Z przyczyn zdrowotnych musiałam przez dłuższy czas pracować w domu. Wszystko na telefon, na maila, bo nie mogłam wychodzić. I jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, kiedyś człowiek do siebie dochodzi i musi wyjść znów na ulicę, do sklepu, pojechać tu i ówdzie. To ciekawe doświadczenie, widzieć miasto znów, ale inaczej. Zaobserwowałam też coś, czego nie jestem w stanie pojąć i chyba nie pojmę.
Zaczęłam swój felieton od tego, że musiałam posiedzieć w domu. Trochę to trwało. Na tyle długo, że pokończyły mi się różne zapasy, dosłownie wszystkiego. To istotne dla tego co napiszę dalej. Bo w związku z tym, że w końcu zdrowie pozwoliło wyjść i wyjechać, miałam okazję zobaczyć co się dzieje na ulicach, kiedy skończyły się mrozy i stopniały śniegi. A zwłaszcza, co się dzieje w naszym lokalnym handlu.
Kiedy na co dzień człowiek gdzieś biegnie, jedzie, idzie, spotyka się, wszystko w biegu, czasem spokojniej, nie ma czasu na obserwacje. Ale kiedy ma możliwość przyjrzeć się pewnym sprawom tak zupełnie spokojnie, z nawet nieodległej perspektywy, widać zmiany. Nawet po upływie miesiąca z kawałkiem widać różnice i to spore. Zwłaszcza gdy trzeba zrobić zakupy. Ja zauważyłam, że zamiera nam handel w galeriach. Mocno. Jeszcze nie tak dawno trudno było znaleźć miejsce na parkingu, a już na pewno nie blisko wejścia. Teraz nie widzę takich problemów. Znacznie większe kłopoty są z miejscem postojowym gdzieś w centrum, gdzie ludzie przyjeżdżają na spotkania albo załatwić sprawy a banku. Bo po więcej nie ma sensu udawać się do centrum. Handel praktycznie tam nie istnieje. Albo można coś zjeść, albo pójść do placówki bankowej. To już nie to samo centrum Białegostoku, które pamiętam jeszcze z czasów dzieciństwa. W ostatnich latach wiele się zmieniło. I chociaż nie stało się to z dnia na dzień, nie było czasu na analizowanie. Dziś centrum Białegostoku może i wygląda ładniej, ale jest coraz mniej powodów, by tam jechać.
Najwyraźniej też i coraz mniej powodów jest do tego, żeby powstawały tu kolejne galerie handlowe. Odwiedziłam ostatnio kilka z nich. Pustki. Niemal wszędzie pustki. Nie mam pojęcia jak najemcy sobie radzą z opłatą czynszu oraz tym wszystkim, co wynika z zawartych umów. Duże sieciówki na pewno sobie jakoś radzą. W końcu jak nie tu, to sprzeda się gdzieś indziej. Ale mali najemcy… współczuję.
Na Wysockiego, w tym niby dużym centrum handlowym i outletowym, w ciągu dnia przechadzają się pojedyncze osoby. Nie mam pojęcia, jakie są tam dzienne utargi i nie mam pojęcia jakim cudem są tam jeszcze jacyś najemcy. Zajeżdżałam w godzinach wczesnopopłudniowych i wieczornych. Pusto. Pracownicy rozmawiają ze sobą, a na korytarzach zamiast gwaru, słychać odgłosy własnych kroków. Myślałam, że to kwestia miejsca, że jest zlokalizowane dalej od centrum Białegostoku, więc może nie ma co się dziwić. Ale to nie tak. Naprawdę mamy przesyt sklepów.
