
Wiem, że na koniec roku, albo na początku nowego roku, wszyscy dokonują podsumowań, ocen, analiz wszystkiego lub części tego, co się właśnie kończy. Ja jednak w tym miejscu nie chciałabym się skupiać tak do końca na tym co było, ale postaram się wybiec w przyszłość i nieco poprzewidywać, co może się stać, wiedząc i pamiętając o tym co było.
A było przede wszystkim dziwnie – przynajmniej moim zdaniem. Ale i bardzo głupio. Kiedy zaczynał się nowy rok nie sądziłam, nawet nie zakładałam, że zdarzą się sytuacje, z którymi przyszło mi i wielu innym się zmierzyć. I nie chodzi mi tylko o epidemię koronawirusa, która zblokowała cały świat. Bo działo się wiele rzeczy, o których jeszcze rok temu ciężko było pomyśleć, że się wydarzą. Ale rok temu o tej porze w Chinach faktycznie szalał już koronawirus, a ja w tym czasie chyba byłam jedną z nielicznych, która obserwowała z niepokojem tamtą sytuację i zastanawiałam się, kiedy to dotrze do Polski.
Dotarło już trzy miesiące później. I sparaliżowało życie wszystkim. Pamiętam jak siedzieliśmy z przyjacielem jedząc pizzę, a z telewizora leciały informacje o tym, że od następnego dnia wszystkie lokale gastronomiczne zostaną zamknięte. Żadne z nas wtedy nie zakładało, że potrwa to aż tak długo. Że nie będzie można normalnie się spotykać, że wiele imprez się nie odbędzie, że trzeba będzie kupić dużo maseczek, a programy publicystyczne w telewizjach będą przypominać amatorskie nagrania z pogaduszek różnych ludzi na skype – przynajmniej wizualnie. Pamiętam jak rozmawiałam z wydawcą programu „Jedziemy” i pytałam, czy po wakacjach wracamy do programów ze studia z TVP Info, czy dalej zostaje zdalne łącze. I pamiętam, jak zdziwiła mnie jego odpowiedź, że szybko do spotkań studyjnych raczej nie wrócimy. Ale ani on, ani nikt nie wiedział, jak długo to wszystko będzie trwało.
Dziś wiem, a raczej przewiduję, że taka sytuacja może trwać co najmniej do wakacji przyszłego roku. Choć wydaje mi się, że będzie to trwało jeszcze dłużej, może nawet cały przyszły rok. Ale piszę to dlatego, że obserwuję zachowania ludzi – na żywo i w internecie. Zbyt wielu jest takich, którzy lekceważą obostrzenia. Wielu jest takich, co uważają, że nie ma żadnej epidemii, choć prawie każdego dnia umiera po pół tysiąca ludzi. Wielu jest takich, co mają pretensje do rządu o wprowadzone obostrzenia i zachowują się tak, jak gdyby epidemia koronawirusa zdarzyła się wyłącznie w Polsce, a na całym świecie wszystko hulało jak dotychczas. Tak nie jest i szybko się to nie zmieni. Bo tu się kłania kolejny temat, który się pojawił w tym roku i ciągnąć się pewnie będzie jeszcze długie miesiące.
Oczywiście antyszczepionkowcy, bo to oni się nam masowo objawili. Jeszcze do niedawna antyszczepionkowców było stosunkowo mało, choć ich liczba rosła, głównie dzięki mediom społecznościowym i jakimś dziwnym portalom internetowym. Mówię – dziwnym – bo to nie były jakieś naukowe strony. Zresztą, kiedyś zadałam sobie trud i sprawdziłam kilku „fachowców”, którzy mieli być specjalistami od czegoś tam i od czegoś tam. Najczęściej nie można było potwierdzić istnienia takich medyków w szpitalach, w których mieli pracować, a jeśli już gdzieś ktoś się pojawiał, rzadko kiedy miał specjalność w dziedzinie, w której się wypowiadał. Stąd moja ocena – o dziwnych portalach, choć nie wykluczam, że antyszczepionkowcy mogą mieć rację.
Z drugiej jednak strony, jak tak przypomnę co się działo, kiedy wprowadzono w życie pierwsze szczepionki ponad wiek temu, to wyglądało to podobnie. Ludzie wtedy też byli bardzo nieufni i uciekali przed szczepionkami i medykami, którzy się z nimi pojawiali. Jeśli cofnęliśmy się w rozwoju intelektualnym o ponad 100 lat, choć mamy z każdym miesiącem coraz więcej nowoczesnej technologii, to zakładam, że najbliższa przyszłość nie rysuje się w jasnych barwach. Prawdopodobnie mentalnie i intelektualnie dalej jako społeczeństwo będziemy się cofać, bo większe znaczenie dla wielu mają memy, jakieś wyrywki wypowiedzi grom wie kogo, cytaty z bliżej nieznanych osób i stanowcze wypowiedzi wujka Antka szwagra, który rozmawiał z cioteczną siostrą drugiego męża Stefanii, a ta słyszała od Władka i Halinki, co to wyjechali do Szwecji w 1947 roku. Tak to niestety wygląda. Namawiać do szczepień nikogo nie mam zamiaru, ale jak sobie pomyślę, co w zamian? To mi wychodzi, że albo w przyszłym roku położy nas na łóżka szpitalne lub do grobów COVID-19 zmutowany lub nie, albo szczepionki, które będą miały skutki uboczne, lub nie.
