Reklama

Subiektywne Wieści Gminne - na wakacjach!

01/09/2024 10:35

Witajcie po urlopowej przerwie. Jak głosi nasz ulubiony toast "Piliśmy zdrowie Wasze w gardło nasze" wyłączając telefony żeby nas upierdliwa naczelna caryca naszej redakcji nie namierzyła. Jedna część redakcji wypoczywała najpierw w wakacyjnym buszu na Mazurach zapoznając się z siłą lokalnych trunków, a druga poleciała na zamorskie wyjazdy sprawdzać smak drinków nad basenem i morzem. Ale wróciliśmy i zobaczcie co się odprokorymiało i odtruskawiało jak nas nie było! Mózg w szczępach jak mawia nasza najnaczelniejsza szefowa o niewinnym imieniu Agnieszka. 

Zakupy przed wyjazdem 
W poniedziałek część naszej redakcji robiła zakupy przed wyjazdem w towarzystwie swojej lepszej połowy. Żona - jak to żona - zaopatrywała się w same niepotrzebne rzeczy: jakieś olejki do opalania, kremy, ubrania i całkiem nie miała zrozumienia dla naszych potrzeb.  Wszak z ubrań wystarczą nam 2 pary gaci (działają w systemie: tył, przód i na lewą stronę przód i tył - i 4 dni z głowy), dwie koszulki, uniwersalna bluza na ryby (kiedyś była biała - obecnie przeszła w róż po naszym eksperymencie z praniem), a od słońca chroni doskonale swojski smalec. Nasze zakupowe propozycje wywołały gromkie protesty. Nie znając mazurskich specjałów chcieliśmy się zaopatrzyć w żubróweczkę w kilku smakach oraz derenióweczkę i smorodinówkę. Nasze prośby nie zostały uwzględnione i ostatecznie do walizek przemyciliśmy tylko ziołowy bimberek w opakowaniu na olej rzepakowy przechowywany na czarną godzinę, której nadejście przewidzieliśmy w pierwszym dniu pobytu. Straciliśmy bezpowrotnie 6 godzin naszego życia poprawiając naszą krzepę wnoszeniem 8 toreb pełnych zakupów. Ech, ciężkie jest życie człowieka poczciwego. 
 
Toast i celność

Na wieczornym spotkaniu redakcyjnym wznoszono toasty Aniceta i Bądzsława, ale naczelna caryca naszej redakcji złośliwie nam nie pozwoliła czcić tych zacnych solenizantów. Oświadczyła, że żadnego z takich nie zna, a nam się nie należy, bo w poniedziałek jest Dzień Pracoholików - a to nie my. Odpowiedzieliśmy, że dlatego wzniesiemy tylko jej zdrowie - bo w poniedziałek Światowy Dzień Słonia. Po tym toaście redakcyjna narada została przerwana, a my pobiliśmy nasze życiówki w biegu na krótkim dystansie z unikami. Niestety nasza szefowa nie ma poczucia humoru, ale mogłaby wygrać olimpijskie zawody w ciskaniu długopisami do ruchomego celu. 

Dzień Pracoholika
A propos Dnia Pracoholika to - poza nami - tego dnia nie mogli świętować też członkowie zarządu województwa. Jak doniosły nam nasze wróble i gołębie zanieczyszczające parapety wieżowca przy Skłodowskiej zaczynają oni pracę wczesnym przedpołudniem, a kończą tuż po południu. Potem twierdzą, że jadą na spotkanie i pod tym pretekstem spożywają posiłki, dokonują otwarć i wizytacji, gdzie głównym zadaniem jest trafić z talerza (miski) do gębusi. Poza tym - jak nas zapewniono - gadają od rzeczy jak potłuczeni. W drętwej gadce celuje ponoć członek zarządu ksywa Nieprzekupny Maliniak. Ogólnie każde słowo z osobna ponoć ma jakiś sens, ale zebrane razem już żadnego. 

Nasz znajomy Słoń
Co do poniedziałkowego Światowego Dnia Słonia to już na osobności redakcja SWG (Subiektywne Wieści Gminne) wznosiła toast naszego znajomego słonia. To były dyrektor, sekretarz, szef WUP-u i Xylopolis zwany Zgra(b)nym Tomaszem. Zdaniem znajomych i podwładnych wygrywa on w cuglach wszystkie konkursy na słonia. Zwłaszcza słonia w składzie porcelany. Nie, nie tylko z racji rozmiarów oraz niebywałych zdolności omijania przedmiotów szklanych i kruchych, ale także z okazji nadzwyczajnych sukcesów w kontaktach międzyludzkich. Twoje zdrowie Tomasinio. 

