Reklama

Subiektywne Wieści Gminne czyli koniec lipca jest do dupy

05/08/2024 13:10

Lipcowa kanikuła sprzyja lenistwu, więc redakcja Subiektywnych Wieści Gminnych pracowicie odpoczywała. W pełnej gotowości ofiarnie śledziliśmy miejsca i zdarzenia pełne absurdów. Testowaliśmy nowe dania i - szczególnie ofiarnie - trunki sprawdzając na własnej wątrobie i żołądku co są warte. I stwierdzamy autorytatywnie - miniony tydzień był do dupy. Przeczytajcie jak bardzo. Jak zawsze pisaliśmy wyłącznie prawdę czyli to co doniosły nam nietrzeźwe wiewiórki w urzędach oraz oszalałe gołębie z okolic zamieszkania lokalnych VIP-ów. Czyli pora na wieści z okolic magla, śmietnika i toalety.

Urlopy od farmazonów
Miniony tydzień był okresem, kiedy Prokos w randze marszała województwa znajdował się na urlopie. Dla obywateli oznacza to, że oficjalna strona województwa rzadziej niż zazwyczaj donosi co jadł i jak to trawił Pą Marszą (bo taka jest teraz rola oficjalnej strony województwa) . Dla Prokosa urlop był też okazją do samodzielnych zdjęć i filmów bez młodej Truskawy. Krzyś T. chyba też urlopował, bo prawił farmazony rzadziej niż zwykle. Piszemy to z wielkim żalem, bo farmazony obu wymienionych mocno ułatwiają nam życie w przygotowaniu tygodniowych podsumowań. Chłopaki wracajcie! Tęsknimy! Bez waszych codziennych idiotyzmów świat jest dużo smutniejszy! 

Okazja do toastu
W poniedziałek mieliśmy tradycyjny problem z leczeniem syndromu dnia poprzedniego. Sok po ogórkach się skończył więc trzeba było szukać kefirku. Po konsumpcji piwerka i kefirku i tęczowym pawiu odkryliśmy, że mamy Europejski Dzień wsparcia dla Ofiar Przestępstw z Nienawiści. Jako osoby prześladowane przez nienawidzących nas lokatorów wieżowca z okolic ulicy Słonimskiej uznaliśmy, że potrzebujemy wsparcia i udzieliliśmy go sobie konsumując wytrawną nalewkę cytrynową nabytą w lokalnym sklepie. Nie, nie sugerujemy, że jesteśmy ofiarami przestępstw. Po prostu brakowało okazji do wzniesienia toastu. 

Sen niedopitych 
W poniedziałek świętowaliśmy Światowy Dzień Mózgu. Nasze synapsy poddawane często alkoholowym próbom podpowiedziały nam, że wiele okazji do toastu z tej okazji nie będziemy mieli. Dostrzegamy wręcz, że wśród wysoko postawionych brak śladów aktywnego używania tego organu, a jedynym zastosowaniem głowy jest uniemożliwienie aby deszcz nie padał im do środka. Dlatego z żalem nie wzniesiemy zdrowia naszych rządzących. Żal tym większy, że poszliśmy spać niedopici. 

Rewolucji nie było 
We wtorek odkryliśmy, że w naszej redakcji brak jest ciepłej wody. Po głębokiej analizie czy kurek z czerwonym kolorem na pewno oznacza ciepłą wodę i upewnieniu się, że tak właśnie jest zaczęliśmy podejrzewać krajową rewolucję, która odsunęła od władzy Tuska - znanego nam z twierdzenia, że najważniejszą rzeczą dla rządu to zapewnić ciepłą wodę w kranie. Okazało się jednak, że sprawa jest bardziej prozaiczna - była awaria wodociągów i elektrociepłowni. Na szczęście lodówka nadal działała, więc zimna wódeczka znieczuliła nasze cierpienia.