Obawiam się, że w przyszłym roku będziemy mieli znów falę nieustających protestów o byle co i z byle powodu. Bo choć wszyscy są już nimi zmęczeni, albo zniesmaczeni, to wciąż oburzamy się na formę, uczestników – przynajmniej oburza się jedna strona. Bo druga strona twierdzi od kilku lat, że jest już tak źle, że wytrzymać nie można. Mimo, że wytrzymuje kolejny rok i bredzi w koło panie pierdoło o tym, że tu już Białoruś, Korea Północna, czy cokolwiek tam jeszcze. Tych ludzi pomijam, bo żyją we własnym świecie, nie mając pojęcia jak to jest być lanym po całym ciele za to, że się idzie ulicą – tak jest na Białorusi. I nie mają pojęcia, jak to jest umrzeć z głodu lub patrzeć jak matka z ojcem zostają rozstrzelani lub powieszeni, bo za mało entuzjazmu okazali na nowy pomysł wodza – tak jest w Korei Północnej.
Zatem wydaje mi się, że w przyszłym roku będzie jeszcze więcej wycia, będzie jeszcze więcej wulgaryzmów w przestrzeni publicznej, a możliwe, że dojdą do tego rękoczyny. Kościół będzie atakowany jeszcze bardziej, głównie przez tych, co i tak nie mają pojęcia o ludziach go tworzących, ani o dogmatach, na jakich powstał, zaś społeczność LGBT będzie już w takich ilościach, jakich nigdy nie było dotąd w żadnej społeczności na świecie. Bo trzeba będzie czymś to wycie uzasadnić, podobnie jak rzekomy zamordyzm stosowany przez rząd, który do tej pory nie dorobił się więźniów politycznych. Co wcale nie przeszkadza pieprzyć od rzeczy o dyktaturze, reżymie i faszystach. To mnie wcale nie napawa optymizmem. Tym bardziej, że przewiduję dalsze idiotyzmy, które będą wdrażane do naszego życia. Może jakieś nowe parytety? Może obowiązkowy montaż kibli dla trzeciej płci, jakakolwiek by ona nie była? Może odbieranie dzieci rodzicom, którzy nie zareagowali właściwie na informację, że jego przedszkolak z grupy „Muchomorki” poczuł się kobietą lub gejem. Myślę, że Unia Jewropejska może nas jeszcze zaskoczyć.
Na podstawie tego co widziałam w tym roku, choć i nie tylko, obawiam się, że będzie się rozpadało więcej rodzin, a więzy będą słabnąć. Jeśli w tym roku słyszałam, że „stare kurwy muszą wyzdychać”, a tak mówiły Julki o swoich rodzicach, bo nawet nie dziadkach, to czego mam się spodziewać w nowym roku? Nikt tych rozwydrzonych gówniarzy nie ułoży w rok, ani w dwa. Są urodzeni i wychowani w takim dobrobycie, jakiego ludzkość nie znała od początku swojego istnienia. A to powoduje szukanie problemów tam, gdzie ich nie ma i zwracanie się ku utopijnym ideom marksistów i komunistów. Mimo, że komunizm przerabiała Polska, a także inne kraje i nigdzie on ani razu nie zadziałał.
Wbrew pozorom szansy na coś dobrego upatruję w kryzysie. Ktoś może teraz popukać się w głowę. No bo jak to? A no tak to. Jak świat światem, historia to mądra nauka, choć moim zdaniem niedoceniana. Ale w każdym kryzysie następował rozwój – demograficzny, gospodarczy, intelektualny i w zasadzie każdy inny. Bo w trudnych czasach, aby przeżyć, trzeba było kombinować i tworzyć mniejsze, czy większe, ale jednak wspólnoty. Kryzys jako zjawisko jest niszczące, ale wielu ludzi podejmuje z nim walkę na własną rękę. A później dołączają inni. Po każdym załamaniu istniejącego porządku, koniunktury, stabilizacji, zawsze następował zwrot ku wartościom, które pozwoliły wielokrotnie w przeszłości rozwijać się ludzkości coraz lepiej. Być może uprawiam czarnowidztwo, ale kończący się rok był na tyle dziwny, że ciężko mi myśleć inaczej o tym, co nas może czekać niebawem.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: Trzecie OKO)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie