Reklama

Słoik w dresowych gaciach

17/06/2013 08:00
Minęły już czasy, kiedy zwykłe słowo „słoik” oznaczało szklane naczynie z zakrętką. Teraz słoiki nie mają nakrętek, mają za to dresowe gacie, klapki, noszą sandały do białych skarpetek, tańcują w nocnych klubach i rozbijają się po mieście autami z „zagraniczną” rejestracją.

Kilka artykułów w prasie ogólnopolskiej oraz szereg pozakładanych blogów, fanpage’ów, czy stron internetowych nakreśla wyraźnie definicję współczesnego słoika. To żywy człowiek, do którego zioną niechęcią tak zwani rodowici Warszawiacy. W stolicy rozgorzała prawdziwa batalia, która w efekcie zakończyła się niejako zwycięstwem słoików. Uwieńczeniem dzieła ma być ogromny neon przypominający o tym, kto rządzi w mieście. Zapewne to tylko część wojenki, bo raczej rodowici nie odpuszczą, by to słoiki wzięły górę.

Ale kim właściwie jest ten słoik? W tej sprawie z pomocą przychodzi "Miejski słownik slangu i mowy potocznej". Według podanej definicji słoik to „osoba pochodząca z prowincji a mieszkająca w wielkim mieście, najczęściej Warszawie, przywożąca z wizyt w domu słoiki z jedzeniem. Najczęściej charakteryzują ją takie cechy jak: brak przywiązania do nowego miejsca zamieszkania oraz wiejskie maniery i sposób myślenia”.

A przecież w Białymstoku nieustannie także kręcą się słoiki, takie same, co wyjeżdżają do Warszawy i tam korkują miasto, zapełniają kluby z muzyką disco polo, wykupują chińskie zupki i zajmują miejsca pracy rodowitym mieszczuchom. Co ciekawe, w naszym mieście nie czuć niechęci wobec słoików. Może te łomżyńskie mają nieco gorzej, ale już słoiki z Suwałk, Bielska Podlaskiego, czy Siemiatycz mają się tutaj świetnie i raczej nie odczuwają tego, że są słoikami. Dlaczego Warszawa nie przepada za słoikami, a już Białystok nie widzi problemu? Co jest w naszej mentalności, że jednym słoiki przeszkadzają, a innym nie? Może to jakieś kompleksy? A może pycha? A może brak poczucia solidarności w narodzie?

Jedno jest pewne, Białystok stoi słoikami i nikomu to tutaj nie przeszkadza. Rodowici mają 100% świadomości, że miasto trzyma się dzięki słoikom, rozbudowuje się i jako tako funkcjonuje. Większość naszych rodziców była słoikami, którzy przyjechali tu niegdyś i osiedlili się niczym obecne słoiki. Nikt im tego nie bronił, nie wyrzucał i nie gardził. No i najważniejsze. W Białymstoku nie mieliśmy Powstania Warszawskiego i nie byliśmy nigdy stolicą kraju, więc może łatwiej było się pogodzić, że wszyscy ludzie tu mieszkający, czy przyjeżdżający, są takimi samymi Polakami jak ci zamieszkali w pozostałych województwach. Nasze podlaskie słoiki szybko asymilują się z miastowymi, zakładają rodziny i w konsekwencji zostają białostoczanami. Są życzliwi dla innych słoików, którzy nieustannie napływają z innych miejscowości. Dla nas to zwyczajne i normlane. Każdy znajdzie tu miejsce dla siebie. W tym tkwi chyba największy fenomen naszego Białegostoku.

Kiedyś robiąc sondę uliczną zapytałam mężczyznę, które święto jest dla niego ważniejsze 1 czy 3 Maja? Odpowiedział: „Pani, a co to za różnica, ja i tak nietutejszy”. Widać słoiki skupiają się na rzeczach naprawdę istotnych, a nie wyższości jednego święta nad drugim. Może tak właśnie powinno być. Zatem pozdrawiam wszystkie podlaskie słoiki bo to co nas łączy to wbrew pozorom „tutejszość”.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do