będziemy fikać tańce na lodzie po kostce brukowej na Suraskiej. Kiedy tkwić będziemy w korku w tunelu im. Fieldorfa „Nila” (na trasie z centrum na Leśną Dolinę i Zielone Wzgórza). Firmy sprzątające miasto codziennie sprawdzają, czy już nastąpił atak. Wszyscy czekamy i co rankiem sprawdzamy, czy już jest, jak nie przymierzając, poranny wzwód u nastolatka.

Ale on przyjdzie i tak. Śnieg. I jego siostra. Zima.

Znowu będzie ciemno już o piętnastej. Znowu będziemy smarkać w rękawy. Będą kolejki w aptekach, tłumy przy stoiskach z antygrypowymi specyfikami. Sople wielkości stalaktytów zwisające z kamienic. Śnieg po kolana na chodnikach wszędzie tam, gdzie pług przejedzie z prędkością światła. Znowuż pługopiaskarki jadące stadami, jak wilki lecące za zwierzyną. Sól sypana na ulicach, tam, gdzie latem posadzono drzewa. Itd., itp.

Lecz są i plusy tej sytuacji – szklanka jest przecież zawsze do połowy pełna. Mikołajki. Gwiazdka. Święta Bożego Narodzenia (i niestety spotkania z dalszą rodziną, ale coś za coś). Potem sylwester. Karnawał. Od stycznia już z górki. Dni coraz dłuższe. Oby tylko przetrzymać luty – wiadomo, u nas na Podlasiu mrozy potrafią być, że ho ho! Minus dwadzieścia-trzydzieści to norma. Znajomy z centrum Polski zapytał mnie kiedyś: „A u was to jak jest zimą? Bo u was to podobno biegun zimna jest?”. No cóż… Odpowiedziałam zgodnie z prawdą: „Jak jest minus dziesięć to luz, Jamajka. Ale jak jest minus dwadzieścia w ciągu dnia, to ciężko się jeździ komunikacją miejską. Okna tak zamarznięte, że trzeba sobie dziurkę wychuchać, bo człowiek nie wie, gdzie wysiąść”. Mina lekko zszokowanego mieszkańca Łodzi – bezcenna…

Nie jest tak źle, da się przeżyć, prawda? Kierowcy, nauczeni zeszłorocznym doświadczeniem śniegu w październiku, już tłumnie zmienili oponki na zimowe. Panie zmieniły balerinki na zimówki z gumowym bieżnikiem. Panowie odkurzyli ciepłe wieczorowe kalesony, zwane nowocześnie legginsami. Panowie dozorcy zaopatrzyli się w tony piasku i designerskie łopaty do odśnieżania. A zima zapowiada się sroga – zaprawdę powiadam Wam obserwując naturę dookoła. Koty tyją na potęgę. Mrówki już dawno schowały się w głębi kopców. Gile z Rosji już trenują start na Syberii z lądowaniem na Podlasiu. Znajomy sąsiad już dawno zaopatrzył się w płynne wyroby regionalne na wypadek, gdyby zasypało i nie dało się dojść do sklepu. A co będzie, jak zabraknie prądu i nie będzie Fejsbuka? Strach pomyśleć…
Kiedyś zastanawiałam się, jak to jest: dlaczego mieszkamy w tak paskudnym klimacie? Latem albo upał, albo deszcz przez okrągły tydzień. Zima – albo śnieg, albo mróz trzaskający za oknem. Jak przychodzą wolne długie weekendy – leje albo zimno. Gdyby tak przenieść nas na Madagaskar lub Jamajkę? I co? Ciągle ten obrzydliwie słodki rum, cygara i świnka pieczona w liściach bananowca. Plaża, słońce i klapki Kubota. Dwie pory roku – mokra i sucha. Moskity, cholera i malaria. Pająki wielkości krowy, węże wielkości zjazdu z Poleskiej na Sienkiewicza. Ludożercy… To ja już wolę swojskie białe niedźwiedzie i zaspy śniegu po kolana. Dwa sylwestry i dwa razy obchodzone święta. I wiosnę na Plantach. To już niedługo – za pięć miesięcy!

(Renata Siewko)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do