Lewa ręka 
Wtorek minął nam na przygotowaniach do wyjazdów tak szybko i tak trzeźwo, że nie zdążyliśmy wznieść toastu z okazji Międzynarodowego Dnia Osób Leworęcznych. Nie znamy wprawdzie mańkutów, ale sporo osób o dwóch lewych łapkach już tak. Listę tę otwiera nasz ukochany poseł Krzysio, o który niesprawiedliwi złośliwcy mówią, że ma tylko jedną zaletę, a mianowicie jest synem swojego ojca.  Z okazji tego dnia - już z życzliwością - wznieśliśmy toast wicewojewody Krutula. On musi być leworęczny choćby z okazji przynależności partyjnej. Poza tym - choć to lewak - to sympatyczny gościu. Zdrowie wznosiliśmy rzecz jasna lewą ręką więc poszliśmy spać prawie trzeźwi. Więcej się rozlało niż wlało do otworów gębowych... 

Pies Kawlina, kibel i Erazm
W środę uciekliśmy z domu, żeby nie uczestniczyć w pakowaniu się do wyjazdu obrażeni dodatkowo krytycznymi uwagami na nasze propozycje spakowania do naszej walizki tylko 2 par gaci i koszulek plus dyżurnych dżinsów. Ścigani obelżywymi uwagami żon spotkaliśmy się w okolicach Parku Branickich przy naszym ulubionym skwerze zwanym przez część białostoczan Skwerem Kibla. To miejsce, gdzie stoi jedna z turystycznych atrakcji - dwukrotnie budowany kibel za pół bańki, którym chwalił się wicęprezydę Rafcio. Widocznie Wicetruskolaski pozazdrościł królowi Stasiowi Łazienek i chciał mieć coś w mniejszej skali, ale - jak zwykle - mu nie wyszło. Na spotkaniu doznaliśmy podwójnego zdumienia: raz, że trafiliśmy na okres kiedy kibel działa i dwa, że zniknął pies Kawelina ustawiony tam dla pilnowania tego przybytku. Pies jest cudnej urody i z twarzy podobny jest do jednego z zastępców Tadeusza (sami domyślcie się którego). Znajomy policjant uspokoił nam, że psa zabrano do renowacji ale niedługo wróci. Tak czy inaczej - byliśmy pod wrażeniem, że w naszym mieście coś działa. Niechby choć kibel! Sukces! Czekamy, aż Rafcio pochwali sam się tym na twitterku, bo jak mawiał Erazm z Rotterdamu "To słuszne chwalić samego siebie, gdy nie znajduje się innych chwalców". 

Trzech muszkieterów i koń
15 sierpnia czyli w czwarteczek było wolne więc wybraliśmy się na spacer z rodziną. A tu pod pomnikiem Marszałka spęd na 150 fajerek. I wojsko maszeruje, biskup błogosławi, tłumy ludzi ogląda, a trzech muszkieterów przemawia i kwiaty składa. Nie wiecie kim są muszkieterowie? Ich muszkieterskie ksywy to Tados, Prokos i Brzozozwis. Szukają jeszcze D’Artagnana, bo Krzyś o Małym Rozumku bardziej Bazin (leniwy służący Aramisa) niż czwarty muszkieter. Tak czy inaczej wielkie święto składania kwiatów i przemów to było, choć większe zainteresowanie widowni od przemawiających uzyskał pewien rumak, który wyprodukował końskie jabłka. Nam też się bardziej podobał koń i jego działalność niż ględzący politycy z wieńcami i kwiatami. 

Święto w konspiracji 
A'propos świętowania Cudu nad Wisłą to nie dostrzegliśmy nigdzie Pisiorków na placu. Przez ostatnie lata to głównie oni stanowili konkurencję dla srających koni i maszerujących żołnierzy. Chyba, że składali wiąchy gdzieś po kryjomu, w konspiracji albo zorganizowali konkurencyjne święto. Jeżeli tak to chyba im nie wyszło, bo zapewne nikt nie przyszedł. A przynajmniej nikt z naszych znajomych. 

