Reklama

Taka gmina: Ministerstwa głupich kroków

02/07/2024 10:34

Nie wiem co biorą ministrowie polskiego rządu, ale powinni brać tego połowę. Decyzje ostatnich tygodni sprawiają, że rywalizacja o tytuł ministerstwa głupich kroków nabrała rumieńców. Na czele są dwa resorty: ministerstwo edukacji oraz ministerstwo sprawiedliwości. Absurd goni absurd, a wypowiedzi kierujących resortami powodują, że zarówno Mrożek jak i Bareja mieliby materiały źródłowe do swoich dzieł.

Zacznę od ministerstwa edukacji kierowanej przez osobę ministerialną. Niestety słowo ministra nie mieści się w moim słownika języka polskiego, a panią minister Barbara Nowacka być nie chce żądając stosowania tak zwanych feminitywów. W ramach kompromisu posłużę się więc tu nowomową. Ale to nie forma, w jakiej należy się zwracać do Barbary Nowackiej, budzi moje emocje. Z niejakim trudem przełknąłem absurd proponowany w ramach zmian programu nauczania wychowania fizycznego. Przypomnę, ze naukę gier oraz ćwiczeń gimnastycznych i lekkoatletycznych na ocenę zastąpić się chce zajęciami, które kończą się sprawdzianem pod hasłem "niech nawet największa fajtłapa będzie zwycięzcą". Nie wierzę w jakąkolwiek motywację uczniów do nauki np. dwutaktu czy poprawianie wyników w biegach na długie i średnie dystanse skoro progres nie będzie nagradzany jakąś oceną. W efekcie zamordujemy gry zespołowe i lekkoatletykę, bo najlepsi sportowcy szkoleni nie powędrują do klubów, bo nie dowiedzą się, że są naprawdę dobrzy. Uczeń jak nie musi to nie robi - to stara zasada szkolna znana od wieków - więc  przewiduję, że zaraz rozpocznie się załamywanie rąk czemu mamy tak mało sportowców i tak fatalne wyniki na igrzyskach i czempionatach oraz skąd coraz więcej nadwagi u dzieci i młodzieży. Zawczasu odpowiadam: stąd, że durni politycy mają durne pomysły w imię politpoprawności.

Nie skomentuję też zakazu zadawania prac domowych. Jako rodzic odetchnąłem z ulgą nie musząc współuczestniczyć w odrabiania z dzieckiem lekcji i poczułem się zwolniony z odtwarzania z pamięci wzorów, formułek oraz budowy jednokomórkowców i stułbi modrej. Niestety dostrzegłem też, że czas wolny, który dotąd przeznaczony był na odrabianie zadań i nieuchronne powtarzanie wiedzy zdobytej w szkole obecnie służy do śmigania w internecie. A próby pogonienia do lekcji kwitowane są odpowiedzią: Tato! Nic nie jest zadane, a klasówka będzie za kilka tygodni. Niestety mam wizję przyszłości, że niedługo zadrżę przez testami ośmioklasisty mojego dziecka, a traumę z odrabianiem prac domowych zastąpi trauma na egzaminach i klasówkach. 


To co przelało jednak czarę goryczy to decyzja osoby ministerialnej Nowackiej w kwestii zmiany listy lektur. Ja rozumiem, że każdy kolejny minister stara się wymyślić co zrobić głupszego niż poprzednik i zazwyczaj osiąga zakładany cel, ale Nowacka skorzystała z okazji i dziabiąc listę lektur przebiła swoich poprzedników. Osoba ministerialna wykastrowała "Chłopów", "Potop" i "Pana Tadeusza", które będą teraz czytane we fragmentach, a nie w całości. Wyzłośliwię się i zapytam czy to zachęta, żeby wprowadzić zwyczaj czytania w ten sam sposób obietnic wyborczych (np. 100 konkretów)? Czy będziemy też mogli tak samo potraktować kodeksy prawne ze szczególnym uwzględnieniem ordynacji podatkowej? Bo skoro uczeń wyniesie ze szkoły, że wystarczy znać reprezentatywne fragmenty to może wystarczy znać pierwsze dwa zdania ustawy pomijając resztę? Ale to co mnie wkurzyło naprawdę to idiotyzmy wypowiadane przy  wywalaniu z list lektur dwóch pisarzy: Jarosława Rymkiewicza i Jacka Dukaja. Jak rozumiem w ramach uwspółcześniania listy lektur wywalono tworzących w XX i XXI wieku "niejakiego Rymkiewicza" i "pana Dukaja". Bo osoba ministerialna Nowacka tak właśnie określiła tych twórców. Dodała, że ich wywalenie doradzali jej eksperci. Czy mogę poznać nazwiska tych myślicieli na stanowiskach doradców? I od razu poznać powody, dla których należało akurat tych wyrzucić z list lektur? Z ciekawości dopytam jeszcze czy osoba ministerialna i eksperci znają międzynarodowe i krajowe nagrody, laudacje i tytuły dla obu autorów oraz powszechne dowody uznania ich dzieł za wybitne? Odpowiedź, że nauczyciel może wciągnąć ich dzieła na autorskie listy lektur uznaję za nieśmieszny żart. Wycięcie z listy lektur oznacza, że nie tego będzie na testach i egzaminach, a jak pisałem wyżej: jak uczeń nie musi to nie robi. Rozliczany za wyniki egzaminów nauczyciel też ma tak samo. Aż dziw, że osoba ministerialna nie wpadła aby ograniczyć nauczanie matematyki do dodawania i odejmowania, bo przecież dzielenie i mnożenie może być za trudne dla przeładowanych nauką dzieci z dyskalkulią. Absurdalne? A uwierzyłby ktoś kilka lat temu w zakaz zadawania prac domowych? 

