Reklama

Podlaska baba, odc. 6: Wiatr wieje tym razem z Zachodu

10/12/2013 18:00
No i przeszedł. Pan Ksawery raz-dwa pozamiatał nam nasz kraj, tym razem na szczęście oszczędzając Podlasie, gdzie zawsze gwiździ – jak nie przymierzając – w Kieleckiem. Byłam, widziałam – tam raczej wieje tak samo jak u nas. Tylko zabytki jakieś starsze (tak z 300-400) lat niż nasze. U nas zabytkami są już nawet domy partii z okolic PRL-u lub dawne siedziby domów prasy. U nas z zabytkami się nie cackają, dobudowując szklane fasady lub też zostawiając jedynie ściany frontowe. Dobrze, że huragan nie zmiótł przy okazji niektórych dachów. Przydałby się za to w niektórych instytucjach…

Jak podała prasa, na naszym uniwersytecie szykują się duże zmiany. Z powodów oczywiście finansowych maja zostać zlikwidowane niektóre kierunki. Wiadomo – idzie demograficzny niż i studentów będzie mniej. Z pustego i Salomon nie naleje. A może by tak oblewać więcej żaków na egzaminach? Od razu zwiększyłaby się liczba studentów.

Wiatr przemian powinien także zmieść niektórych pracowników uczelni, którzy uważają, że to student powinien się kłaniać im w pas lub też ze strachem spuszczać oczęta. Zwłaszcza niektóre panie pracujące w dziekanatach – chyba od czasów plejstocenu.
Kiedy studiowałam, studenci przekazywali sobie z ust do ust sekretne przepisy, jak obłaskawić tego wielogłowego smoka, który siedzi w tej jamie z napisem „dziekanat”. Ta pani lubi kawkę, ta czekoladki, a u innej wystarczy durny wyraz twarzy na widok przełożonego (vide „Przygody dobrego wojaka Szwejka”). Nierzadko młodzież przed wejściem do jamy żegnała się i prosiła Najświętszą Panienkę o dobry humor osoby stojącej po drugiej stronie lady dziekanatowej. A i tak nigdy nie było wiadomo, w jakim humorze zostaniemy przyjęci jako interesant. Czy zależało to od fazy księżyca, czy od ciśnienia atmosferycznego – wiedza to tajemna i znana tylko nielicznym.
Jakże inne jest podejście do petenta na prywatnej uczelni? Przekonałam się o tym naocznie i nausznie. Bardzo miła pani odniosła się pozytywnie do mojej prośby. Ba – mało tego – sama zadzwoniła do wykładowcy. Gdy nauczeni doświadczeniem przynieśliśmy tydzień później dowód wdzięczności w postaci bombonierki – druga miła pani z dziekanatu odparła: „Ależ to my jesteśmy dla studentów, a nie odwrotnie”…

Szok. Niedowierzanie. Ale jak to? To tak można?
Można. I nie zależy to od tego, czy uczelnia jest prywatna, czy państwowa. To kwestia kultury, podejścia do drugiego człowieka.
Frontem. A nie tyłem.

(Renata Siewko)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do