Zagrycha i prohibicja 
W piąteczek część naszej redakcji zaczęła wyjeżdżać. Piszemy zaczęła, choć wyjazd przewidziany został na sobotę, ale małżonka tej części redakcji wprowadziła  przymusową prohibicję spowodowaną nieuchronną koniecznością nieskalanej trzeźwości kierowcy w sobotni poranek. Cel ten uzyskała stosując areszt domowy i chowając przezornie wszystkie trunki przed potrzebującym pokrzepienia. Nieludzki ten czyn zmusił drugą część redakcji do wznoszenia toastów solidarnościowych wraz z redakcyjnym informatykiem oraz kamerzystą. A okazja do picia była niespotykana: Międzynarodowy Dzień Zagrychy. Takiej okazji nie dało się obchodzić na trzeźwo. Piliśmy więc zdrowie paprotki, aloesu i czerstwego chleba z serem znalezionego kiedyś w zapomnianej szufladzie redakcyjnego biurka. Takie są bowiem zagrychy potrzebujących o czwartej nad ranem, kiedy braknie już rzeczy do jedzenia, a nogi już nie pracują jak powinny. 

Saba półkrwi 
W piąteczek wieczorem wznieśliśmy też toasty solenizantów: Diomedesa, Anioła, Domasuła i Saby. Z wymienionych znaliśmy osobiście tylko to ostatnie: było półkrwi wilczurem z domieszką ratlerka i buldoga i znakomicie podawało łapę. Mieszkało na działce jednego z dziennikarzy dopóki nie odszeło gdzieś za tęczowy most jak mawiają politycznie poprawni lub zdechło jak mawia profesor Bralczyk. Tak czy inaczej postanowiliśmy, że następnego psa jeżeli będzie suczką nazwiemy Saba, a jak będzie to pieseł to Domasuł. Żeby było za kogo pić! 

Poszukiwany senior 
W propos psa. W sobotę znajomy policjant opowiadał nam jak monieccy koledzy wraz z psami Piryt i Loża znaleźli zaginionego seniora. Dziadunio gdzieś pod Mońkami zagubił się wśród pół kukurydzy i drzew. Dzielni stróże prawa na szczęście znaleźli go i zabezpieczyli jak głosi policyjny protokół. Na wszelki wypadek wybraliśmy się pod znajome urzędy sprawdzić czy nie zagubiły się też inne nieporadne dziadunie znane nam a zatrudnione tam w randze wysokich urzędasów. Nic się nie dowiedzieliśmy, bo urzędy były zamknięte na cztery spusty z okazji bardzo długiego weekendu.  

Film drogi i Prokos 
Obejrzeliśmy z zainteresowaniem nowe dzieło filmowe na profilu województwa podlaskiego. Był to godny następca kina polskiego niepokoju czyli tak zwany film drogi. Drogi był w nim nie tylko bohater (a był nim nie byle kto tylko marszałek Prokos), ale również drogi do biegania były tematem filmu. Marszał gadał na filmie z Adamem Kszczotem o trasach biegowych na Podlasiu. Były ujęcia na tle opery i na stadionie lekkoatletycznym. Była też prześmieszna scena startu do biegu w koszuli, garniturowych spodniach i lakierkach. Nie rozumiem tego fioła z bieganiem. Że nasz wojewoda okazał się skrzyżowaniem człowieka z chartem to jest jasne, to że Krzysio ma związki mentalne z samoyedem (ta rasa psów też głównie biega) to też już wiemy. Ale Prokos? Bardziej przypomina nam dostojnie człapiącego łosia albo inne utyte zwierzę. Ze skruchą przyznajemy, że podejrzewaliśmy go głównie o biegi na trasie wyro - lodówka - wyro. 

Toasty przez internet
W sobotę pracująca część redakcji SWG obchodziła Dzień Pozytywnie Zakręconych w towarzystwie odmawiającego picia redakcyjnego informatyka. Piliśmy nasze zdrowie czyli zakręconych pozytywnie. Druga część redakcji świętowała nad mazurskimi jeziorami Dzień Lumpeksu odreagowując konieczność dwudniowej trzeźwości spowodowanej obowiązkami męża, ojca i kierowcy. Popołudniu połączeni internetową więzią uniknęliśmy picia do lusterka co jest czynnością pijaków i frustratów czyli polityków. Bo tylko oni uważają się godni picia ze sobą. I w tym przypadku nie są w błędzie, bo my byśmy na przykład z nimi nie pili. Nawet na wielkim kacu nie pijemy z byle kim. 