Znalezione w skrzynce  
Wieczorem znaleźliśmy klucz do redakcyjnej skrzynki. Jak zawsze były tam ulotki i rachunki. Ulotki wywaliliśmy, a rachunki przeczytaliśmy. Po zastanowieniu uznaliśmy, że trzeba było zrobić odwrotnie. Wzruszyła nas zwłaszcza treść rachunku za prąd i wodę, która podrożała nam ponad o połowę. Z głębi naszej demencji wygrzebaliśmy informację, że jedna ministra o nazwisku zbliżonym fonetycznie do Heńka Kluska obiecała, że nasze podwyżki nie przekroczą 30 złotych czyli wartości jednej półlitrówki najgorszej berbeluchy. Wyszło jak z przedwyborczymi obietnicami Tuska: nikt Ci tego nie da, co Donald obieca. 

Truskawowa trzeźwość 
W środę odbyliśmy filozoficzną dyskusję na temat towarzystwa przy toastach rozważając problem: gdyby na świecie pozostali jedynie dwaj Truskolascy to którego wybralibyśmy do wspólnego picia. Na takie pytanie istnieje tylko jedna możliwa odpowiedź, której udzielił Leszek Miller pytany przez dziennikarkę czy płynąc na bezludną wyspę zabrałby ze sobą Czarzastego czy Żukowską. Odparł, że popłynąłby wpław. My też. Dlatego środowy wieczór zakończyliśmy na trzeźwo wstrząśnięci wizją wyboru biesiadników. Tej środy nam szczególnie szkoda, bo okazje do picia były znamienite: Dzień Policjanta, Dzień Pszczółki Mai i Dzień Wirtualnej Miłości to szanse na niepowtarzalne toasty.

Niewierzącym biada 
W czwartek znajomy policjant opowiedział nam historyjkę z sądu. W środę w Białymstoku sądzono jednego jegomościa, co rozrzucał kartki z wulgaryzmami w kościele farnym. Dodatkowo jeszcze pluł na krzyż i mszał. W sądzie tłumaczył, że nie wierzy w Pana Boga więc chciał Mu odpłacić za to co go w życiu spotkało i rozrabiał w kościele. Uznaliśmy to za logiczne. My też nie wierzymy w procenty dlatego pijemy alkohol. Ostatnio nie chcieliśmy wierzyć w wyniki pokazane w alkomacie, ale niestety nie przekonało to policjantów, którzy zabronili nam kupować kolejnej półlitrówki. 

Znowu niedopici 
Ponieważ - jak napisaliśmy - nie pozwolono nam kupić kolejnej porcji naszego ulubionego trunku szukaliśmy kogoś kto świętuje w czwartek. Tego dnia był Dzień Bezpiecznego Kierowcy - a jak wskazują nagrania z monitoringu - takich w Białymstoku ze świecą szukać. Uznaliśmy, że prościej będzie znaleźć Nieznamira lub Sławosława (czwartkowi solenizanci). Długie poszukiwania skończyły się tym, że znowu poszliśmy spać prawie trzeźwi. Ten tydzień był coraz gorszy. 

Warszawa coraz bliżej 
W piątek nasza determinacja doszła do zenitu i od rana wznosiliśmy zdrowie lasów namorzynowych. Nie wiemy co to jest, ale w piątek było takie święto więc zdrowie ekosystemów i tych tam lasów. Potem przeczytaliśmy w internetach, że PKP ogłosiło swój cudowny plan przyspieszenia pociągów. Otóż za kilka lat droga z Białegostoku do Warszawy Centralnej ma zająć tylko 2 godziny! Cieszyliśmy się jak dzieci do chwili, kiedy jeden znajomy przypomniał, że w 1939 roku przejazd na tej samej trasie zajął tylko o cztery minuty dłużej. No i znowu piliśmy na smutno, że przez 90 lat Warszawa zbliżyła się do nas tylko o 4 minuty...