O tym, że mamy przesyt sklepów przekonałam się w miniony weekend. Wybrałam się z przyjacielem na obiad. Mieliśmy też porozmawiać. Umówiliśmy się w jednej z restauracji w Galerii Jurowiecka. W porze obiadowej w restauracji, oprócz naszego stolika, były zajęte aż całe dwa inne stoliki. To niestety nie koniec. Aby dojść do restauracji musiałam przemierzyć wszystkie piętra i przeszłam się trochę. Chciałam chwilę popatrzeć jak galeria wygląda, ponieważ byłam w niej pierwszy raz. W centrum miasta w sobotę, galeria była prawie pusta. Widziałam też masę niedoróbek i charakterystycznych bannerów reklamowych, które są niczym innym, jak przykryciem dla pustostanów. Co to oznacza? Że nie ma najemców. Nie mam pojęcia, ile pomieszczeń jeszcze czeka na potencjalnych chętnych do zarabiania pieniędzy. Ale myślę, że chętni tak szybko się nie znajdą, zaś właściciel galerii, nie tego się spodziewał, kiedy ją budował.
Podobnie jest w Galerii Auchan na Produkcyjnej i w Alfie. Zresztą w Alfie wydaje się, że coraz więcej jest działań, które mają białostoczanom przypomnieć o tym miejscu – tak po prostu. Organizacja wystaw lub innych wydarzeń, które w żaden sposób nie są związane z handlem, najwyraźniej mają przekonać najemców, że ludzie jednak po galerii się kręcą. I kręcą się – w restauracjach, w kawiarniach, w salonach urody. Ale w sklepach nic się kompletnie nie dzieje. Wieje pustką i wieje nudą. Nie zachęciły mnie rozkrzyczane reklamy do kupienia czegoś na promocji. Mimo, że nie lubię zatłoczonych miejsc, pusty sklep nie zachęca. Człowiek ma wrażenie, że skoro jest pusty, niczego sensownego tam zwyczajnie nie ma.
Jedynymi galeriami, które wydają się radzić sobie i to całkiem nieźle są Atrium Biała i Auchan na Hetmańskiej. Tam jest spory ruch, a przynajmniej takim się wydaje. W pozostałych miejscach nie ma kupujących, nie ma biznesu. Nie rozumiem więc i nie zrozumiem po co nam w Białymstoku kolejne galerie? Żeby pokazać, że mamy? Po co miałaby się budować galeria przy dworcu PKS? Inwestor myśli, że jak przy dworcu będą kręcić się ludzie, to galeria będzie pełna klientów? W samym centrum, gdzie jest sporo ludzi – czyli w okolicach Jurowieckiej i Mickiewicza – klientów jest jak na lekarstwo. Nie mam pojęcia po co zabezpieczać kolejne tereny pod sklepy wielkopowierzchniowe, którymi Białystok już się przejadł i zatkał. Czy ktoś mi jest w stanie to wyjaśnić? O co tu chodzi? Po co nam kolejne, nowe, duże sklepy?
Zobaczyłam za to, że na osiedlach, w niewielkich sklepikach, klienci są. Jest ich coraz więcej. Widzę co rusz ogłoszenia o tym, że taki czy inny sklep poszukuje sprzedawcy, kasjerki. To znaczy, że ruch jest, tylko pracować nie ma komu. Nie wiem jakie warunki oferują właściciele tych sklepików, ale pewne jest, że sklepiki chcą pracować dłużej. Już mało gdzie są zamykane o 18-tej. Przeważnie czynne są do 21 lub 22-ej. Do tego potrzeba co najmniej dwuzmianowej obsługi. Nawet w warzywniakach jest co robić. Ludzie wolą kupić pomidora lub koperek, a nawet jajka, pod nosem i świeże. Nie jadą już do galerii, bo ceny coraz częściej nie przekonują, że warto jechać gdziekolwiek, bo za tyle samo, albo i taniej można kupić pod blokiem.
Patrząc na to wszystko ze spokojem i bez pośpiechu, z ręką na sercu przyznaję, że nie rozumiem i nie zrozumiem, skąd te pomysły o potrzebie budowy kolejnych galerii lub sklepów wielkopowierzchniowych w Białymstoku. Niezależnie od tego, kto chce je budować. Może ktoś mi to wytłumaczy, po co budować nowe?
(Agnieszka Siewierreniuk – Maciorowska/ Foto: Trzecie OKO)
Komentarze opinie