Wakacje Prokosa i Tworzysława 
W niedzielę druga część redakcji znalazła się na przymusowej prohibicji związanej z poniedziałkowym wyjazdem do ciepłych krajów. No... dobrze. Jeszcze cieplejszych niż Białystok. Zaprzyjaźnione wróble doniosły nam, że na wakacje - drugie w tym roku - udał się też marszał Prokos. Widocznie zmęczył się tym aktorstwem i gadaniem o trasach biegowych. Znajomy pokazał nam na fejsiku zdjęcia marszała w krótkich majciochach i stroju nieformalnym. Będąca na Mazurach część redakcji SWG wypiła dodatkowo zdrowie dwójki solenizantów: Sancji i Tworzysława oraz żeby nie spotkać na żaglach utytego Prokosa. 

Przecięcie i otwarcie 
W sobotę w ramach przymusowej trzeźwości jednoosobowa część SGW obejrzała otwarcie nowego boiska w Bielsku Podlaskim. Przecinających wstęgę - jak to zwykle bywa - było więcej niż pracujących nad budową boiska. Wśród osób obsługujących nożyce znajdował się wielki mówca województwa wicemarszał Maliniak. Jak zwykle w pamięci zapadł tylko swojski zaciągający akcent wicemarszała oraz słodki świergot szefa podlaskich kopaczy zwanego przez złośliwców Kopciem. Wszyscy byli jak zwykle zachwyceni inwestycją i sobą nawzajem. A potem na szczęście sobie poszli i można było rozegrać mecz. 

Święto fotoszopa
W poniedziałek redaktory byli na wyjeździe ale podczas wieczornej sesji przez internety ustaliliśmy, że tego dnia obchodzony jest Światowy Dzień Fotografii. Aż żal, że nie byliśmy tego dnia w Białymstoku, bo w marszłkowie i Truskolandii musiały strzelać szampany. W końcu fotografia i fotoszop to dwie ulubione rzeczy naszych ukochanych władz. Uwielbiają one być fotografowane i każda - nawet najgłupsza - okazja jest do tego znakomita. Fotoszopemem zaś wycina się niewygodne postaci, które nieopatrznie zostaną sfotografowane, a nie są godne widnieć na zdjęciach obok władzuchny. O kim mowa? Głównie o wrednych i brzydkich pisiorkach, które tak pasują do uśmiechniętej władzuchny jak Buka pasuje do Muminków. 

Komar i uczucie
We wtorek redaktory - każdy z osobna - obchodził z rodziną święto. Pierwszy na Mazurach w towarzystwie bzyczącego paskudztwa czcił Dzień Komara. Nie mając szans skutecznej walki z przeważającymi liczebnie owadami poświęcił się jako koń trojański napełniając żyły i krew bimberkiem, aby i one mogło wychylić coś z procentami tego dnia. Druga część redakcji w tym czasie leżąc nad basenem zajęta była obchodzeniem Dnia Wyznawania Miłości po poniedziałkowym odreagowywaniu przymusowej prohibicji oraz nadmiernej konsumpcji w strefie wolnocłowej na lotnisku. Zdaniem świadków tego zdarzenia redaktor był do tego stopnia pijany, że wznosił toasty na część Truskawy starszego za zbudowanie lotniska na Krywlanach. Następnego dnia trapił go kac i żona. Aby móc walczyć z tym pierwszym musiał udobruchać to drugie. Stąd konieczność świętowania. 

Dzień rzeczniczek 
A'propos Dnia Wyznawania Miłości to we wtorek odbyło się też redakcyjne święto dwóch portali www.podlaskie.eu oraz www.bialystok.pl. Te pozornie oficjalne strony dwóch urzędów są w zasadzie miejscem wyzwania uczuć redaktorów do podmiotów lirycznych czyli Pą Prezydę oraz Pą Marszą et consortes. Na obu stronach obiektem miłości jest też Krzyś i biegacz w randze wojewody Jacek Brzozowski. Mistrzami ceremonii były oczywiście urocze inaczej rzeczniczki. 

Pieprz i optymizm 
W środę redakcji SGW udało się połączyć z internetem i ze sobą co pozwoliło na ustalenie, że tego dnia obchodzony jest Światowy Dzień Optymisty i Międzynarodowy Dzień Seksu. Pierwsze ze świąt było zarazem drugim dniem święta obu wspomnianych wyżej rzeczniczek i redaktorów stron internetowych www.podlaskie.eu oraz www.bialystok.pl, które widzą swoich władców i rządzony przez nich świat w różowych kolorkach. Jak ustaliliśmy Międzynarodowy Dzień Seksu obchodzony był w Białymstoku jak co dzień czyli politycy jak zawsze pieprzyli. Na szczęście nie bardziej niż w inne dni. 