Promocje Pą Marszą
W piątek internety pokazały nam filmik z Prokosem. Pą Marszą zapraszał do odwiedzenia Podlasia z wdziękiem kelnera zachęcającego do zjedzenia nieświeżego bigosu. Zachwalał przyrodę i krajobrazy. I ani słowa o lokalnych bimbrowniach: Duchu Puszczy, Kopnięciu Łosia i Tupnięciu Kaczora? Jesteśmy oburzeni! Tradycyjnie były za to pierdy o jeziorach i kulturze (w tle jakiś rękodzielnik tkający coś pracowicie). Aż dziw, że brak było jeźdźców na koniach z łukami i kajakarzy opędzających się od komarów. Jedynym plusem był obrazek z pierogami jako przykład lokalnej kuchni. Prokos i kompania - to Wy nie wiecie, że Podlasie słynie z lokalnych napitków, żubrówki i Puszczy Białowieszczańskiej? Ech... Tylko się upić z rozpaczy nad taką promocją. Co też uczyniliśmy ostatecznie biadając nad  upadkiem promocyjnym.

Bezpieczeństwo a sms-y
A propos promocji. Osoba ministerialna Nitras postanowiła promować Podlasie, żeby ratować przygranicznych przedsiębiorców żyjących z turystyki. W tym wykupiono reklamę telewizornii z informacją, że jest bezpiecznie i nie ma nijakich zagrożeń. Tyle tylko, że jak już podjedziesz pod granicę - np. do Białowieży - to od razu masz sms-y od rządu, żeby uważać bo uchodźcy i inne zagrożenia na nas dybią. W tej sytuacji od dziś będziemy niezdecydowanie mierzyć w nitrasach tak jak politpoprawność mierzymy już w jachirach. A bonu turystycznego jak nie było tak nie ma. Jak Nitras wprowadzi go w październiku to podamy mu wartość jego decyzji zmierzoną właśnie w jachirach. 

Pantalon i szczudła 
W sobotę cała redakcja obchodziła Dzień Samotnych oraz Dzień Chodzenia na Szczudłach. Z okazji takiego święta spróbowaliśmy samotnie pochodzić na szczudłach, co wyszło nam raczej średnio. Po dwukrotnym upadku i złamaniu jednego szczudła uznaliśmy, że toasty i opijanie to rzecz bezwzględnie wymagająca towarzystwa. W tym celu wznieśliśmy zdrowie tych, którzy tego dnia obchodzili imieniny uznając, że prędzej spotkamy na miejskiej ulicy Pantalona i Nowellona (dwóch sobotnich solenizantów) niż przeżyjemy kolejny eksperyment ze szczudłami. 

Oktawa z garnkami 
W niedzielę padał deszcz i ogólnie było pochmurno. Pod ratuszem coś wyło i grało na dziwnych instrumentach więc poszliśmy to sprawdzić. Okazało się, że trwa Oktawa Kultur czyli goście z dalekich stron śpiewali po swojemu i grali na dziwnych rzeczach co nam się nawet z graniem nie kojarzyły. Szczytem był jeden gość grający na czymś takim w czym świętej pamięci dziadunio gotował kartofle z osypką dla kabanów. Po wysłuchaniu koncertów uznaliśmy, że należy się nam znieczulenie i wypiliśmy kwas chlebowy z wkładką. Przy okazji wspomnieliśmy naszych dziadków, bo tego dnia był Światowy Dzień Dziadków i Osób Starszych. Zdrowie dziadersów czyli w sumie i nasze!

Zdrowie dziadersa 
A propos dziadków i święta osób starszych to przyszło nam do głowy wznieść toast Wielkiego Tadeusza Słońca Białegostoku. W kategorii politycznych dziadersów lokalnej polityki jawi się nam tak samo młodzieżowo jak za czasów naszej młodości Leonid Breżniew. I w sumie ma tak jak on: niedowidzi, niedosłyszy, a chce rządzić. Kiedy jednak wznieśliśmy zdrowie Wielkiego Truskawy z tajemniczych powodów wódka przestała nam smakować. Dlatego wznieśliśmy zdrowie Celzjusza - niedzielnego solenizanta. I od razu było lepiej. Nara!

(Redaktory/ Foto: DDB)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do