Tuż przed długim weekendem gruchnęła jak grom z jasnego nieba informacja, że oto maestro nasz najlepszy i najukochańszy, wielki z największych wyleciał z roboty na zbity… wiadomo co. Radości w grodzie nad Białą końca nie było. Przynajmniej tak to wyglądało po wpisach w internecie. A ja zastanawiam się dlaczego? Było aż tak źle?
Może i było źle. Ba! Na pewno było źle! Ale źle było od samego początku. Nie tak miała wyglądać nasza opera, nie tyle miała kosztować, nie tak późno miała zostać oddana i nie ten miał nią kierować. Ale skoro stało się, jak się stało, trzeba było działać. Wywalenie maestro teraz, na krótko przed dużą premierą, to jedna z najgłupszych decyzji obecnych władz województwa. Wiem, że pozwolono mu dokończyć sztukę i reżyserię, ale to nie to samo.
Jaki był Skolmowski, każdy wie, kto śledził jego poczynania. Że był zadufany w sobie to było czuć od początku, że nie ogarnął tematu, z jakim przyszło mu się zmierzyć, też żadną tajemnicą nie jest. Ale on zrobił coś, czego nie udało się jeszcze nikomu na taką skalę. Dzięki jego działaniom marketingowym o tym, że w Białymstoku, ostatnim mieście, gdzie już nawet pociągi dojeżdżać nie będą, jest opera, wiedziało co najmniej pół Polski. Może i goście z Warszawy lub innych miast Polski narzekali na akustykę. Ale czy to jego wina? Taki szmlec dostał i musiał się z tym zmierzyć. OIał temat i robił swoje. Jeśli o mnie chodzi, to naprawdę jestem jedną z ostatnich osób, która by broniła maestro, ale co zrobił dobrego, to zrobił i też trzeba to powiedzieć. Dziś wylało się na tego człowieka wiadro pomyj wszelakich ze wszystkich możliwych kątów. Moim zdaniem niesłusznie. Bo tak, jak wspomniałam, wykonał gigantyczną robotę, jeśli idzie o promocję i marketing miejsca, które od samego początku miało być niedochodowe i generujące koszty. Tak zresztą dzieje się praktycznie w każdej tego typu placówce. Więc obarczanie winą za brak rentowności, powinny być obarczone wszystkie osoby po kolei, które z cienkiego budżetu pozwoliły na kontynuację gigantycznej głupoty.
Współczuję teraz następcy. Ten dopiero będzie miał przerąbane. Są mizerne szanse, że trafi się tutaj ktoś, kto weźmie na barki udźwignięcie długów i podtrzyma w miarę dobry wizerunek, że Białystok to jednak nie zadupie. A zadupie jest! Długi będą jeszcze większe. Na czym można ciąć koszty? Na scenografii? Na artystach? Wtedy to już w ogóle tu pies z kulawą nogą się nie odleje na całe to tak zwane centrum kultury. Śmiać mi się chce jak słyszę pełną nazwę opery. Bo w tej operze to już chyba tylko nie było konkursu pieczenia placków i mistrzostw świata w grze w gumę.
Straszny to był dwór. Nie mówię o sztuce. Mówię o tym dworze, który pozwolił dopuścić do takiej sytuacji. O tym, że maestro źle rozporządzał finansami było wiadomo od dawna. Ale ktoś jednak na to pozwalał. Zamiast wyznaczyć pulę kasy na promocję i marketing, pozwolił dać działać, lansować się przy „bongu” i na sylwestrach, pozwalał na pieprzenie bzdur w telewizji grom wie o czym, za co płaciła opera. Ktoś w końcu też nie sprawował nadzoru jak należy. I stawiam dolary przeciwko orzechom, że za brak nadzoru nikt nie beknie. A maestro, jak to maestro, skoro miał hajsy, robił co chciał. Promocję robił znakomitą. W końcu ludzie z całego województwa i nie tylko zjechali tutaj, żeby zobaczyć cudo, bunkier i ponarzekać na akustykę.
Jeszcze nikomu nie udało się zrobić tak, żeby z całego województwa przyjechali tu pracownicy wszelkich, możliwych zakładów pracy, uczniowie wszelkich, działających jeszcze szkół, przyjezdni zza wschodniej granicy, mieszkańcy zza Buga po drugiej stronie. Słowem heroiczna robota. I oto marszałek podziękował maestro za dotychczasowe wysiłki. A mógł zwyczajnie wcześniej zwrócić uwagę, że taka promocja i marketing może kosztować taniej. Pomóc swoimi departamentami i urzędnikami od promocji, współpracy zagranicznej, kultury. Przecież chyba po coś są zatrudnieni?
Ale skoro wybory idą, trzeba było znaleźć kozła ofiarnego za własne błędy i wywalić na zbity… wiadomo co, jedynego gościa, który zapewne z pobudek finansowych, ale mimo wszystko, wykonał gigantyczną robotę. Straszny to dwór, gdzie nie da się nic spokojnie powiedzieć, ani wytłumaczyć, kiedy jest na to pora. Po takim pożegnaniu z operą, marketing ucierpiał okrutnie. Tak się nie robi przed premierą. Ale czego oczekiwać od „znawców tematu”, co to „bongiem” zaczynają spektakle. I tak coś czuję, że z tego strasznego dworu, który nie zareagował odpowiednio wcześnie, artyści pierwszoplanowi teraz, po wyborach sami wystąpią w ramach atrakcji. Ja ich widzę jako skrzypków na dachu. Przynajmniej byłaby to ogólnopolska atrakcja turystyczno – kabaretowa. Oczywiście wszystko po to, aby ratować ową perełeczkę, to centrum kultury, na którym tak bardzo wszystkim zależało.
Komentarze opinie