Baloniarze 
W internecie obejrzeliśmy święto balonów w Białymstoku. Jak zawsze przemawiał Pą Prezydę, który obecnie występuje przy każdej okazji. Rzecz jasna obok Tadosa pojawiło się dwóch pozostałych muszkieterów: Prokos i Brzozozwis, którzy też coś tam poględzili. Z zainteresowaniem oglądaliśmy zdjęcia z dmuchania balonów z udziałem Prokosa i jego niedorzeczniczki. Jak na nieloty przystało wsiedli oni do balonu żeby wzlecieć. I nie wiemy tylko co wyniosło ich bardziej w przestworza: ego czy ciepłe powietrze. 

Białystok i korki
Przebywając z dala od Białegostoku wyczytaliśmy, że nasze ukochane miasto uznano za jedno z najmniej przyjaznych miast w Polsce dla kierowców. Nie byliśmy zaskoczeni: korki sterowane inteligentnym inaczej systemem zarządzania ruchem, które Pą Prezydę i wiceRafcio uważają za fantastyczny powodują, że w godzinach szczytu można przesłuchać na audiobuku Trylogię. Mamy wrażenie, że im więcej nasze Słońce Białegostoku wydaje na asfalt i beton w mieście tym gorzej się po nim jeździ. Dlatego nie jesteśmy zdziwieni i nie spodziewamy się poprawy. W to, że Pą Prezydę najpierw zastanowi się zanim coś znowu rozbuduje straciliśmy nadzieję. 

Jubel na Grabarce 
Na Świętej Górze Grabarce odbyła się prawosławna uroczystość z udziałem patriarchy i innych ważnych duchownych. Pojawił się też nie wiedzieć po co Pą Prezydę (w końcu nie leży to pod Białymstokiem). Pewnie dlatego, że syna nie było a od października liczba Truskolaskich na ważnej imprezie musi być zawsze większa od zera. Skoro był Wielki Tadeusz musiał się pojawić i średni Łukasz oraz całkiem niewielka Wiesława zwana przez złośliwców wicemarszałkowa Procentowa. Nie wiemy skąd przezwisko, ale jak spotkamy mieszkańców Starej Moczalni (tam mieszka wiceWiesława) to zapytamy. Mamy przeczucie, że przezwisko pochodzi od nazwy wsi. Co robili tam oficjele? Strony internetowe wyznające im uczucie doniosły, że wyrażały szacunek. Nie wiemy dlaczego nie było ich tam rok temu - nie mieli czego wyrażać czy im się nie chciało? 

Dzień Degradacji 
W sobotę - podczas cowieczornego łączenia się redaktorów przez internety - ustaliliśmy, że mamy wyjątkową okazję do wypicia. Otóż tego dnia obchodziliśmy Dzień Zdegradowania Plutona. Międzynarodowa Unia Astronomiczna tego dnia zdegradowała to ciało niebieskie z kategorii planety do planety karłowatej. Zaczęliśmy zastanawiać kiedy przyjdzie nam świętować Dzień Zdegradowania Truskawy? Snując wizje różnorakie uznaliśmy, że Dniem Zdegradowania Pisiorów będzie 15 października, Dniem Zdegradowania Kaczora będzie 13 grudnia, a Dniem Zdegradowania Kosy będzie 7 maja. Czekamy na propozycje którego dnia będziemy mogli wypić za święto degradacji Truskolandii. Z tej okazji wypijemy nawet wino truskawkowe a to ponoć wyjątkowe świństwo. 

Święta w powrocie 
W niedzielę cała redakcja była zajęta powrotem do Białegostoku. Nie aż tak bardzo jednak, aby nie znaleźć okazji do świętowania. Redaktor wracający z Mazur w zaprzyjaźnionej knajpeczce pod Łomżą wraz z rodziną świętował Dzień Polskiej Żywności. Ten drugi wracając z Bardzo Ciepłych Krajów skosztował w samolocie przysmaków obchodząc Dzień Zupy Błyskawicznej. Wróciliśmy trzeźwi i pełni mocnego postanowienia, że następnym razem rozstaniemy się za rok. Toasty przez internet to nie to samo. Nara! 

Redaktory 

Aktualizacja: 04/09/2024 23:49
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do