Tyle o ministerstwie edukacji. A teraz pora na głupie kroki ministra Adama Bondara. Nie będę wymieniał stosowania prawa "tak jak je rozumiemy" oraz "szukania podstaw prawnych do naszych decyzji". W osłupienie wpadłem za to zapowiedzią akcji naprawy sprawiedliwości przewidzianą na 24 czerwca. Ministerstwo postanowiło powalczyć z tym, że ławnicy w sądach są marginalizowani. Przypominam, że ławnikiem w sądach jest przeciętny Kowalski, który zasiada za sędziowską ławą obok zawodowych sędziów reprezentując "społeczne rozumienie sprawiedliwości". W praktyce ławnicy często są przekonywani przy wyrokowaniu przez sędziów zawodowych. Ktoś określił ich mianem "paprotek" i jakimś cudem dotarło to do resortu sprawiedliwości. Ministerstwo zareagowało  i odpowiedziało listem zawierającym następujący bełkot: "ideą akcji resortu sprawiedliwości jest zmiana zwyczajowego nazywania ławników "paprotkami". W ten sposób resort sprawiedliwości chciał przypomnieć kompetencje i odpowiedzialność związaną z pełnieniem funkcji ławnika". To cytat z pisma z ministerstwa sprawiedliwości do prezesów sądów zarządzając przeprowadzenie akcji w "ramach "odczarowania" stereotypów dotyczących ławników" (kolejny cytat).  Pewnie zastanawiacie się Państwo czy to znaczy: szkolenia dla ławników, zmiany w prawie czy jakieś działanie edukacyjne dla sędziów zawodowych? Nie. Ministerstwo zarządziło, że w określonym dniu o określonej godzinie (24 czerwca o godz. 13) osoby odwiedzające sąd dostaną paprotki zakupione przez ministerstwo. Nie, to nie żart - wyniesienie paprotek z sądu ma poprawić wiedzę i pozycję ławników. Po rządzących zawsze spodziewam się czegoś bardzo głupiego ale i tak czuję zaskoczony. Mam wrażenie, że ci, którzy to wymyślili musieli jakimś cudem uczyć się szkole z wykastrowanymi listami lektur lub chodzić na lekcje logiki a rebours. Inaczej tego idiotyzmu sobie wyjaśnić nie mogę. 

Ponieważ nie mogę się zdecydować, które z ministerstw jest głupsze i bardziej zasługuje na tytuł ministerstwa głupich kroków, więc proszę Państwa o pomoc i podpowiedź z uzasadnieniem. Najlepsze nagrodzę.

(Przemysław Sarosiek/ Foto: DDB))

P.S. W ramach wsparcia ministra Bodnara 24 kwietnia przyjdę do sądu z własną paprotką (mają ich rozdawać tylko po 20, więc może zabraknąć) i kilkakrotnie wyniosę kwiatek z sądu, żeby pomóc ławnikom w odzyskaniu kompetencji i odpowiedzialności. A dla sprawdzenia pomysłów osoby ministerialnej Nowackiej przeczytam "Pana Tadeusza" czytając co drugi wiersz. Za tydzień napiszę do Was co z tego wyszło. 

Aktualizacja: 06/07/2024 02:51
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do